poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział XII - " Znów pragnę ciemnej miłości, miłości która zabija."



    Rafał bez wahania podążył za Julką wzbudzając w znajdujących się wewnątrz damskiej toalety kobietach konsternację.
    - Nie pomylił pan czasem toalet?- zapytała jedna z nich.
    - Nie. Szukam dziewczyny w czerwonej sukience. - rzekł z mocą. - Widziałem jak tu wchodzi.
Kobieta uśmiechnęła się kpiąco.
    - No to nieźle narozrabiałeś. - zauważyła złośliwie. - Jest w ostatniej kabinie. - powiedziawszy to poklepała go współczująco po ramieniu kierując się do wyjścia. Reszta dziewczyn momentalnie skończyła "pudrowanie nosków" i szybciutko zmyły się z pola widzenia.
    Rafał ruszył przed siebie słysząc pochlipywanie dochodzące z ostatniej kabiny. Ta na jego szczęście nie była zamknięta a w środku ukazała mu się zapłakana Julka z rozmazanym makijażem. Spojrzała na niego swymi błękitnymi oczami, wyjątkowo nieskrytymi przez okulary.
    - Co tu robisz?!- ocknęła się z zamyślenia. - Przyszedłeś się nade mną pastwić ? Nie wystarczy ci że zrobiłam z siebie pośmiewisko? Po co pchałeś się do niego z łapami?
    - Obmacywał cię. - mruknął Rafał. - Prawie wsadził ci rękę pod sukienkę.
Julka ze złości skoczyła na równe nogi. Nawet na dziesięciocentymetrowych szpikach sięgała mu zaledwie do brody. Zadarła głowę mierząc Buszka złowrogim spojrzeniem.
    - Co cię to obchodzi?! Zostawiłeś mnie! Mam prawo robić co chcę! - wrzasnęła.
    - Ja sam nie wiem kogo zostawiłem Julię czy Weronikę?!- wściekł się. - Zagrałaś na moich uczuciach!
    - Mam się kajać na kolanach?! Miałam swoje powody, przypominam ci tylko że nie zainteresowałeś się okularnicą ochlapaną na kolorowym moście, tylko blondynką w czerwonej sukience. Zapomniałeś jak prosiłeś mnie o kontakt do bogini Weroniki? Pomyśl jak wielkie było moje upokorzenie gdy wiedziałam że zamiast w oczy patrzysz mi w cycki ,a właściwie nie mi tylko wyimaginowanej Werze!
Buszek spłonął rumieńcem, owszem było mu wstyd, ale to uczucie zdominowała wściekłość na Julkę, siebie i całą tą popapraną sytuację.
    - Kobieto!- złapał ją za ramiona. - Nie zauważyłaś że zapomniałem o Weronice ponieważ zadużyłem się w Julce- drwalu?! Jak ostatni idiota miałem wyrzuty sumienia, że zrobiłem Weronice nadzieję!
    Dziewczyna czuła na swoich nagich ramionach ciepło dłoni siatkarza, miała ochotę przysunąć się bliżej, ale rozum podpowiadał jej coś innego. Była przecież wściekła na niego!
    - Zostaw mnie!- próbowała się cofnąć ale Rafał nie miał zamiaru ustąpić. Przyparł ją do ściany, pochylając się nad nią niczym olbrzym.
    - Musimy to sobie w końcu wyjaśnić. - rzekł z mocą.
Jego wargi były tylko kilka centymetrów od jej rozchylonych ust. Czuła bijące od niego ciepło , woń perfum mieszała się z zapachem jego ciała. To wszystko działało na pannę Płanetę niczym najskuteczniejszy narkotyk. Pod wpływem jego dotyku jej ciało zamieniało się w bezwolną masę.
    - Nie chcę. - jęknęła ostatkiem sił, ale jej protest został zagłuszony pocałunkiem Buszka.
Nie był to zwyczajny pocałunek, ale gorąca i niezwykle erotyczna pieszczota. Całował ją zachłannie jak spragniony wędrowiec odnajdujący wodę na pustyni. Nie mógł oderwać się od jej ust, czuł że zaraz zwariuj. Tygodnie bez niej odcisnęły na nim piętno goryczy i żalu, ale w tym momencie nie miało to dla obojga żadnego znaczenia. Liczyło się tylko tu i teraz, dwoje ciał złączonych w odwiecznym miłosnym uścisku. Jak dwie pasujące do siebie połówki jabłka. Wcześniej oboje uważali że uczucie nie może być tak oślepiające i destrukcyjne. Kłamstwo bolało, ale nie potrafiło pohamować siły uczuć uwalniającej się niczym spieniona rzeka wybudowanej tamie.
    Ową powódź namiętności przerwała im nagle wielka łapa, klepiąca Busza po ramieniu. Rafał wypuścił Julię z objęć i odwrócił się do stojącego za nim faceta, nieco tylko mniejszego od Giewontu, składającego się głównie z wyhodowanych na sterydach mięśni, opiętych czarną koszulką z napisem Security i uwieńczonych głową tak łysą, gładką, lśniącą i okrągłą jak bilardowa kula.
    - Te, koleś - zagaił człowiek - góra. - To jest damski kibel, a ty mnie czegoś na laskę nie wyglądasz.
    - Już wychodzimy - uprzedziła Julia, ciągnąc Rafała za rękę. Ostatnie czego jej teraz było trzeba, to awantura z udziałem tego łysego brojlera.
    Rafał dał się posłusznie wyprowadzić na korytarz, a potem przejął inicjatywę, idąc , zamiast w stronę rozjazgotanej muzyką i głosami bawiących się ludzi sali głównej, w przeciwnym kierunku, w półmrok korytarza, a potem do pokoju, umeblowanego trzema czerwonymi skórzanymi kanapami i jednym wielkim telewizorem.
Jeśli pytanie "Co my właściwie robimy" zawitało bodaj na moment w głowie Buszka albo Julki, z całą pewnością żadne z nich nie usiłowało udzielać na nie odpowiedzi, zamiast tego wymiatając niewygodne myśli w najciemniejsze zakamarki umysłu. Julka skwapliwie przekręciła klucz, który uprzejmie tkwił w zamku, a Rafał wrócił do czynności, które przerwał mu napakowany łysol.
To znaczy do całowania Julki.
I nie tylko całowania.
    Pożerali się oboje zachłannie, spragnieni siebie do granic, pchani namiętnością i buzującym we krwi alkoholem. Elementy garderoby latały w powietrzu i zaściełały meble oraz podłogę, gdy oni pospiesznie wdzierali się na szczyty rozkoszy, wciąż głodni siebie, wciąż nienasyceni, jakby tą namiętnością próbowali na chwilę zasypać dzielącą ich przepaść.
    Wreszcie, wśród ostatnich jęków i spazmów, płomień dogasł. Oboje zasnęli, wyczerpani, wtuleni w siebie na jednej z czerwonych kanap, otoczeni porozrzucanymi ciuchami.
Jakieś pół godziny później zawiana Julka straciła we śnie równowagę i zjechała  z kanapy, by gołym tyłkiem wylądować na lodowatych płytkach posadzki. To ją otrzeźwiło definitywnie.
    Spojrzała na odzieżowe pobojowisko, na śpiącego, potarganego Buszka, wciąż z ceglastymi rumieńcami rozkoszy na policzkach i dotarło do niej co właśnie zrobiła.
Mało, że po pijaku dała w mordę Oliwierowi, młodemu wilkowi warszawskiej finansjery, który to wilk niechybnie ją obgada przed każdym, kto zechce słuchać, to jeszcze uprawiała seks z Buszkiem.
Z Buszkiem.
Z ostatnim facetem, z którym powinna była robić coś takiego.
Przecież między nimi wszystko skończone, przecież okazał się, jak każdy chłop, pacanem, któremu cycki padły na mózg. No i proszę, padły znowu, a ona pozwoliła mu zrobić co chciał, ba, brała w tym aktywny współudział!
Idiotka.
Monumentalna idiotka.
    Na paluszkach i po cichutku pozbierała odzież i ubrała się. Zatrzymała się przed drzwiami, zawahała się i miłosiernie przykryła gołego Busza jego własną koszulką.
A potem ulotniła się czym prędzej, z pokoju i z klubu.

    Jakiś czas później do przytłumionych zwojów świadomości Rafała przedarła się rzeczywistość. Jakimś cudem w pokoju włączyła się klimatyzacja kierując podmuch powietrza wprost na jego ledwo co okryte ciało. Zimno zmusiło go do otworzenia oczu i zorientowania sie w sytuacji. Ze zdziwieniem zaobserwował brak Julii i swoje odzienie porozrzucane na podłodze. Niech to szlag! Po raz kolejny zadrwiła z niego!
    Zgramolił się z sofy zasłaniając strategiczne miejsca trzymaną w ręku koszulą. W tym momencie drzwi pomieszczenia otworzyły się a w progu wyrósł Andrzej Wrona dziwacznym wąsem.
O plecy zszokowanego Wrony odbił się niczym od ściany Karol Kłos, również wysłany jako poszukiwacz zaginionego Buszka. Reszta ekipy przeczesywała pomieszczenia na dole, głównie za sprawą zaniepokojonego Konara.
    - Busiaczku dobrze się czujesz?- zapytał rozbawiony Wrona.
    - Może wietrzy sejf z klejnotami rodowymi?- zapytał ni stąd ni zowąd Igła wkładając głowę pod ramię Mistrza. Ku ogromnej uldze Buszka nie miał ze sobą kamery.
    - Możecie wyjść?- lico Rafała przybrało ceglany wygląd.
    - Gdzie jest Julka?- zapytał Kłos.
    - Uciekła. - mruknął Buszek chowając się za czerwoną kanapą i wkładając odnalezione za nią bokserki.
    - Ja też bym uciekł od takiego romantyka. - wypsnęło się Igle.
    - Krzysiu nie przeginaj.- Andrzej pomny swoich ekscesów sprzed roku próbował rozluźnić atmosferę. Wiedział jak to jest gdy zdrowy rozsądek zostaje przytłumiony uczuciem a jednocześnie nieporozumienia i zwyczajna głupota niszczą związek. Wszyscy chcieli dla niego dobrze tylko on nie chciał słuchać głosów doradców. Faceci już tacy są uparci i nie dający sobie pomóc a dotychczas łagodny Busz nie był żadnym wyjątkiem.
    - Ja nic nie mówię przecież! - zdziwił się libero, demonstrując niewinny błękit spojrzenia.
    - Zamknijcie się wszyscy, co? - poprosił Buszek mało uprzejmie, wciągając na siebie koszulkę. - Muszę się napić.
    - Jakby za mało już nawywijał po pijaku - wymamrotał Igła, przystępując do odwrotu.
    - Zrzędzisz jak stara baba - idący za nim Wrona jednak dosłyszał. - Przecież nic takiego się nie stało.
    - Nie stało, nie stało - mruczał Krzysio, wyraźnie niezadowolony. - Tylko potem do mnie nie przylatujcie, że trzeba Buszka ratować!
    - Co on taki marudny dzisiaj? - już przy barze Kłos postukał Andrzeja w ramię.
    - Iwonka go przestawiła na jakąś nową super dietę - wyjaśnił Wrona. - Formę ma po tym jak szatan, zgubił oponkę, ale ciągle zły chodzi.
    - Też byłbyś zły - tym razem słuchem Supermana popisał się Igła - gdyby ci kazali żreć w kółko buraki.
    - Lewy żre i nie narzeka - zauważył złośliwie Wrona.
    - Akurat! Facet siedzi w Bawarii i nie podżera sznycli na boku? - zarżał radośnie cokolwiek wstawiony Zati. - Nie wierzę!
    - No ten mi będzie teraz, kurwa, o sznyclach nawijał! - rzeszowski libero teatralnie wyrżnął głową o lśniący blat baru.

    Po szaleństwach tamtej nocy Julia odzyskała nieco zdrowego rozsądku. Zdecydowanie ograniczyła balowanie i konsumpcję napojów wyskokowych, jak też i randki, zwłaszcza z rekinami finansjery oraz prawa. To ostatnie poszło jej tym łatwiej, że obrażony Oliwier wyrobił jej opinię osoby niezrównoważonej i nie doceniającej prawdziwych mężczyzn.
Aby zagłuszyć bóle natury sercowej rzuciła się na odmianę w wir pracy, grzebiąc się bez reszty w paragrafach i papierzyskach.
    Tymczasem Buszek nie zamierzał ograniczać niczego, dalej żyjąc dosyć rozrywkowo. Bujał w wolnych chwilach po knajpach i klubach, a że znany sportowiec stanu wolnego to nader pożądana zwierzyna na rynku matrymonialnym, przeto szybko zaczął za nim podążać sznur łowczyń.
    Pewnego jesiennego popołudnia, przechodzącego w wieczór, Jagna i Marian siedziały sobie nad butelką wina w luksusowym apartamencie państwa Bartmanów. Bliźniętami Wronów zajmował się, z racji wolnego dnia, szczęśliwy tatuś, który do pomocy zwerbował Kłosa, twierdząc, że skoro Karol nosi się z zamiarem oświadczyn, powinien wiedzieć w co się pakuje.
Panie konsumowały niespiesznie wino, pogwarzając i, zwyczajem ludzi współczesnych, zaglądając od czasu do czasu w urządzenia elektroniczne, jedna mianowicie w komórkę, druga w tablet.
    - Karol odpadł przy zmianie pieluchy - zachichotała Jagna, czytając kolejny raport od Andrzeja. - Twierdzi, że nie godził się na pracę z bronią masowego rażenia.
    - Faceci to mięczaki - orzekła Marian. - Co oni by zrobili, gdyby mieli co miesiąc znosić okres?
    - Wszyscy?
    - Co wszyscy?
    - Wszyscy to mięczaki? - zapytała podchwytliwie Jagna.
    - No raczej - Marian dolała sobie wina. - Tobie też?
    - Poproszę. A myślałam, że twój Zbysiunio - niunio to superman bez wad.
    - Ty się nie nabijaj ze Zbysiaczka! - zaprotestowała Ruda. - On jest cudowny!
    - Dobra, już nic nie mówię - Jagna przezornie wypełniła usta winem.
Przez chwilę trwała cisza, przerwana nagłym prychnięciem, głośnym jak wydech płetwala błękitnego.
    - Chusteczkę! - wrzasnęła Marian. - Cholera, tablet se oplułam!
Jagna podała całe pudełko, z którego Ruda poczęła wydzierać białe kłęby, osuszając nimi gorączkowo urządzenie.
    - Dlaczego właściwie marnujesz dobre wino? - zainteresowała się. - O niszczeniu tabletu nie wspomnę.
    - Nic mu się nie stało na szczęście - odparła Marian. - No sama zobacz!
Na ekranie widniał Buszek, w przypominającym chwyt zapaśniczy uścisku jakiejś brunetki, z pontonami zamiast ust i bojami w tym miejscu, gdzie normalne kobiety mają piersi. Oblicze damy zdobił misterny makijaż, z gatunku tych aplikowanych łopatą. Zaopatrzony w niezliczone emotki i serduszka podpis głosił: "Ja i mój Busio-Pysio".
    Tablet Marian miał szczęście, że Jagna w chwili zobaczenia zdjęcia nic nie konsumowała. Narzeczona Wrony niechybnie zadławiłaby się na śmierć, zamiast tego ryknęła niepohamowanym śmiechem. Po chwilowej głupawce, która udzieliła się także Rudej poinformowały swoich mężczyzn a także Krzysztofa o znalezisku.
    Krzysiek w chwili otrzymania screena mms'em usiłował cichcem skonsumować leżącą w lodówce kiełbasę z dzika.
    - Chryste Nazarejski! Co to za monstrum?! - wypsnęło mu się dość głośno, przez co zaalarmowana wrzaskiem męża, Iwona wpadła do kuchni nakrywając go na kulinarnym grzeszku.
    - Znowu wyżerasz w nocy z lodówki?- zapytała biorąc się pod boki. - Chcesz żeby wołali na ciebie Jojo Oponiarz? Krzysztofie, zlituj się dobijasz czterdziestki i organizm już to wie!
    - Tylko nie czterdziestki! - sapnął Igła.- W maju skończę trzydzieści osiem!
    - No właśnie! A jak już podjadasz to nie musisz budzić dzieci! Sebastian ma jutro próbny testy do gimnazjum!
    - Babo! To znaczy żono patrz co mi wysłała Jagienka z Rudą! - pokazał żonie mmsa zanim ta obraziła się za "babę".
Iwona przeżegnała się z nabożną czcią.
    - Krzysiu co to jest?
    - To jest laska Buszka. - odparł ze zgrozą Ignaczak.
    - A co z Julką z Resovii?
    - Rozstali się, przecież wiesz że zwolniła się a Rafałek doznał załamania.
    - Jak widzę załamanie rzuciło mu się na mózg. - skomentowała złośliwie pani Ignaczak.
    - Ja też jestem zdziwiony. Gdybyś mnie rzuciła znalazłbym sobie lepszą niż ta....auuuuu! - zawył po ciosie w ucho. - Chciałem powiedzieć że walczyłbym o ciebie jak lew!
    - Już ja wiem co chciałeś powiedzieć Krzysztofie.

_______________________________________________________________

Witajcie! 
Przybywamy ze świeżutką dwunastką. 
Miłego czytania! 
                                                                              F&M :)

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział XI - Świat jest pusty.



"Świat jest pusty
odkąd poszedłeś
nie można żyć bez materii uśmiechu
świat umarł
na pożar lamp
blady księżyc
ponad twoimi ustami
dogorywa
świat jest zły
odkąd poszedłeś
szczerzy zęby
i futro wilcze napina
to co było ciepłem zwiniętym w kłębek
nie jest
świat — kosmicznie zgubiony w sobie
z zimna drży"




    Julia spróbowała zajrzeć Rafałowi przez ramię, co z racji różnicy w ich wzroście skazane było na niepowodzenie. Zmieniła zatem zamiar i wsunęła mu głowę pod łokieć, przytulając się do jego piersi.
    - Co tam masz?
Buszu uśmiechnął się nieco nieprzytomnie.
    - Skarb - odparł. - Skarb dla syreny. Proszę.
Podał jej na otwartej dłoni bursztyn, siejący tajemnicze, złote blaski.
    - O rany, ale piękny! - zachwyciła się Julka, podnosząc kamień pod słońce. - I ma takie bąbelki powietrza w środku! O tu, popatrz!
Przez chwilę stali przytuleni, podziwiając owo naturalne dzieło sztuki. Trzymając Julkę w ramionach Rafał czuł się tak, jakby latał na skrzydłach miłości. 
Przelatałby na nich pewnie cały pobyt w Gdańsku, gdyby nie zdybał go przed wieczornym treningiem Drzyzga.
Buszek, z miną rozmaśloną, tonąc w odmętach szczęścia, przebierał się właśnie w strój treningowy.
    - Ten znowu odleciał - zachichotał Grzesiu Łomacz.
    - Miłość - rzekł sentencjonalnie Igła. - Miłość pada na mózg.
    - Busiu nam oczadział od śpiewów tej jego syreny - wyszczerzył się Dziku.
    - Ciekawe - rzekł głośno, za głośno, Fabian. - Czy on wie, że ta jego syrena go kantuje.
W szatni zapadła nagła cisza. Kilkanaście par uszu nastawiło się do nasłuchu, a adresat wypowiedzi odwrócił się powoli w stronę Fabiana.
    - Co proszę powiedziałeś? - zapytał.
Fabian bojowo wysunął szczękę w przód. 
    - Powiedziałem, że twoja syrena cię kantuje. Twój drwal z biura prasowego czasami przedstawia się jako tajemnicza panna Wera z Warszawy.
Siatkarze wybuchnęli jak jeden mąż gromkim śmiechem, tylko Możdżon pokręcił głową z niesmakiem. Nie do śmiechu było także Buszkowi.
    - Ty masz jakieś urojenia Drzyzga - rzekł kwaśno. - Nie dostałeś aby za mocno piłką w głowę?
Fabian wyszczerzył się w uśmiechu, który zawstydziłby Mr Eda, konia który mówi.
    - Jadła kolację z rodziną w tej samej knajpie co ja z Monisią - oznajmił triumfalnie. - Chcesz zobaczyć fotki? Musiały jej się oczka zmęczyć, bo w pewnym momencie wdziała pingle.
Podsunął Rafałowi pod nos telefon, na którego ekranie widniała siedząca przy stole Wera... z okularami Julii Płanety na nosie. 
Zaraz, Wera? Czy Julia?
Świat wywinął kozła, a Rafał zrozumiał jak czuł się Ikar, gdy pędził ku ziemi, ze szczątkami skrzydeł, posyłającymi w niebo ostatnie pióra.
Wera była Julią.
Sympatyczna dziewczyna w drwalskich ciuchach, którą pokochał i tajemnicza bogini to jedna i ta sama osoba.
I czort bierz kwestie urody i mody, ale, uświadomił sobie Buszek, został brutalnie oszukany. Okłamany. 
    To wszystko, te wszystkie piękne chwile, to było kłamstwo. Jedno, wielkie kłamstwo.
Opadł na ławkę z miną katatonika.
    - I cożeś, kurwa, narobił? - Kubi zmierzył Fabiana wściekłym spojrzeniem. - Jeszcze przed meczem? Żadnego pożytku z niego teraz nie będzie, debilu!
    - Wdychanie perfum Monisi  musiało zmniejszyć liczbę twoich szarych komórek - stwierdził jadowicie Igła.

    Szczęściem w nieszczęściu mecz z Rosjanami biało- czerwoni wygrali trzy do zera. Rafał mimo wcześniejszych obaw Kubiego i reszty chłopaków nie snuł się po boisku jak mgła po bagnach, ba, zagrał go wręcz koncertowo. O ile opary miłości raczej spowalniały go na boisku o tyle odkryta prawda a raczej frustracja, którą wznieciło kłamstwo Julki, wyzwoliły w Buszku wściekłość tak wielką, że wyładował ją na przeciwnikach. Ustrzelił kilka asów a raz nawet huknął w piłkę tak mocno, że rosyjski libero nie zdołał jej przyjąć, przez co rozłożył się na parkiecie jak długi. Piłka natomiast rykoszetem plasnęła wyszczerzonego cwaniacko Spiridonova, wprost w kartoflane oblicze. 
    Siła uderzenia była tak silna, że Rosjanin padł jak zwalone drzewo prawie przygniatając ustrzelonego wcześniej libero. 
    - Ten Buszek to jakiś palant!- wrzasnął Spirodonov gramoląc się na nogi. 
Kubi dosłyszawszy obelgę skierowaną pod adresem kolegi już miał ruszać pod siatkę, ale drogę zagrodził Możdżon wyrastając przed nim niczym góra. 
    - Spokojnie, Misiu. - rzekł tonem mędrca. - Niech się kotłują. Będzie łatwiej ich pokonać. 
    - Z taką maszyną do zabijania jak Buszu to my ich ofrędzlujemy  trójeczkę do zera. - wyszczerzył się Fabian. 
    - Igła zmroził go spojrzeniem a Kłos nie wytrzymał. 
    - Zębaty mógłbyś się nie odzywać?
    - Grozisz mi? - parsknął Drzyzga. 
    - On nie ale ja ci grozę. - Misiek spiorunował wzrokiem rozgrywającego. - Już dość dzisiaj narobiłeś szamba. 
     - Wychodzi to nam na dobre.
    - Fabianku mam pokazać Monisi zdjęcia z kawalerskiego Pita? Jak schlałeś się i zasnąłeś w cyckach tej Margaryny co latała podczas mundialu za Wroną. 
    - Nie ośmielisz się?! 
    - Ośmielę. A teraz się uspokój i obserwują grę. - pouczył go starszy kolega. 

    Tymczasem Julia siedząca obok rozemocjonowanej Marian, odczuwała wewnątrz jakiś dziwny niepokój. Niby jej ukochany grał jak natchniony, bronił, blokował i serwował jak marzenie ale na jego twarzy nie odmalowywały się żadne emocje. A siedziała na tyle blisko, że mogła wszystko idealnie widzieć. Zibi za każdym razem gdy pojawiał się na boisku jako zmiennik Bartka Kurka, prawie pożerał wzrokiem swoją Rudą. Romantyczny Buszek zaś nie spojrzał na nią ani razu a jego koledzy z ławki rezerwowych co rusz nań spoglądali i szeptem wymieniali ze sobą jakieś uwagi. 
    Zgodnie z przepowiednią Fabiana Polacy wygrali 3:0, jednak Julia się nie cieszyła. Rafał bowiem, z wyrazem jakiejś dziwnej zaciętości, wystrzelił z hali zaraz po zakończeniu meczu, pędząc do szatni z szybkością pocisku rakietowego.
Złapała go wyłącznie dzięki temu, że wpadł na jakichś kibiców, którzy poprosili go o autograf i wspólne zdjęcie.
    - Coś się stało? zapytała. - Dlaczego tak pędzisz?
Buszek spojrzał na nią lodowato znad notesu, w którym składał podpis.
    - Bo nie mam ochoty z tobą rozmawiać - rzekł ozięble.
    - Ale dlaczego? - zdziwiła się Julka.
    - Nie wiem Juleczko. A może powinienem mówić do ciebie "Wero"? - odparł Rafał z goryczą.
Fani, z niejasnym uczuciem, że słuchają rozmowy najzupełniej prywatnej, a nawet intymnej, zrezygnowali z selfie, podziękowali za autografy i pospiesznie zwinęli żagle.
    - Co powiedziałeś? - Julia miała wrażenie, że niebiosa walą jej się na głowę.
    - Wero - odpowiedział. - Wiem o tym, jak się mną zabawiłaś, udając kogoś innego.
    - Mam na imię Julia - warknęła. - I wcale nie miałam zamiaru cię oszukiwać!
- Ale oszukałaś! - Buszek resztkami sił powstrzymał się od wrzasku. - Co ty sobie w ogóle myślałaś?!
    - Widzisz, ja sobie przynajmniej cokolwiek myślałam - odparła Julia jadowicie. - Natomiast wam, facetom, mózg wyłącza się kompletnie na widok pary cycków. Jak mogłeś mnie nie poznać?!
    - Jak mogłaś mnie oszukać?! - jęknął Busz.
    - Bo myślałam, że inaczej nie zwrócisz na mnie uwagi! - ryknęła Julia. - Jak każdy facet, któremu się całego bufetu przed nos nie wywali! Jedyne co widzicie w kobietach, to cycki, dupa i 
tapeta! Trzeba się odsztafirować jak pracownica pogotowia seksualnego, żebyście nas zauważyli!
    - Przecież cię, do jasnej cholery, zauważyłem! - odparł Buszu, nie mniej gromko. - A ty, zamiast wyjaśnić sytuację, zabawiłaś się moim kosztem!
Pewnie wrzeszczeliby na siebie dalej, gdyby nie przerwało im gromkie basowe chrząknięcie, dochodzące z wysokości ponad dwu metrów.
    - Przepraszam was bardzo - rzekł Marcin Możdżonek. - Ale czy nie powinniście prowadzić tej rozmowy w miejscu bardziej prywatnym?
Julia i Rafał rozejrzeli się i stwierdzili, że wokół nich zgromadzili się wszyscy polscy siatkarze, plus Spirik, który korzystając z okazji próbował podmacywać Igłę.
    - Ja już skończyłem - oznajmił Buszu lodowato i demonstrując zebranym dumnie wyprostowane plecy, odmaszerował do szatni.
    - Ej, kto mi trzyma rękę na tyłku? - zdziwił się Igła, obracając się gwałtownie. Ujrzawszy obok siebie Spiridonowa, tylko wywrócił oczyma i odsunął się na bezpieczną odległość.
Tymczasem Julia, nic nie widząc przez łzy, uciekła w stronę wyjścia z hali.
    - Mam nadzieję, Pawianku, że jesteś z siebie zadowolony - rzekł Kurek.
    - A nie powinienem? Uratowałem chłopaka przed oszu... au! - Drzyzga potarł potylicę. To Kubiak nie wytrzymał nerwowo i zdzielił go z liścia w łeb.
    - Zamknij się i zjeżdżaj do szatni - rzekł stanowczo. - I ani słowa do Busza, bo ci zęby przeliczę.
    - Chcesz zarwać noc? - nie opanował się Wrona.

    Kolejne trzy miesiące dla obojga były pasmem nieustającej udręki. Julka po burzliwej rozmowie z Buszkiem, spakowała się w rekordowym tępie a potem ruszyła na dworzec. Zalana łzami prawie zleciałaby ze stopnia prowadzącego do wagonu, gdyby czyjeś uczynne ramię nie wciągnęło jej do środka. Pociąg już ruszał i panna Płaneta podzieliłaby los słynnego, polskiego aktora Zbyszka Cybulskiego. Na szczęście jej wybawca- Szymon zapopiekował się nią jak prawdziwy dżentelmen, prowadząc do przedziału i pomagając włożyć bagaż na półkę. Zobaczywszy na Julce biało- czerwoną koszulkę zagaił do niej w przedziale. 
    - Wracasz z meczu? - uśmiechnął się ciepło a w kącikach oczu zrobiły mu się delikatne zmarszczki. Generalnie, gdyby Julia nie była załamana i gdyby nie zgubiła po drodze okularów to pewnie zachwyciłaby się urodą współpasażera. 
    - Tak. - chlipnęła smętnie. 
    - Przegrali?- zszokował się. - Żałuję że nie mogłem być, ale szkolenie mi się przedłużyło. 
    - Wygrali. - odpowiedziała Julka smarkając w chusteczkę. - Trzy do zera. 
    - Nie wyglądasz jakbyś płakała z radości? - zapytał zdziwiony. 
    - Bo nie płaczę. Wiesz co...- zaczęła. - Nie znam cię ale powiedz mi czy wybaczyłbyś komuś kto okłamał cię, choćby w dobrej wierze? 
    - To zależy jakiego kalibru byłoby to kłamstwo. - odpowiedział.
    - Dużego! - sapnęła. 
Niewiele się namyślając streściła nieznajomemu cały przebieg swojej nieszczęśliwej i tragicznej miłości. Okazało się że jej rozmówca jest dobrym znajomym partnerki Andrzeja Wrony i przeżył już ich trudny związek. 
    Oczywiście, w obliczu takiej katastrofy Julia nie mogła zostać w Resovii. Wymówiła więc posadę, spakowała mienie i pojechała na północ. Do Warszawy, gdzie dzięki Szymonowi udało jej się znaleźć miejsce w kancelarii prawniczej, gdzie mogła odbywać aplikację adwokacką, oraz kawalerkę na strychu kamienicy. Mieszkanko było potwornie ciasne, rury w łazience wygrywały całe koncerty, a w dni upalne lokal ów mógł konkurować z sauną, jeśli chodzi o temperaturę, ale czynsz był bardzo, ale to bardzo umiarkowany, co w stolicy zdarza się nader rzadko.
Zresztą Julia i tak nie spędzała zbyt wiele czasu w domu. Albo pracowała, albo bawiła się na mieście, czasami w towarzystwie Szymona i jego życiowego partnera, czasami zaś towarzyszył jej ktoś inny.     Chętnych do zabawy nie brakło, prawnicy bowiem, zwłaszcza młodzi, nie słyną z ascetycznego trybu życia, toteż Julia zwiedzała regularnie najmodniejsze kluby stolicy, ocierając się o gwiazdeczki i celebrytów. Spotykała się także na mieście z Marian, ale niezbyt często, ostatecznie narzeczonym Rudej był siatkarz i kolega Buszka z reprezentacji. A Julka nie życzyła sobie o Buszku pamiętać.
    Żeby o nim zapomnieć rzuciła się w wir randek i imprez, na których stanowczo zbyt dużo piła. Alkohol i obmacywanki z przygodnymi partnerami nie były zbyt skutecznym lekiem na dziure w sercu, którą wyrwał jej Buszek.
    Jemu zresztą też nie układało się atłasowo. Również porzucił Rzeszów, w którym każdy kąt przypominał mu o Julii i przeniósł się do Kędzierzyna Koźla, zasilając tamtejszą Zaksę.
Cóż, kiedy był nieszczęśliwy, a nie mógł nawet zacząć się regularnie upijać, bo nie pozwalała mu na to praca. Sezon reprezentacyjny w pełni, Puchar Świata w kalendarzu, na rozpustę brakło czasu. Pozostawały smętne wieczory w towarzystwie sfrustrowanego Ignacego, który snuł się po mieszkaniu, pomiaukując i okazjonalnie sikając na buty swojego człowieka.
    Zawodowo sprawy wyglądały równie czarno. To znaczy na początku nawet wyglądały różowo, w Pucharze Świata młócili wszystkich jak leci... aż do ostatniego meczu, przegranego z kretesem. Przepadł awans olimpijski, medal nie cieszył ani trochę. W samolocie, którym wracali z Japonii panowała grobowa cisza, blady Stefan patrzył z miną męczennika w iluminator, a Dziku, z niewiadomych przyczyn patrzący na wszystkie kobiety, ze stewardessami włącznie, wzrokiem zawodowego mordercy, był gotów pogryźć każdego z byle powodu.
Co robić w takiej sytuacji, gdy ma się chwilę przerwy, a serce przygniótł nie jeden kamień, lecz dwa?     Na ratunek przybył Gacek, który zaprosił Rafała na spóźnione party urodzinowe w warszawskim klubie Sketch Nite, organizowane przez mistrza w takich sprawach, Karola Kłosa. I tak oto silna grupa w składzie: Buszek, Tille, Zati, Gładyr i Konar pojechała na podbój stolicy.
    Wypachnieni i odziani w najlepsze ciuchy z fryzurami, których nie zburzyłoby tornado, tanecznym klubem weszli do klubu. No może poza Rafałem, który miał ochotę od razu rzucić się do wodopoju i zapić cały swój ból.
Opanował się jednak, gdyż pomimo tego, że życie przesłoniło mu mroczne widmo, to jednak nie był typowym Sebą i w dzieciństwie mama zaszczepiła mu dobre maniery. Podszedł więc do sali na piętrze w któej rozlokowało się towarzystwo i zgodnie z tradycją złożył spóźnione życzenia jubilatowi. Gato z uśmiechem przyjął puchar(alkohol) po czym gestem ręki zaprosił znajomych do stolika zastawionego alkoholami i jedzeniem. 
Buszu już miał sięgać po szota, gdy przed oczami ukazała mu się Julia w ramionach jakiegoś wypomadowanego gogusia z pedalskimi szelkami i pstrokatym krawacie. Opięta koszulka uwypuklała mięśnie a podchmielona Julia w obcisłej, czerwonej sukience(tej samej w której ujrzał ją pierwszy raz) zwisała z niego niczym bluszcz. 
Przed oczami Rafała poczerwieniało. Niewiele się namyślając ruszył przed siebie odpychając gagatka od Julki. 
    - Ej koleś ochujałeś?!- wrzasnął goguś doskakując do ziejącego nienawiścią Buszka. 
    - Won mi stąd!- ryknął Buszek. - Jeszcze raz złapiesz ją za tyłek to moja pięść wyląduje na twoim wypacykowanym ryjcu! 
    - A idź się pierdol, kutasino! To moja dupa! 
Oszołomiona widokiem Rafała, Julka nie na chwilę zaniemówiła, ale słowo dupa skutecznie ją otrzeźwiło. Jakby ktoś wylał jaj na głowę kubeł zimnej wody. 
    - Dupa?! - ryknęła na całe gardło. - Twoja dupa?! Ja ci dam twoją dupę, ty krowi placku!- towarzystwo zgromadzone na przyjęciu Gacka ujrzało jak drobna blondynka wymierza palantowi cios godny Tysona Fury. 
    Zgromadzeni na przyjęciu siatkarze ryknęli śmiechem bijąc Julii brawo. Znokautowany koleś zawinął się z sali chwiejąc się niczym okręt podczas sztormu na morzu. 
Wściekła dziewczyna minęła Rafała nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Ruszyła w stronę damskiej toalety czując, że zaraz się przewróci. 


_________________________________________________________________
Achtung! 
Witajcie!
Po tak skandalicznie długiej przerwie wracamy do Was z kolejnym rozdziałem! Jeśli czytacie Martynę i Dzika to zapewne wiecie, że Fiolka bawiła w Korei Południowej. Niestety jej wyjazd i różne inne zajętości skutecznie odciągały nas od blogasków. Ale nie ma co się tłumaczyć już jesteśmy i zobaczymy co nam wyjdzie dalej. Póki co czytajcie! 
                                                                     Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)