poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Rozdział VIII - Nie piszę, że Cię kocham, bo to bzdura, ale pewnie Cię kocham.
Mówi się, że dusza kobieca jest niezbadana. Dusza męska jednak też ma swoje tajemnice, a zalicza się do nich umiejętne szufladkowanie poszczególnych dziedzin życia. Kobieta, znajdująca się w takiej sytuacji jak Buszek, niechybnie utonęłaby w galimatiasie uczuciowym, on jednak z całym spokojem wrzucił tę glątwę do mentalnej szuflady z napisem "Życie uczuciowe", zamknął i zajął się bez reszty tą opatrzoną etykietą "Praca". A tej było sporo, Resovię czekało bowiem ciężkie spotkanie z Jastrzębskim Węglem, a trzy dni później rewanż z Lokomotivem. Zapieprz na całego, że nie było się kiedy po tyłku podrapać, a co tu dopiero mówić o jakichkolwiek randkach.
Rozpędzona na całego Reska zrobiła z Jastrzębskiego jesień średniowiecza, potem w trybach coś zgrzytnęło i rewanż z Lokomotivem przegrali, jednakże wynik 2:3 dawał Rzeszowianom niezbędny do awansu punkt. To oznaczało, że grafik dalej będzie zagęszczony jak wojskowa grochówka i Buszek musiał poprzestać na kawiano-autobusowych kontaktach z Julką, przysięgając sobie jednak, że gdy tylko będzie miał chwilę wolnego, zaprosi ją gdzieś. W potylicy piskał mu wprawdzie słaby głosik sumienia, przypominający, że latał wszak za boginią Werą, jednakże Rafał wrzucał go do stosownej szuflady, koncentrował się na siatkówce i udawał, że nic nie słyszy.
Julka tymczasem, sama zapracowana co się zowie, miała nadzieję, że teraz może Buszek wreszcie o bogini zapomni ze szczętem. Amnezja go walnie kompletna, luka w życiorysie, amba fatima, wcięło i ni ma. Żadnej Wery znaczy ni ma i nie było.
Tymczasem Resovia przepychała się przez Ligę Mistrzów, torując sobie drogę do finałów. Rozgrywki Final Four, toczące się w Berlinie, stały się koszmarem dla Igły, który padł ofiarą afektu Spiridonowa. Spirik, otrzymawszy zdecydowanego kosza od Winiara, chwilowo przelał uczucia na libero Resovii, który na zaloty Rosjanina reagował wstrętem oraz paniką. Po wygranym półfinale przeciwko Skrze Bełchatów, Krzysiek przerwał pospiesznie entuzjastyczną celebrację zwycięstwa i ewakuował się do szatni, usiłując uniknąć kontaktu ze Spirikiem, który stał przy bandzie i pożerał go wzrokiem.
Ku jego utrapieniu w finale przyszło Resce zmierzyć się z Zenitem Kazań, w którym grał właśnie jego wielbiciel. Dodatkowo uczepiło się go jakieś upierdliwe przeziębienie, to wszystko zaś przełożyło się na brak dostatecznej koncentracji, co skrzętnie wykorzystał Wilfriedo Leon, ostrzeliwując Igłę niczym pancernik Schlezwig Holstein Westerplatte.
No i niestety Resovia przegrała finał z kretesem, 1:3. Julia, widząc Buszka z nosem na kwintę, z wysiłkiem powstrzymała się od wybiegnięcia na parkiet i przytulenia go. Zamiast tego poczekała na dekorację, dopełniając mężnie obowiązków służbowych. Dopełniwszy, spakowała się, westchnęła i skierowała się do wyjścia. I wtedy zaczęły dziać się rzeczy dziwne.
Najpierw o mały włos a rozdeptałby ją jakiś brodaty drągal, który wypadł z hali w takim tempie, jakby ścigało go stado rozżartych tygrysów, chwilę później zaś, w korytarzu, minął ją Igła, prujący przed siebie jak bolid formuły jeden.
- A jemu co? - zdziwiła się na głos. - Spirik przeszedł do rękoczynów?
- Nie - męski głos za jej plecami sprawił, że podskoczyła. Niestety, nie był to Rafał, tylko Dawid Dryja. - Jego kuzynka rodzi. Narzeczona Andrzeja Wrony.
Julka pokiwała głową w geście zrozumienia, tymczasem Dawid zniknął za drzwiami szatni. Na korytarz tymczasem wsypali się rozradowani zawodnicy Zenitu, jeden po drugim, z piesnią na ustach, maszerując do szatni. Z tej trasy zboczył tylko jeden osobnik.
- O, polskaja krasawica! - ryknąl Spirik, najwyraźniej rozamorowany. - Nu, pocziełuj ty mienia!
- Goń się, kartoflany ryju - warknęła Julia, która lubiła go w tym samym stopniu co półpasiec.
- Pocziełuj! - zażądał Spirydonow, chwytając ją w pół. Z ust zionęło mu odorem nie domytych zębisk.
Julia wpadła w panikę. Nie mogła się wyrwać, bo ten drągal dysponował oczywistą przewagą fizyczną. Zaczęła kombinować jak by tu kopnąć go w klejnoty, gdy nadeszła odsiecz.
- Pocałować cię pięścią w twarz? - zapytał spokojnie Buszek.
Spiridonow puścił Julkę, na gębę wypłynął mu głupawy usmieszek.
- Ja zacieśniam przyjaźń polsko - rosyjską - rzekł po polsku z silnym akcentem.
- Idź zacieśniać ją z kim innym - rzekł uprzejmie Rafał.
- Ech, Pszeki, Pszeki... - powiedział Spirik nonszalancko, odchodząc jak gdyby nigdy nic.
- Kretyn. - parsknął Rafał.
- W rzeczy samej, idiota do kwadratu. - dodała Julka. - Ale dzięki za pomoc. - spojrzała na niego zza grubych oprawek.
Rafał poczuł jak jakby w środku przelatywało mu stado motyli, trzepocząc delikatnymi skrzydełkami.
Szuflada z napisem "Życie prywatne" powoli zaczęła się otwierać i nie miał siły jej zamykać. Julka wzbudzała w nim uczucia, które wzbierały jak poziom wody w rzece po wiosennych roztopach.
- Julka, słuchaj już po wszystkim teraz lekko zluzujemy z treningami, może w takim razie wybralibyśmy się do kina?- zapytał zdenerwowany, po czym oblał się pąsem jak dziewica orleańska.
Julkę to zaproszenie całkowicie oszołomiło. Do tej pory wydawało jej się, że ona i Rafał znowu są na ścieżce przyjacielskiej a on nagle wypada z tym kinem. Co ma mu odpowiedzieć? Jak sie zachować? Czy uciąć to wszystko w zarodku i pozwolić mu wzdychać do wyimaginowanej, niedostępnej Weroniki czy pozwolić być z prawdziwą Julką. Ale czy Julka drwal była jej prawdziwym obliczem?
Nie była. A przynajmniej tak uważała prawdziwa Weronika. Wszystko zaczęło się w jej rodzinnej miejscowości jeszcze w czasach licealnych. Panna Płaneta nie ubierała się wtedy jak drwal. Przeciwnie, była obeznaną w modzie nastolatką za którą może nie biegały tabuny chłopaków, ale kilku się podobała. Jednym z nich był Michał, jej pierwsza miłość. Miłość, która okazała się jednostronna a dla Julii bolesna i traumatyczna. Michał założył się z kolegami, że po wakacjach zaliczy najmądrzejszą i dość niedostępną klasową koleżankę. To nic, że potem naprawdę się w niej zakochał, próbując ją przepraszać. Zranił ją tak głęboko, że wszystko co najpiękniejsze postanowiła ukryć pod obszernymi i worowatymi ubraniami. Drwalski styl był niczym zbroja dla średniowiecznego rycerza. Chronił przed męskim wzrokiem a przede wszystkim przed ponownym zranieniem.
Julka wróciła do teraźniejszości.
- No... ja myślę - rzekła niepewnie. - że chyba możemy.
- Super - Rafał rozpromienił się jak wiosenne słoneczko.
Słowo się rzekło, kobyłka u płota, kiedy tylko grafik zluzował, Rafał zjawił się w kanciapie Julki, z marsem na czole.
- Słuchaj... - rzekł niepewnie. - Czy... eee... ty lubisz "Szybkich i wściekłych"?
- Uwielbiam Vina Diesela i Jasona Stathama. A co? - Julka oderwała oko od monitora.
Czoło Busza natychmiast się wygładziło.
- A bo akurat grają i ten, Fabian ma dwa bilety na zbyciu, bo jego dziewczyna uznaje tylko romanse.
- Bierz te bilety! - zarządziła Julia z całą stanowczością. - Idziemy!
Na okoliczność wyjścia do kina Julka postanowiła się delikatnie oddrwalić. Bez przesady i robienia się na bóstwo, bo wtedy zdekonspirowałoby się jej alter ego, ale jednak zrobić z siebie jednostkę płci żeńskiej, a nie pracownika fizycznego w Lasach Państwowych. Wykonała zatem subtelny makijaż, włosy, zamiast w koński ogon zaczesała w gładki kok, z czeluści szafy zas wydłubała ciut bardziej dopasowane niż bojówki spodnie i odpowiednią bluzkę. Nie za bardzo wydekoltowaną i nie nazbyt babciną. Skromność i stonowana elegancja, ot co. Do tego pantofle na małym obcasie, kurtka drwala, żeby się nie zdekonspirować do reszty. Skontrolowała odbicie w lustrze, poprawiła okulary. Można iść, uznała.
- Pięknie wyglądasz - orzekł Buszek, taksując ją od stóp do głów.
- Naprawdę? - zapytała, zastanawiając się w popłochu, czy aby nie przesadziła z tym upiększaniem.
- Naprawdę - odparł Rafał płomiennie, bo też nowe wcielenie Julki szalenie mu się spodobało. Piękna dziewczyna i to piękna naturalnie, nie żaden plastik fantastik.
Kino do którego mieli się wybrać znajdowało się w Galerii Rzeszowskiej. Rafał płynnie wjechał w parking podziemny z którego już pieszo przemieścili się do przyległego kina, gdzie obładowali się napojami i wielkim kubłem z popcornem.
Podczas sensu Julka czuła się w siódmym niebie, pościgi samochodowe i wartka akcja filmu wciągnęła ją momentalnie. Miłym akcentem było również Rafałowe ramię, którym ją objął, czuła się jak na prawdziwej randce. Oboje zagłuszyli swoje wyrzuty sumienia, Julka to że bawiła się w tę durną mistyfikację a Rafał granie na dwa fronty.
Nawet się nie obejrzeli gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, światła na sali rozbłysły a ludzie tłumnie ruszyli ku wyjściu.
Oni jednak nieśpiesznie, jeszcze pod wpływem filmu przeszli po odzienie wierzchnie, skąd skierowali się w stronę parkingu. Gdy wsiedli do samochodu nastała krępująca cisza.
- Genialny film!- milczenie przerwała rozemocjonowana Julka. - Szkoda, że to ostatni obraz z Walkerem.
- Będzie mi brakowało Fastów. - odpowiedział Rafał. - Ale jego bracia dobrze go zagrali.
- Nawet się nie zorientowałam które to były sceny.
Rafał spojrzał na nią jakby chciał o coś zapytać, ale nie mógł się zdobyć na odwagę. W końcu odpalił silnik i zebrał się do zadania pytania.
- Może jakaś kolacja?- zapytał lekko zarumieniony, ciesząc się że w samochodzie panuje półmrok przełamany jedynie światłem ulicznych latarni.
- Chętnie. - odpowiedziała.
- Jakieś propozycje?- zapytał.
- Hmmm, byłam z koleżankami w świetnej, śródziemnomorskiej restauracji na Jagiellońskiej, może tam?
- Ad Remo?
- Dokładnie tak. - przytaknęła.
- Znam ten lokal. No to ruszamy. - Rafał płynnie zjechał w ulicę prowadzącą do restauracji w której zamierzali zjeść kolację.
W sobotni wieczór knajpka była zapełniona, ale właściciel zobaczywszy jednego z siatkarzy Resovii a przy tym mistrza świata, czym prędzej znalazł dla nich stolik w odosobnieniu.
Nie dał się przekonać, że oboje nie zamierzają pić i z uśmiechem na ustach wyciągnął z piwniczki najlepszą butelkę, greckiego wina.
- Na koszt firmy, mój mistrzuniu!- wyszczerzył się, wygładzając palcami czarny wąs.
Po jakimś czasie jedzenie z talerzy zostało zmiecione a butelka osuszona. Rozmowa toczyła się wartko a randkowicze przechodzili płynnie z tematu w temat.
Poprzez Jasona Stathama przeszli na tematy okołobrytyjskie, poskakali trochę po historii Anglii, dotarli wreszcie do Tudorów.
- Jakoś nigdy nie widziałam "Kochanic króla" - stwierdziła Julia, gdy na stół wjechała kawa. - A chciałabym, romanse młodego Henryka... - poruszyła znacząco brwiami.
Rafał, z cukierniczką w dłoniach, zapatrzył się w nią wręcz nieprzytomnie. W nastrojowym świetle lampki wyglądała jak prześliczna nimfa, czknął jego mózg porównaniem ze starej piosenki Daabu. Nimfa w okularach, są takie w ogóle?
- Myślałam, że siatkarze tyle nie słodzą - rzekła nimfa, z niejakim zdziwieniem patrząc na manipulacje Busza. - Już chyba piątą kostkę wrzucasz.
Nieprzytomne spojrzenie Rafała oderwało się od Julki i spoczęło na jego własnych dłoniach, z których prawa nabierała właśnie na łyżeczkę kostkę numer sześć.
- Zamyśliłem się, zwykle słodzę jedną - rzekł, odstawiając pospiesznie naczynie. - "Kochanice króla", mówisz? Mam to na DVD. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, możemy do mnie podjechać i urządzić mały seans.
- Wiesz co? - Julka uśmiechnęła się szeroko. - Nie mam zupełnie nic przeciwko.
Rafał odwzajemnił uśmiech, zamieszał kawę, po czym równocześnie pociągnął tęgi łyk i uniósł dłoń, chcąc przywołać kelnera.
I zamarł niczym pomnik, z ustami wypełnionymi lepką, przeraźliwie słodką cieczą.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się Julka.
Buszek w akcie desperacji przełknął ów syrop, odzyskując zdolność mówienia we właściwym momencie, bo wąsaty właściciel właśnie ku nim nadpływał.
- Rachunek proszę - rzekł, mając wrażenie, że klei mu się cała jama ustna. Julka usłużnie podsunęła mu kieliszek z wodą mineralną.
- Kiedyś mnie poczęstowano herbatą na sposób turecki - powiedziała pocieszająco, gdy on spłukiwał cukier. - Już posłodzoną, tak, jak Turcy mają w zwyczaju. Też się zakleiłam na amen.
- No tak, Turcy lubią na słodko - Rafał odzyskał już możliwość normalnego mówienia. - Dziękuję ci za tę wodę.
- Nie ma za co - Julka się uśmiechnęła i Buszek znów stracił kontakt z Ziemią.
Kiedy dotarli do mieszkania Rafała, przed drzwiami siedział wielki, błękitny, długowłosy kocur z kitą jak wiewiórka.
- To twój? - zapytała Julia. - Śliczny!
- Pierwszy raz go widzę - odparł Rafał.
Kocur podniósł się i otarł o nogi Buszka, mrucząc przy tym jak nieduży silnik.
- Z postury przypomina brytyjczyka, ale musi być jakąś mieszanką wedlowską bo jest puchaty i ma kryzę jak persy.
- Skąd ty tyle wiesz o kotach? - zapytał siatkarz.
- Moi rodzice są weterynarzami, mamy w domu siedem kotów i dwa psy. - uśmiechnęła się szeroko.
- Niezłe stadko. A co zrobimy z tym jegomościem? Skoro jest taki rasowy to pewnie komuś zwiał?
- Wygląda na kota domowego, ale z autopsji wiem że ludzie to bydlęcia i porzucają swoich pupili wszędzie gdzie się da. Najlepiej go weźmy. - Julka schyliła się po błękitnego kocura, ale on widocznie miał inne plany. Jak gdyby nigdy nic podskoczył i władował się w ramiona zaskoczonego Buszka.
- On już wybrał obiekt westchnień. - zachichotała.
Kocur ani myślał odklejać się od Rafała, włączył diesla domagając się pieszczot i miziania. Rafał przekazał klucze Julce, która czym prędzej otworzyła mieszkanie wpuszczając Buszka z kotem który go adoptował.
- Czy koty zawsze tak dużo mruczą?- zapytał zszokowany.
- Jak czują się bezpieczne i kochane to mruczą prawie cały czas. - odpowiedziała. - Cyfer mojego taty nie opuszcza go nawet na krok, nawet przyjmuje z nim w gabinecie. Z kolei Sulejman mojej mamy śpi między nią a ojcem. Tata nie jest z tego zadowolony, ale dzielnie znosi osobę trzecią w sypialni.
- Osobę? - roześmiał się Rafał.
- No spójrz na niego - Julka podrapała kota po głowie. - I powiedz, że nie jest osobą.
- Jest - zgodził się siatkarz. - Osobą, a nawet osobistością.
Delikatnie postawił kocura na podłodze.
- Mmmmrrrau! - oznajmił kot i zupełnie jakby mieszkał tu od zawsze, pomaszerował do kuchni.
- To ja sprawdzę, czy mam coś, czym można go nakarmić i zrobię nam coś do picia, a ty nastaw film. Jest gdzieś w szafce pod telewizorem - Rafał machnął w kierunku urządzenia, jednocześnie podążając za kocurem.
Julka odnalazła płytę bez trudu, po czym na chwilę zaplątała się w pilotach, nie wiedząc który jest od czego. Z kuchni dobiegało pomiaukiwanie kota i głos odpowiadającego mu Buszka.
- Który pilot jest od czego? - zapytała gromko.
- Czarny od telewizora, szary od dvd - poinstruował Rafał. - Kawa, czy herbata... no masz tu jajko, nic innego nie mam!
- Jajko? - spłoszyła się lekko Julka.
- To nie do ciebie, to do kota - zaśmiał się Buszek. - Kawa, czy herbata?
- Herbata! - odparła Julia, mierząc czarnym pilotem w odbiornik.
Dioda na telewizorze zamrugała nerwowo, po czym z czerwonej zrobiła się zielona.
Rafał i kot, który łaskawie zgodził się zjeść zaproponowane mu jajko, wrócili z kuchni, jeden z tacą, drugi z godnością.
- Myślę - stwierdziła Julka, patrząc na moszczące się na fotelu zwierzę. - Że powinien nazywać się Ignacy.
Rafał postawił tacę z parującymi kubkami na niskim stoliku przed kanapą.
- Wiesz co, on całkiem wygląda na Ignacego - orzekł. - Hej, kolego, jesteś Ignacym?
- Mrrrrr - odparł sennie kot.
- No to mam Ignacego - zaśmiał się siatkarz i siadł na kanapie obok Julki. Cukiernicę przezornie odsunął na koniec stołu, dostępny tylko dziewczynie. - Zaczynajmy.
Julka uruchomiła film, lecz okazał się on rozczarowaniem, mało mając z faktyczną historią romansów sióstr Boleyn z Henrykiem VIII, z którego w tym filmie zrobiono smętnego pantoflarza. Oboje, i Rafał i Julia, coraz mniej uwagi poświęcali obrazom na ekranie, coraz więcej zaś sobie nawzajem, częściej patrząc sobie w oczy, niż na Henryka i jego kochanki.
Najpierw ręka Buszka przewędrowała wzdłuż oparcia kanapy i objęła ramiona Julki. Potem głowa Julii jakoś tak skłoniła się na bark Rafała, potem zaś on, się poruszył, jakby chciał się poprawić i dziwnym trafem jego usta znalazły się bardzo blisko jej warg.
Julka zdjęła okulary i przymknęła oczy.
Zaczęli się całować, namiętnie, mocno, głęboko, dłonie Rafała wędrowały po ciele Julki, a jej ręka wylądowała na jego muskularnym karku, pieszcząc i gładząc.
Ignacy otworzył leniwie jedno złociste oko. Ci jego nowi ludzie byli całkiem fajni, stwierdził, ale czy oni się przypadkiem nie zassali?
__________________________________________________________________
Witajcie!
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią ósemka pojawia się z lekkim poślizgiem. Byłaby wczoraj, gdyby Fiolka nie wbiła gwoździa przed komputerem :D
Miłego czytania! Fiolka&Martina :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie wiem jak to robicie, ale kiedy czytam kolejne rozdziały nie chcę żeby się kończyły. Coś wspaniałego! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNapiszę tak: chętnie zamieniłabym się pracą z Julką (szanując swoją ogromnie), ale dla takich wrażeń to choćby i na tydzień... :))) Czytam i od razu poprawia mi się nastrój Ps. Ciekawe czy Buszu czyta czasem o sobie... wybuchając gromkim, zdrowym śmiechem... Niesamowite teksty, szacun :)
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńOjej, Ignacy! :D Uwielbiam tego kocura. Takie wielkie bydlę, ale wygląda na kochanego.
OdpowiedzUsuńNo, no, no, Rafał chyba zupełnie zapomniał już o Werze. :) Ale pewnie, znając życie, ona zaraz się pojawi, i będzie problem. :D
Randka wypadła idealnie. :) Cieszę się, że Julka się przełamała. I mam nadzieję, że zaraz się nie przestraszy i nie przeprosi Buszka za to, co robi. :D
Pozdrawiam. :)
Wow, to jest po prostu genialne!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać dalszych części i tego jak to się wszystko potoczy ;)
Końcówka najlepsza *.* No i Ignacy chyba będzie teraz moją ulubioną ''osobistością'' :D :D
Pozdrawiam ciepło :**
Powtórzę po poprzedniczce, ale końcówka najlepsza <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się kierunek, w którym to wszystko zmierza, tylko dlaczego on jeszcze nie widzi że Julka i Wera to jedna dziewczyna? :D Faceci...
Dziękuję za cudowny odcinek i z niecierpliwością czekam na kolejny :)
Spirik to nie człowiek, to stan umysłu. Dość oryginalny gust ma ów rosyjski siatkarz, oczywiście nie uwłaczając niczego Julce, bardziej mam na myśli Igłę. Cóż, najwidoczniej jest spragniony wielu wrażeń ;)
OdpowiedzUsuńKtóż by pomyślał, że za wizerunkiem głównej bohaterki kryje się uczuciowe rozczarowanie? Postronny obserwator mógłby pomyśleć, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie nie ma żadnego wyczucia stylu.
Oj, Rafale, no i po co ci ta Wera? Przecież wraz z Julią nadajecie na tych samych falach. Myślę, że dla Buszka aparycja Płanety jest sprawą drugorzędną (choć i tak widać, że potrafi dostrzec w niej ukryte piękno), bardziej chodzi mu o Werę i związane z nią wyrzuty sumienia, dlatego podejrzewam, że ten pocałunek wcale nie sprawi, że dojdzie do jakiegoś znaczącego przełomu w ich relacjach.
A puenta rozdziału mistrzowska! No zassali się jak jakieś odkurzacze! :P
Pozdrawiam :)
Świetny :D
OdpowiedzUsuńOjejciu, kotka znaleźli :D Ignacy, idealne imię dla kota :)
Randka udana, a komentarz kota na koniec, zajebiaszcza :D
Pozdrawiam i czekam na następny ;**
Ignacy to zwycięzca tego rozdziału! Jakby kotem nie był, to bym za niego wyszła! ;D
OdpowiedzUsuńPorównania oczywiście znowu mnie powaliły! Ja nie wiem, skąd wy bierzecie takie pomysły, ale wychodzi świetnie! Rafał zaczął dostrzegać w Julce kogoś więcej! Na to liczyłam, kiedy zaczęli spędzać więcej czasu na rozmowach niż przeciętni, obojętni sobie ludzie. I cieszę się bardzo, że Wera poszła w odstawkę. Martwię się tylko, że kiedyś cały ten przekręt może się wydać i mocno Rafała zranić. W końcu nikt nie chciałby być tak zrobiony w konia.
Nie sądziłam, że za zainteresowaniem leśnymi stylem Julki, stało coś więcej. Myślałam, że po prostu nie podąża za modą. Bo nie każdy lubi to, co lubi cały świat. A jak widać, Julia przeżyła to i owo.
Ignacy był jedynym świadkiem wybuchu miłości pomiędzy naszą dwójką, więc uznaję go za ojca tego związku. Od teraz ma pilnować, by wszystko było między nimi dobrze! ;D
Pozdrawiam i całuję! ;*
Kocham te wasze porównania, związki frazeologiczne i wszystko <3
OdpowiedzUsuńA akcja ze Spirikiem boska. Dzięki!