niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział VI - Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę.




    Gdyby Rafał Buszek nie był tak potwornie zajęty wykonywaniem swojej pracy, czyli graniem, mógłby zauważyć, że pracownica biura prasowego Resovii, panna Płaneta, przeżywała mecz z Politechniką wyjątkowo mocno. Na szczęście był zarobiony za trzech, nie widział przeto opłakanego stanu w jakim znajdowała się Julka.
Rozczochrana bardziej niż zwykle, próbowała kryć malinowe wypieki na policzkach za ekranem monitora, do którego nieustannie mamrotała.
    - Co ty robisz, Szupsiu, no błagam - bulgotała pod nosem. - Szybkie 3:0 miało być, a wy co, Polibuda zaraz wyrówna, no litości...
Polibuda, w rzeczy samej, wyrównała, zrobiło się 1:1, set trzeci zaś bynajmniej nie przyniósł nadziei na szybkie zakończenie spotkania. Wręcz przeciwnie, Resoviacy dawali się łomotać, Igła z furii przypominający kolorytem dojrzałego pomidora darł się na kolegów, domagając się stanowczo, żeby zaczęli wreszcie grać, a Julia pogrążała się w czarnej rozpaczy.
No jak nic będą teraz wyciągać na tie breaka i jak ona ma zdążyć potem wrócić do domu i przeistoczyć się w Werę? Przecież nie pójdzie na randkę z Rafałem, z własną twarzą!
    Najgorsze przypuszczenia Julki się sprawdziły Resoviacy doprowadzili do tie breaka, którego zresztą zdołali wygrać, co stanowiło dla Julii jakąś pociechę. Doprowadziwszy do końca obowiązki zawodowe wystrzeliła z hali niczym rakieta międzyplanetarna i biegnąc przez kałuże na parkingu, dopadła samochodu, po czym z przeraźliwym piskiem opon opuściła Podpromie.
    Tymczasem Rafał po meczu wpadł w dobry humor. Wygrana, będąca w sporej części jego własną zaslugą, do tego w perspektywie randka z Werą - życie było, doprawdy, piękne. Odruchowo uśmiechnął się do siebie, wkraczając do szatni, uśmiechem szerokim i promiennym niczym reflektor przeciwlotniczy.
    - Oho - mruknął Igła. - Buszman zaczyna świecić. Nie wiem co jest grane, ale to się może skończyć śpiewem.
    - Mówisz? - Tichacek obejrzał się podejrzliwie na Busza, znikającego pod prysznicem.
    - Czuję to - oznajmił Igła uroczyście.
    - Krzychu został jasnowidzem - parsknął Achrem.
    - Wróżbita Krzysztof! - Fabian odsłonił w uśmiechu nieprawdopodobną ilość zębów.
    - Booooorn to be wiiiiiiiild! - zaryczało spod prysznica, zajmowanego przez Rafała.
    - Igła, numery w totka też przewidujesz? - zainteresował się Dawid Dryja.
Krzysztof zawinął na głowie turban z ręcznika i przybrał bardzo uduchowioną minę.
Odświeżony, wypachniony i elegancko przyodziany Rafał wkroczył w progi restauracji Bohema pięć minut przed godziną ósmą i korzystając z przewagi wzrostu nad większością populacji jął wypatrywać na sali swego bóstwa.

     Tymczasem  bóstwo w zaciszu swojego m4 walczyło z lokówką, która niechybnie była dziełem jakiegoś podłego samca, chcącego pognębić ród kobiecy.
    - No ja pierdolę!- wyrwało się Julce gdy zbliżyła metalową końcówkę zbyt blisko nasady głowy. - Jak tam dotrę to będę mieć spalone kudły a nie loki jak z reklamy!
    Jakimś cudem Weronika kręciła włosy w ciągu dwudziestu minut? Ona ślęczy już nad tym godzinę a tymczasem w Bohemie czeka na nią Rafał. W momencie gdy o nim pomyślała jej smartfon pozostawiony na umywalce zatrząsł się i gruchnął uwerturą z musicalu Taniec Wampirów. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Rafała, Julka starała się jedną ręką przytrzymywać lokówkę z nakręconym puklem włosów a drugą odebrać połączenie, ale wrodzona fajtłapowatość doprowadziła do tego że telefon spadł za kosz z brudną bielizną a ona znowu poparzyła się metalową końcówką. Syczą z bólu jakoś zdołała odebrać zanim Buszu straci cierpliwość i się rozłączy.
    - Halo? - zapytała lekko piskliwie.
    - Cześć, tu Rafał. - odpowiedział Buszek. - Bo wiesz byliśmy dzisiaj umówieni...i zastanawiam się czy to nadal aktualne?
    - Pewnie. - odpowiedziała bardziej w stylu Julkowym niż wystudiowanym i wymodulowanym głosem Wery. - Tylko mam mały problem bo zgubiłam klucze i czekam na Julkę a ona pojechała na zakupy prosto z pracy i jeszcze nie wróciła. - zełgała bez mrugnięcia okiem. - Ale dzwoniła że zaraz będzie i jak tylko przekroczy próg to przyjadę do Bohemy.
    - Może po ciebie podjechać?- zapytał uprzejmie.
    - Nie!- powiedziała nazbyt szybko. - Nie fatyguj się, taksówką z mieszkania Julki to będzie jakieś piętnaście minut.
    - Jesteś pewna? - indagował.
    - Absolutnie - odparła stanowczo Julia. Jeszcze by tego brakowało, żeby tu wpadł i zastał ją w połowie transformacji.
    - To w takim razie czekam na ciebie - w głosie Rafała zabrzmiało coś takiego, że Julia była nawet gotowa usmażyć sobie tą piekielną lokówką uszy, byle tylko dotrzeć na spotkanie.
    Nie usmażyła sobie nic, włosy ułożyła, umalowała się, ubrała i wypadła z mieszkania, łapiąc po drodze okrycie wierzchnie. Przed blokiem stwierdziła, że zamiast płaszcza narzuciła na siebie przez pomyłkę swoją drwalską kurtkę w kolorze wojskowej zieleni, w dzikim popłochu pogalopowała zatem na powrót do mieszkania, by wrócić z właściwym elementem odzieży wierzchniej, to jest eleganckim płaszczykiem.
    Z samochodu przed restauracją wypadła w tempie rozpędzonego królika Bugsa, po czym uświadomiła sobie, że jest w tej chwili Werą, elegancką kobietą, a eleganckie kobiety tak nie chodzą. Odetchnęła głęboko, zmieniła krok na miękki i dostojny i weszła do Bohemy.
Rafał na jej widok zerwał się od stolika, niemal wywracając ów mebel swymi długimi nogami. Za blat złapali równocześnie, Buszek się zarumienił dziewiczo, Julia zaś zapatrzyła w niego jak w zjawisko paranormalne.
    - Miło cię widzieć - rzekł Rafał, odsuwając Julii krzesło. Wykrzywił się w uśmiechu, który miał być uprzejmy, a był niewątpliwie idiotyczny.
    - Co...? - Julka oderwała się od kontemplacji buszkowej urody. - A! Mnie też jest miło!
Usiadła i przywołała na twarz uśmiech.
    Przez chwilę szczerzyli się na siebie nawzajem, nie wiedząc co powiedzieć. Po głowie Rafała, oszołomionego pojawieniem się bóstwa tłukły się jakieś oderwane strzępki porad z dziedziny savoir-vivre. Neutralny temat, zacząć na neutralny temat...
    - Piękną mamy dziś pogodę! - strzelił desperacko.
Julka odruchowo spojrzała w okno restauracji, przez które widać było spowitą w ciężką mgłę ulicę.
    - Wręcz prześliczną - odpowiedziała, śmiejąc się. - Jak z angielskiego kryminału!
    - Prawda? - poparł ją gorąco Rafał, czując, że przed chwilą zrobił z siebie półgłówka i próbując z tego wybrnąć. - Jest tak, jakby z tej mgły mógł lada chwila wychynąć Sherlock Holmes na tropie Moriarty'ego!
    - Najbardziej interesująca wersja Moriartego - stwierdziła z głębokim przekonaniem Julka - wystąpiła w serialu BBC, tym z Cumberbatchem. Oglądałeś może?
    - Wszystkie odcinki - odparł z zachwytem Rafał, fan brytyjskiej produkcji.
Lody pękły z niemal słyszalnym trzaskiem.
    Kolejne godziny minęły im jak film na przyśpieszeniu, kelnerzy zmieniali talerze nad którymi nasza dwójka prowadziła ożywioną rozmowę. Z Sherlocka płynnie przeszli na Doctora Who, Torchwood, Gre o tron, Tudorów i wszystkie najnowsze produkcje z ostatnich lat. Buszu ledwo powstrzymywał się by nie patrzeć na swoją rozmówczynię maślanym wzrokiem zakochanego spaniela. Z Weroniką rozmawiało mu się tak dobrze jak z nikim do tej pory. Co prawda kilku jego znajomych oglądało seriale, ale nikt nie podzielał jego zamiłowania i namiętności do brytyjskich dzieł małego ekranu. Jego eks już małżonka od zawsze powtarzała mu że jego prawdziwą małżonką jest siatkówka a kochanką ekran laptopa i długie, czasami całonocne seanse filmowe.
    Dzisiaj nie mógł się nadziwić, że poznana ledwie kilka tygodni temu dziewczyna nie dość że oszołomiła go swoją urodą to jeszcze dopasowali się zainteresowaniami.
    - Wiesz że Grę o tron częściowo kręci się w Chorwacji? Planowałyśmy z We....z Julką wybrać się tam na wakacje i trochę pozwiedzać.
    - Nie wiedziałem. Polecam Chorwację byłem tam kilka lat temu w podróży....- zamilkł nagle a na jego policzkach pojawiły się krwawe rumieńce.
    - Wiem, że jesteś rozwodnikiem. Julka mi mówiła. - odpowiedziała dziewczyna. - Zupełnie mi to nie przeszkadza. - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
    Rafał odetchnął z wyraźną ulgą. Wiedział, że nie każdy chce zadawać się z osobą po przejściach. Co prawda nie mógł o sobie powiedzieć, że rozstał się w jakiś beznadziejnych sposób ale zawsze coś go będzie z byłą żoną łączyć. Co prawda małżeństwem byli przeraźliwie krótko, ale kilka lat związku nie da się ot tak wymazać.
    Po tym chwilowym potknięciu konwersacja znowu popłynęła wartko niczym górski potok i nawet pojawienie się dań na stole nie zdołało jej wyhamować. Prawdę mówiąc Julka nie miała nawet pojęcia co zamówiła, Rafał zaś był tak zajęty tonięciem w rozmowie i w oczach rozmówczyni, że w ogóle nie zauważał co je. Zapewne zjadłby nawet potrawkę z płyty wiórowej w sosie własnym, gdyby ktoś ją przed nim postawił.
"Gdzie ona była przez całe moje życie?" myślał w upojeniu. Piękna, inteligentna, do tego mieli tyle wspólnych tematów, tyle pasji, które mogliby dzielić!
"Gdybyż tylko on potrafił dostrzec, że ja to ja" myślała w tym samym czasie Julia. "Taki cudowny facet i taki ślepy! Święta Petronelo, co ja mam zrobić? Przecież jeśli on się dowie, to będzie koniec!"
    Było to odrobinę nielogiczne, a nawet wewnętrznie sprzeczne, ale Julka tego nie zauważyła. I nic dziwnego, gdyż siedzący pół metra dalej atrakcyjny mężczyzna, lśniący urodą i intelektem, o poczuciu humoru nie wspominając, zdołałby zmącić tok myślenia nawet pani profesor logiki.
    - A wiesz co, czasami kogoś mi przypominasz - zauważył Rafał, dolewając wina do kieliszków.
Julka nieomal zakrztusiła się deserem.
    - Tak? - zapytała słabo. - Kogo?
    - Julkę, twoją kuzynkę - odparł. - Macie podobne oczy. No i obie jesteście barrrrdzo inteligentne babki.
    W jestestwie Julii eksplodowała bardzo skomplikowana mieszanka emocji, w której rozanielenie ("On dostrzegł moje oczy!") brało górę nad niepokojem, a całość tworzyła nierozplątywalny galimatias.
Zanim zdecydowała co właściwie czuje, deser się skończył, kawa została wypita, wino też i znienacka zrobiło się nieprzyzwoicie późno.
    - Muszę już lecieć - rzekła z żalem Julia. 
    - Poczekaj, przecież nie będziesz wracać sama - w Rafale ocknęły się cechy rycerskie. - Zamówię taksówkę i cię odwiozę.
Julka załopotała z wdzięcznością rzęsami, co wysłało Buszka niemal na orbitę okołoziemską.      Uregulował rachunek, zawezwał przez komórkę taksówkę, żałując nieco, iż nie jest to karoca, po czym z pełną dżentelmenerią pomógł damie wstać od stołu i wdziać płaszczyk, a odziawszy się sam, podał jej ramię. Serce damy tymczasem roztopiło się niczym masło na rozgrzanej patelni.
     W taksówce trochę rozmawiali, ale głównie patrzyli na siebie nawzajem, żałując, że droga do mieszkania Julki trwa kwadrans a nie, powiedzmy, półtora stulecia. Potem Rafał, jak na rycerza przystało, odprowadził Julkę pod samą klatkę schodową. Przez chwilę stali, milcząc, nie wiedząc co powiedzieć.
     - Było mi naprawdę miło się z tobą spotkać - Julia przełamała ciszę. - I mówię to szczerze, nie grzecznościowo!
    - Mnie również - odparł Rafał natychmiast. - Spotkamy się jeszcze, prawda?
    - Tak... - odparła Julka, zanim zdołała się opanować.
    - No to...  - Buszek chrząknął. - Dobranoc.
    - Dobranoc.
Rafał nachylił się, chcąc pocałować ją w policzek, jednak Julka tak jakoś odwróciła głowę, że niechcący trafił w kącik jej ust. Poczuł jak na twarz wypełza mu ten cholerny rumieniec.
    - Ja... - chciał coś powiedzieć, sam nie wiedział co, wciąż z ustami przy jej twarzy.
    - Tak? - szepnęła.
Rafał spojrzał w jej oczy i utonął. Sam nawet nie wiedział jak to się stało, że zaczął całować jej usta, tym razem już całkiem nieprzypadkowo, a za to głęboko i mocno.
A potem to już przepadło.
Trwali tak, zatopieni w głębokim pocałunku, aż zniecierpliwiony taksiarz zatrąbił, burząc całą atmosferę.
    - Musisz iść - Julce wrócił znienacka zdrowy rozsądek.
    - Ano muszę... - rzekł Rafał ze szczerym żalem. - Dobranoc.
    - Dobranoc - odparła Julka. 
Po czym uciekła do mieszkania.
    Zatrzasnąwszy drzwi oparła się o nie prawie zsuwając się po nich na podłogę. Pocałował ją! Święty Jezu na bananie, On ją pocałował! I to jak? Nigdy w życiu nie przeżyła czegoś takiego! Co teraz ma zrobić? Przecież nie całował Julki tylko Weronikę, nie może całe życie udawać kogoś kim nie jest! 
    Jej rozmyślania przerwał dźwięk komórki dobiegający z kopertówki trzymanej w dłoni. Julka niechętnie wysupłała telefon z ciasnej przegródki, machinalnie przykładając go do ucha. 
Po drugiej stronie odezwał się donośny głos prawdziwej Weroniki. 
    - Haaaaalo ziemia! Halo jak mnie słyszysz?!- niemalże wrzasnęła Wera. W tle słychać było tętniącą muzykę klubową. 
    - Średnio gdzie jesteś? - zapytała słabo Julka. 
    - Jak to gdzie? Jest sobota wieczór, jestem w klubie! - zaśmiała się kuzynka. - A ty jak po randce z tym siatkarzem? 
    - Jakoś. 
    - Jakoś? Umawiasz się z mistrzem świata i komentujesz to jednym słowem? Nie poznaję cię. - parsknęła. - A chłopina chociaż się niepołapał że robisz go w konia?
Julia miała ochotę udusić kuzynkę kablem od telefonu stacjonarnego. 
    - Nie robię go w konia! Tak jakoś wyszło, wiesz że nie zrobilam tej maskarady specjalnie! 
    - Oj wiem że jesteś prostolinijne dziewczę o wyglądzie gajowego i dobrowolnie nie oszukałabyś nawet księdza w konfesjonale, ale sytuacja może wymknąć ci się z pod kontroli. Kiedyś będziesz mu musiała powiedzieć, że Julka drwal i sexbomba Wera to jedna i ta sama osoba. Co wtedy?
    - Będę się martwić jak się dowie. Na razie nie chce mi się o tym gadać. 
    - Pewnie, najlepiej zamieść wszystko pod dywan. Przemyśl to sobie bejbe ja tymczasem wybywam bo blokuję łazienkę. Buziol!
    - Buziol...- odpowiedziała Julia człapiąc do łazienki żeby zmyć z siebie barwy bojowe. 
Kładąc się do łóżka cały czas myślała o Rafale i tym co powiedziała jej Weronika. Przewracała się z boku na bok, podczas gdy złośliwy sen nie chciał nadejść. A gdy już odpłynęła w ciepłe objęcia Morfeusza śniła o nieśmiałym uśmiechu Buszka i własnej głupocie która pchnęła ją do tej maskarady. 
    Następnego dnia Rafał wkroczył do klubu w nastroju tak znakomitym, że nie do ukrycia. Cały świat w jego oczach promieniał blaskiem słonecznym (choć tak naprawdę było pochmurno, wietrznie i deszczowo), a błotniste chodniki Rzeszowa słały się pod stopy kolorowym kwieciem. Niemalże gołym okiem było widać ten różowy obłoczek szczęścia, otaczający Buszka, co rzecz jasna nie uszło czujnym oczom kolegów. Trudno byłoby im zresztą przeoczyć nietypowy stan ducha Rafała, gdyż właściciel owego ducha wszedł do szatni krokiem tanecznym, naśladując Michaela Jacksona.
    - A temu co? - zdziwił się trener, którego Buszek - Jackson minął zgrabnym moonwalkiem w drzwiach.
    - Porzucił karierę wokalną na rzecz tanecznej - orzekł Igła. - Mam przynajmniej taką nadzieję.
    - Masz coś do mojego wokalu? - odparł Rafał, rzucając torbę na podłogę w zgrabnym piruecie.
    - Absolutnie nic, Pavarotti - zapewnił Krzysiek. - Ale powiedz, co ci tak wesolutko dzisiaj?
W odpowiedzi Rafał przemierzył drogę do swojej szafki tanecznym pasażem.
    - Niebo się przede mną otwarło! - oznajmił tajemniczo.
    - Mało, że tancerz, to jeszcze i poeta - podsumował Schoeps. - Czy to się leczy?
    - Nie wiem, trzeba zadzwonić do Jarosławia - Łukasz Perłowski udał głębokie zafrasowanie.
    - Do Jarosławia? - zdziwił się Niko Penczew.
    - No, do wariatkowa - wyjaśnił uczynnie Dawid Dryja. - Busza trafiło.
    - I to chyba w głowę! - zarżał Fabian. - I ja wiem co!
Buszek, ignorując przycinki kolegów, przywdziewał tymczasem strój treningowy, wciąż w tanecznych pas.
    - Miałem wczoraj dobry wieczór - rzekł głosem rozmarzonym. - To wszystko.
    - No ja myślę, z taką laską to musiał być dobry - Drzyzga uśmiechnął się jak głodny rekin. - Wyrwał tę boginię w czerwonym! Był z nią wczoraj na randce w Bohemie, wiem, bo tam znajoma mojej dziewczyny pracuje!
    - Jeszcze wydrukuj to na plakatach i rozlep na mieście - poradził Igła zgryźliwie. Do Buszka, pozostającego w stanie nirwany nic nie docierało.
    - Ale dlaczego na plakatach? - Fabian wyraźnie nie zrozumiał.
    - Masz za długi ozór, Fabianku - wyjaśnił Alek. - Nie chlap nim tyle, bo go sobie przytniesz.
    - Dajcie mu spokój - rzekł wspaniałomyślnie Rafał w oparach szczęścia. - Przecież nie chciał nic złego. Prawda Fabian?
Klepnął Drzyzgę w plecy, aż zadudniło i w podskokach udał się na trening.



_____________________________________________________________________
Witajcie!
Zgodnie z obietnicą złożoną Wam kilka dni temu przybywamy z nowym rozdziałem(Fiolka z nowym laptopem) i nowymi siłami do dalszej walki z niechciejem. 
                                                  Miłego czytania!
                                                                 Fiolka&Martina :)

czwartek, 23 lipca 2015

Letnie ogłoszenie parafialne!




Drogie Czytelniczki! 


Przez wzgląd na szereg różnych zdarzeń w życiu prywatnym, jak i częstej awarii mojego komputera, miałyśmy z Martiną plan żeby zawiesić naszą blogową działalność. Jednakże odzew o kontynuację jest spory i my w tej sytuacji postanowiłyśmy wyjść Wam naprzeciw. Chwilowo nie posiadam komputera, gdyż w czasie mojej miesięcznej nieobecności w kraju uległ wypadkowi, ale w tym tygodniu będę miała możliwość korzystania ze sprzętu siostry. Co za tym idzie powinien pojawić się rozdział. Czekajcie wytrwale!    
                                                                                     Fiolka