niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział IX - Chcę wjechać windą na najwyższe piętro nieba.


     Następnego dnia o poranku Buszek uśmiechał się do lustra, do Ignacego (mimo że ten, nie mając kuwety załatwił grubszą potrzebę w kącie), do swojej maszynki do golenia i generalnie do całego świata. Uśmiechał się również do paczek z kocim żwirkiem w supermarkecie, puszek z kocim żarciem, do stosu plastikowych kuwet, jak również i do kasjerki, która z wrażenia niemal zeszła na zawał serca. Obdarzył także promiennym uśmiechem starszą panią, o obliczu wściekłego mopsa, która łypnęła na niego podejrzliwie spod naciśniętego na oczy moherowego beretu, gdy Rafał przepuszczał ją w przejściu.
    - A z czego to się tak cieszy? - burknęła nieżyczliwie. - Pewnie jakiś, jak im tam, jej, albo co!
Niezrażony Rafał ruszył dalej, wciąż darząc świat oznakami znakomitego humoru. Zaserwował Ignacemu posiłek, zainstalował w łazience kuwetę, po czym poinformował nowego domownika o jej istnieniu. Następnie spożył szybkie śniadanko, zebrał potrzebne rzeczy i pomknął na trening.
Po drodze wpadł do kwiaciarni, gdzie nabył bukiecik pachnących frezji, nieprzerwanie się uśmiechając.
    - Oj, to szczęściara musi być - stwierdziła kwiaciarka, przewiązując frezje bladobłękitną wstążką.
    - Kto? - Buszek zdążył już odpłynąć myślami we wspomnienia zeszłego wieczoru.
    - No ta dziewczyna, co dla niej pan kwiaty kupuje! - roześmiała się sprzedawczyni. - Od samego rana pan o kwiatach pamięta i ten uśmiech jeszcze... Szczęściara, mówię panu!
Rafał spłonił się wdzięcznym rumieńczykiem.
Zbrojny w kwiecie pomaszerował najpierw do szatni, gdzie porzucił torbę treningową i złapał Igłę.
    - Krzysiulku mój złoty! - rzekł z najwyższym zachwytem. - Mistrzuniu! Perełko!
Libero spojrzał na niego, na kwiaty i wykonał ruch, jakby chciał uciec.
    - Co jest? - zapytał  z najwyższą nieufnością.
    - Słuchaj, wyciągnij Julkę z jej kanciapy! - poprosił płomiennie Buszek. - Chciałem jej niespodziankę...
Wykonał wymowny ruch kwieciem, trzymanym w dłoni.
    - O Jezu, a już myślałem, że to dla mnie - odetchnął Igła. - Przez Spiridonowa popadłem w paranoję.
Rafał prychnął śmiechem.
    - Sorry, nie jesteś w moim typie - odparł. - To jak, pomożesz mi? Zagadaj Julkę, a ja jej podrzucę to na biurko.
    - Spoko rokoko - rzekł Krzysztof.
Używając swego daru potoczystej wymowy, a także sporych ilości wrodzonego uroku osobistego, zaciągnął Julkę pod automat z kawą, gdzie postawił jej kubek szatańskiego napoju, ponad jej głową kontrolując postępy Rafała. Gdy wreszcie Busz wynurzył się z biura prasowego, unosząc dyskretnie kciuk w górę, Igła pospiesznie zakończył konwersację i popędził do szatni.
    - Przez ciebie umówiłem się na wykonanie materiału zza kulis dla naszego biura - rzekł srogo, po czym wycelował palec w Rafała. - Wisisz mi przysługę.
    - Ach jaki ty biedny - zakpił Szupsio, wciągający na grzbiet strój treningowy. - Będziesz musiał kręcić!
    - To straszne... - rzekł grobowym głosem Pit. - Igła, jak ty to przeżyjesz?
    - Stulcie dzioby - zażądał Krzysztof. - Nie z wami rozmawiam.
Pit wywrócił oczyma.
    - Oczywiście, Lordzie Krzysztofie - rzekł z komiczną powagą.

    Julia zastanawiała się co też naszło Ignaczaka, że zaciągnął ją pod automat z kawą i uraczył pogawędką. Było to dziwne, bo chociaż libero był nadmiernie gadatliwy to jakoś wcześniej nie odczuwał potrzeby na dłuższą konwersację właśnie z nią.
Suma sumarum ich rozmowa przekształciła się w całkiem ciekawy pomysł na materiał promocyjny, za który szefowa na jakiś czas odczepi się od niej i nie będzie zrzucała na praktykantkę całej czarnej roboty. Na szczęście Jurecki po motocyklowych ekscesach i długotrwałej rehabilitacji wracał do pracy i to on będzie jeździł na finałowe mecze Resovii. Nie żeby było to aż tak uciążliwe, ale praca siedem dni w tygodniu to gruba przesada, nawet wtedy gdy dodatkową gratyfikacją były długie, autokarowe rozmowy z Rafałem.
    Po wejściu do swojej kanpciapy Julce od razu rzucił się w oczy kolorowy bukiet frezji przewiązany błękitną wstążką. Nie dostrzegła przy nim karteczki, ale doskonale wiedziała kto był autorem niespodzianki. Rafał... Na samą myśl o wczorajszym wieczorze zrobiło jej się przyjemnie słabo. Jak on całował! Nigdy w życiu nie przeżyła czegoś takiego i nigdy w życiu nie czuła się tak jak przy nim. Ten facet był chodzącą doskonałością i to nie tylko przez świetny wygląd ale też przez wspaniałe wnętrze. Romantyczne rozmyślania przerwało jej pojawienie się szefowej, która miała w tym dniu kulminację PMS'u , czego skutkiem była rundka po całym dziale prasowym i obsztorcowanie pracowników i praktykantów. Na szczęście nic ani nikt nie był w stanie zepsuć Julce dobrego humoru  tym dniu.
    Tymczasem w innej części Podpromia Fabian Drzyzga po zapoznaniu się z sytuacją Buszka, jął rozpowiadać wszystkim jak to Rafał ogłupiał z miłości do szkaradnej drwalki z biura prasowego.
    - No i wyobraź sobie kwiatki jej przynosi jak zakochany osioł. Wczoraj mu bilety odstąpiłem do kina i zaprosił tą drwalicę. - relacjonował któremuś z juniorów, którzy akurat pojawili się na treningu pierwszego składu.
    - To nie jest ta dziewczyna co prowadziła fejsa i jeździła z wami na mecze?- zapytał jego rozmówca. - Taka co to wygląda jak Ula Brzydula?
Fabian parsknął śmiechem szczerząc się jak krokodyl na otwarcie sadzawki w Luizjanie.
    - Dooookładnie! - rżał jak dziki osioł. - Czaisz, kompletnie go zamroczyło. Ja bym jej kijem nie doktknął. Wcześniej uganiał się za jej kuzynką, noooo tamta to była kobitka. Fajne wiesz...oczy, dupcia jak po ćwiczeniach z Lewandowską i blond pukle. Sam bym ją rym cym cym, ale tej Płanety z biura praswego nigdy w życiu.
    - Wiesz, jest takie powiedzenie nie ma brzydkich kobiet tylko wina czasem brak. - anonimowy rozmówca cokolwiek zmęczony plotami z Fabianem miał zamiar się oddalić.
    - Chyba potwór, nie potwór byle by miał otwó...- nie dokończył bo za kark złapał go stojący z tyłu Olek Achrem, który przypadkowo usłyszał rozmowę Fabiana i juniora.
    - Drzyzga, czy ty się nigdy nie zmienisz? Czy pod tą czachownicą jest coś oprócz jednej komórki mózgowej odpowiadającej za pieprzenie? - zapytał wkurzony kapitan. - Ile razy mam ci kurwa powtarzać, że o Julce z biura prasowego i każdej kurwa kobiecie masz się wypowiadać z szacunkiem?
    - A co mi zrobisz?! - zakpił młody Drzyzga.
    - To! - nie namyślając się Białorusin wyrżnął Polaka z liścia w policzek. - A następnym razem jak usłyszę taki chlew w twoich ustach będę musiał pogadać z radą drużyny i trenerem o twojej przyszłości u nas. Chamidła się w klubie nie ostaną bo nikt nie będzie chciał pracować z takim skurwysynem. Rozumiesz?
    - Kurwa, rozumiem. A właściwie nie!- ryknął.- Kurwa nie rozumiem, dlaczego się na mnie uwziąłeś?!
    - Bo jesteś zakompleksionym frajerem, który leczy swoje niedoskonałości obrażając innych. - wkurzony Olek oddalił się od czerwonego jak buraka Fabiana.
    Lekcja udzielona Drzyzdze przez kapitana podziałała na jakiś czas, zamykając mu dość skutecznie usta. Nie obyło się bez chichotów w drużynie, ale po jakimś czasie sensacja, wynikająca z romansu Buszka z żeńską formą drwala, przyblakła, a roboty było mnóstwo, bo nadciągały finały PlusLigi. Czasu nie było na głupoty, po prostu.
    Rafał wpadał do julczynej kanciapy jak tylko mógł, z kawą, albo z kwieciem, Julka w rewanżu wpadała do jego mieszkania, zajmowała się Ignacym, który uznał się już za absolutnego pana i władcę na włościach i gotowała kolacyjki dla dwojga (plus kota, oczywiście).
Materiał promocyjny, nakręcony przez Igłę, zrobił jak wszystkie dzieła Krzysia furorę wśród kibiców i internautów, a Julce pozwolił zapunktować w oczach szefowej, dzięki czemu część najczarniejszej roboty spadła na barki innych.
    Kolejny z serii meczów finałowych, rozgrywany 28 kwietnia w Rzeszowie, okazał się ostatnim. Reska pokonała bowiem Lotos 3:1, zapewniając sobie tym złoto. Po ostatnim ataku, dającym decydujący punkt, hala Podpromie eksplodowała rykiem uszczęśliwionych kibiców. Julka, która również siedziała na trybunach, zerwawszy się wraz z innymi wylała jakiemuś panu cały kubek coli na kolana. Pan ów był jednak tak zajęty celebrowaniem mistrzostwa, że w ogóle tego nie zauważył.
    Julka przez chwilę zastanawiała się, czy nie przeprosić go i tak, ale nie zdążyła podjąć decyzji. Rafał jednym susem przeskoczył bandę, złapał Julię wpół i poniósł na parkiet, na którym gęsto już było od ludzi - trenerów, działaczy i WAG wraz z przychówkiem.
    - Jesteśmy mistrzami! - oznajmił Buszek radośnie, stawiając Julię na parkiecie, po czym zaakcentował swoją radość długim pocałunkiem w usta.
    - Mistrz, mistrz, Resovia miiiiiistrz! - Pit zabuczał niczym syrena przeciwmgielna, tuląc do szerokiej piersi swoją Olę.
    - Miiiiistrz! - przyłączył się do chóru Dawid Dryja.
    - Reska rządzi, Reska radzi, Reska nigdy cię nie zdradzi! - Igła, nieprzerwanie filmując (skąd on zdążył już wytrzasnąć komórkę?) krążył dookoła parkietu niczym sputnik, w asyście swoich ubawionych dzieci.

    Dzień później Julka zaraz po pracy przyjechała do Rafała odpoczywającego po trudach ciężkiego sezonu. Gdy tylko otworzyła drzwi powitał ją Ignacy malowniczo rozłożony na chodniku w przedpokoju, majestatycznie machając puchatym ogonem.
    - Cześć grubasie!- przywitała kocura, który podniósł się chcąc zajrzeć do postawionej przez Julkę reklamówki.
    - Grubasie? - zapytał Rafał wychodząc z łazienki odziany li i jedynie w granatowe, klubowe spodenki.  Dziewczyna zapatrzyła się w idealnie wyrzeźbiony tors siatkarza, którego nie powstydziłby się starożytny gladiator. - Co prawda pofolgowałem sobie wczoraj, ale jeszcze nie jest ze mną tak źle. - wyszczerzył się patrząc na zakłopotaną Julkę.
Rzadko kiedy miała okazję oglądać Rafała niekompletnie ubranego, ich znajomość nie wyszła jeszcze poza namiętne, ale tylko pocałunki.
    - Yyyy aaa nie to nie do ciebie, tylko Ignacego. - Julia z trudem oderwała oczy od klatki piersiowej Rafała skupiając się na twarzy rozmówcy. - Upaśliśmy go.
    - Nie wygląda na niezadowolonego. - mruknął Rafał przyciągając dziewczynę do siebie i namiętnie całując. - Ale jak go zostawimy na parę dni to może odzyska formę?- zapytał nie wypuszczając jej z objęć i prowadząc w stronę przestronnego salonu.
    - Jak zostawić?- zapytała oniemiała. - Chyba nie chcesz go porzucić?
    - Tam od razu porzucić, zaznajomi się z kotką Jochena. Mam zamiar go im podrzucić na tydzień żeby posmażyć się z tobą na Teneryfie. Co ty na to?- zapytał całując ją w szyję.
    - Teneryfa?
    - Gran Canaria, Las Palmas, piękny hotel na plaży ty i ja.

    Tak oto z lekka niezadowolony Ignacy wylądował u Schopsów, a Rafał i Julia wylądowali na Gran Canarii. Szczegóły wyprawy Busz trzymał w tajemnicy, tak więc gdy wioząca ich taksówka zatrzymała się przed wielce szacowną, dziewiętnastowieczną budowlą, z mnóstwem balkonów i wykuszy, Julkę lekko przytkało. Spodziewała się, że ich hotel będzie bezosobowym nowoczesnym pudłem, pełnym kantów i oślepiającym bielą ścian oraz wnętrza, a przed sobą miała nastrojowy zabytek, niczym z powieści Agathy Christie.
    - I jak ci się podoba? - Rafał podał jej ramię i niczym dżentelmen z wyżej wymienionych powieści wprowadził w cień długiej, purpurowej markizy nad wejściem. Boy hotelowy tymczasem pracowicie ładował ich walizki na wózek.
    - Jest absolutnie cudowny! - odparła Julia, poprawiając okulary. Zmieniła oprawki na ciut bardziej subtelne i wciąż nie mogła się przyzwyczaić do zmniejszonej wagi na nosie.
Wkroczyli do ogromnego lobby, lśniącego marmurem posadzek i kryształami żyrandoli.
    - W takim entourage, mój drogi - rzekła Julka, spoglądając na secesyjne witraże w drzwiach, wiodących do baru i na ogromne schody, wysłane czerwonym chodnikiem, przytrzymywanym przez mosiężne pręty - zacznę się domagać, żebyś do kolacji przebrał się w smoking.
    - Bardzo chętnie, pod warunkiem, że dysponujesz stosowną kreacją - rzekł z ukłonem Rafał, któremu rola staroświeckiego dżentelmena najwyraźniej przypadła do gustu. - A teraz co byś powiedziała na obiad?
Julia, która nie odważyła się zjeść niczego przed lotem, a na śniadanie, ze zdenerwowania, mogła przełknąć tylko kawę, poczuła, że jest przeraźliwie głodna.
    - Na obiad mówię: tak, proszę! - oznajmiła stanowczo.
Odmeldowali się tedy w recepcji, odebrali klucz i wraz z boyem i wózkiem z bagażami pojechali na właściwe piętro windą, która swobodnie mogłaby wystąpić w "Lśnieniu".
    Pokój również okazał się mile staroświecki, a przedzielony był na dwie części. Jedna stanowiła miniaturowy salonik, wyposażony we wdzięczny, secesyjny stolik do kawy i kilka głębokich, solidnych foteli, w części drugiej zaś królowało wielkie, staroświeckie łoże, o zagłówkach z ciemnego drewna i gigantyczna szafa trzydrzwiowa, za której drzwiami, rzeźbionymi w ozdobne wywijasy, można by pewnie zapakować słonia, hipopotama i ze dwa nosorożce. Z okien apartamentu zas rozciągał się widok na pobliską przystań jachtową.
    Spożywszy obiad, w jadalni która mogłaby służyć za salę balową w jakimś pałacu, Buszek i Julia zwiedzili kawałek miasta, po czym doszli do wniosku, że zasadniczo to zgłupieli, bo jest upiornie gorąco, zwiedzać to sobie można wieczorem, a nie teraz. Dla ratowania życia i zdrowia przebrali się w odzież kąpielową i popędzili z nieprzystojnym pośpiechem do hotelowego basenu.
    Pół godziny później, schłodziwszy swe ciała do przyjemnej temperatury, leżeli obok siebie na leżakach, sącząc zimne drinki z palemką. Buszu zaś, który przed chwilą uwiecznił siebie i Julię nad brzegiem basenu, teraz wysyłał to zdjęcie w świat, za pośrednictwem instagrama.
Wiele kilometrów dalej, na zupełnie innej plaży, Fabian Drzyzga drzemał sobie na słońcu, podczas gdy jego plecy przybierały kolor ciemnej czekolady.
    - Ej, czy Buszek zmienił laskę? - głos jego wybranki, która właśnie wyszła z basenu i sprawdzała komórkę, wybił go z miłego niebytu.
    - Jaką laskę? - wymamrotał, nie podnosząc twarzy z leżaka.
    - Normalną! - zniecierpliwiła się Monika. - Chodził z tą taką pokraką w okularach, nie?
    - No chodził - zgodził się niemrawo.
    - No a teraz byczy się na Kanarach z jakąś pieprzoną miss! - głos Moniki uniósł się, nie wiedzieć czemu gniewnie.
    - Jaką miss? - zamamrotał Fabian, któremu bardzo nie chciało się uruchamiać mózgu.
    - No sam zobacz! - Monika wyciągnęła ku niemu energicznie rękę ze smartfonem. Z jej ociekającego jeszcze ramienia woda skapnęła na rozgrzane plecy Drzyzgi.
    - Ajezusmaria! - zakrzyknął niczym redaktor Szpakowski i zerwał się z leżaka, nieomal wywracając sąsiedni, wraz ze swą lubą. - Zwariowałaś?
    - Ja nie, ale ty masz chyba początki udaru słonecznego - zauważyła cierpko Monika.
Fabian otarł plecy, poprawił przekrzywiony leżak i na nim usiadł.
    - Pokaż tego Buszka - zażądał. - Coś ci się musiało pomy...
Słowa zamarły mu na ustach, gdy Monika podetknęła mu pod nos telefon, na którego monitorze widać było Buszka, stojącego przy basenie z dziewczyną w dość skromnym dwuczęściowym kostiumie. Twarz należała do tego straszydła z biura prasowego, ale ciało...
Tok myśli Fabiana gwałtownie sklęsł.
     - Za chwilę wywalisz ozór i zaczniesz ziajać - prychnęła Monika. - Oddawaj ten telefon. I nie waż mi się wchodzić na profil Buszka!
Fabian wolnym krokiem podążył do wody.
    Julka i Rafał po popołudniowym leżingu przy basenie  wolnym krokiem ruszyli ku hotelowemu pokojowi, gdzie mieli przygotować się do kolacji.
     Podczas gdy Julka pluskała się pod prysznicem, przygotowany i wystrojony jak lord na wakacjach, Rafał popędził ku hotelowej kwiaciarni aby nabyć stosowny bukiet.
Julka po ablucjach wygrzebała z czeluści szafy błękitną, zwiewną sukienkę w białe orchidee. Na stopy włożyła delikatne, złote sandałki a całości dopełniała mała, pikowana torebka. Na tę okazję rozpuściła włosy, pozwalając by kaskada wijących się pukli opadła jej na plecy. W upalnym klimacie kanaryjskim nie malowała się zbyt mocno, gdzieś w środku ostrzegł ją również głos by za bardzo nie upodobniała się do Wery. Nałożyła na twarz jedynie krem matujący, wytuszowała rzęsy a kulminacją toalety był błyszczyk na ustach i kilka kropel ulubionych perfum, prezentu od prawdziwej Weroniki.     Tak wystrojona  wyszła z pokoju w celu poszukiwawczym, gdyż Rafała nigdzie nie było widać a jego komórka została na komodzie.
Poszukiwania nie trwały zbyt długo, gdyż Buszek odziany w kremowe, lniane spodnie i błękitną koszulę zmierzał w jej kierunku dzierżąc w dłoni bukiecik białych orchidei przewiązanych różową wstążką.
    - To dla ciebie. - uśmiechnął się niczym amant z hollywoodzkiej złotej ery ubiegłego wieku.
    - Dziękuję. - Julia przyjęła kwiaty zanurzając twarz w ich delikatnych płatkach. - Gdzie idziemy? - zapytała po chwili.
Rafał podał jej ramię.
    - Niespodzianka. - rzekł tajemniczo prowadząc ją hotelowymi korytarzami wprost na obszerny taras w stylu lat dwudziestych ubiegłego wieku. W pomieszczeniu z okrągłymi stolikami paliły się tylko górne, zabytkowe lampy, poza tym postawiono na stolikach gustowne, pojedyncze świece.       Słońce chylące się ku zachodowi kładło na wielobarwnych mozaikach podłogowych długie cienie a kremowe ściany wyzłociły ostatnie tego dnia promienie słoneczne. Uprzejmy kelner przyniósł wazonik na bukiet Juli, zapoznając ich również z kartą dań i win. 
    Gdzieś z boku, na dyskretnie umieszczonym podwyższeniu, grała kilkuosobowa orkiestra. Muzyka, dobre jedzenie, romantyczne otoczenie, lokalne wino Monjega, rozgrzewające krew i oczy Buszka, lśniące w świetle świecy niczym czarne diamenty, sprawiły, że Julia poczuła się jak we śnie. Niewiele do siebie mówili, więcej patrzyli, od czasu do czasu splatając na śnieżnym obrusie dłonie.
Sen trwał nadal, nawet gdy kolacja się zakończyła, wyszli bowiem z hotelu nad brzeg oceanu. Złoty krąg księżyca unosił się nad jedwabistą powierzchnią wody, rozsiewając na niej migotliwe błyski.     Las Palmas wyglądało jak garść różnobarwnych klejnotów ciśnięta na czarny aksamit wzgórz. Przyjemnie chłodna bryza poruszała liśćmi  palm, obficie porastających rejony przy plaży.
    - Rafał, ja... - zaczęła Julia, sama nie wiedząc co właściwie chce powiedzieć.
    - Nic nie mów - szepnął on, po czym odebrał jej możność wypowiedzi głębokim pocałunkiem.
Oparli się o pień palmy, szorstki i wciąż jeszcze ciepły od słońca, nie przerywając pocałunku. Ręka Rafała zawędrowała pod sukienkę Julii, jej dłonie zaś rozpięły guziki niebieskiej koszuli. Świat splątał się wśród przyspieszonych oddechów i szumiącej w żyłach krwi.



_______________________________________________________________
Witajcie!
Lądujemy z dziewiątym rozdziałem. Udało nam się pomimo imprezowej soboty i dzisiejszego kacingu(przynajmniej u Fiolki) zmontować dość długi rozdział i to w terminie! 
Życzymy Wam niezmiennie miłego czytania! :)
                                                                                        Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział VIII - Nie piszę, że Cię kocham, bo to bzdura, ale pewnie Cię kocham.



   Mówi się, że dusza kobieca jest niezbadana. Dusza męska jednak też ma swoje tajemnice, a zalicza się do nich umiejętne szufladkowanie poszczególnych dziedzin życia. Kobieta, znajdująca się w takiej sytuacji jak Buszek, niechybnie utonęłaby w galimatiasie uczuciowym, on jednak z całym spokojem wrzucił tę glątwę do mentalnej szuflady z napisem "Życie uczuciowe", zamknął i zajął się bez reszty tą opatrzoną etykietą "Praca". A tej było sporo, Resovię czekało bowiem ciężkie spotkanie z Jastrzębskim Węglem, a trzy dni później rewanż z Lokomotivem. Zapieprz na całego, że nie było się kiedy po tyłku podrapać, a co tu dopiero mówić o jakichkolwiek randkach.
    Rozpędzona na całego Reska zrobiła z Jastrzębskiego jesień średniowiecza, potem w trybach coś zgrzytnęło i rewanż z Lokomotivem przegrali, jednakże wynik 2:3 dawał Rzeszowianom niezbędny do awansu punkt. To oznaczało, że grafik dalej będzie zagęszczony jak wojskowa grochówka i Buszek musiał poprzestać na kawiano-autobusowych kontaktach z Julką, przysięgając sobie jednak, że gdy tylko będzie miał chwilę wolnego, zaprosi ją gdzieś. W potylicy piskał mu wprawdzie słaby głosik sumienia, przypominający, że latał wszak za boginią Werą, jednakże Rafał wrzucał go do stosownej szuflady, koncentrował się na siatkówce i udawał, że nic nie słyszy.
    Julka tymczasem, sama zapracowana co się zowie, miała nadzieję, że teraz może Buszek wreszcie o bogini zapomni ze szczętem. Amnezja go walnie kompletna, luka w życiorysie, amba fatima, wcięło i ni ma. Żadnej Wery znaczy ni ma i nie było.
     Tymczasem Resovia przepychała się przez Ligę Mistrzów, torując sobie drogę do finałów. Rozgrywki Final Four, toczące się w Berlinie, stały się koszmarem dla Igły, który padł ofiarą afektu Spiridonowa. Spirik, otrzymawszy zdecydowanego kosza od Winiara, chwilowo przelał uczucia na libero Resovii, który na zaloty Rosjanina reagował wstrętem oraz paniką. Po wygranym półfinale przeciwko Skrze Bełchatów, Krzysiek przerwał pospiesznie entuzjastyczną celebrację zwycięstwa i ewakuował się do szatni, usiłując uniknąć kontaktu ze Spirikiem, który stał przy bandzie i pożerał go wzrokiem.
    Ku jego utrapieniu w finale przyszło Resce zmierzyć się z Zenitem Kazań, w którym grał właśnie jego wielbiciel. Dodatkowo uczepiło się go jakieś upierdliwe przeziębienie, to wszystko zaś przełożyło się na brak dostatecznej koncentracji, co skrzętnie wykorzystał Wilfriedo Leon, ostrzeliwując Igłę niczym pancernik Schlezwig Holstein Westerplatte.
    No i niestety Resovia przegrała finał z kretesem, 1:3. Julia, widząc Buszka z nosem na kwintę, z wysiłkiem powstrzymała się od wybiegnięcia na parkiet i przytulenia go. Zamiast tego  poczekała na dekorację, dopełniając mężnie obowiązków służbowych. Dopełniwszy, spakowała się, westchnęła i skierowała się do wyjścia. I wtedy zaczęły dziać się rzeczy dziwne.
    Najpierw o mały włos a rozdeptałby ją jakiś brodaty drągal, który wypadł z hali w takim tempie, jakby ścigało go stado rozżartych tygrysów, chwilę później zaś, w korytarzu, minął ją Igła, prujący przed siebie jak bolid formuły jeden.
    - A jemu co? - zdziwiła się na głos. - Spirik przeszedł do rękoczynów?
    - Nie - męski głos za jej plecami sprawił, że podskoczyła. Niestety, nie był to Rafał, tylko Dawid Dryja. - Jego kuzynka rodzi. Narzeczona Andrzeja Wrony.
Julka pokiwała głową w geście zrozumienia, tymczasem Dawid zniknął za drzwiami szatni. Na korytarz tymczasem wsypali się rozradowani zawodnicy Zenitu, jeden po drugim, z piesnią na ustach, maszerując do szatni. Z tej trasy zboczył tylko jeden osobnik.
    - O, polskaja krasawica! - ryknąl Spirik, najwyraźniej rozamorowany. - Nu, pocziełuj ty mienia!
    - Goń się, kartoflany ryju - warknęła Julia, która lubiła go w tym samym stopniu co półpasiec.
    - Pocziełuj! - zażądał Spirydonow, chwytając ją w pół. Z ust zionęło mu odorem nie domytych zębisk.
    Julia wpadła w panikę. Nie mogła się wyrwać, bo ten drągal dysponował oczywistą przewagą fizyczną. Zaczęła kombinować jak by tu kopnąć go w klejnoty, gdy nadeszła odsiecz.
    - Pocałować cię pięścią w twarz? - zapytał spokojnie Buszek.
Spiridonow puścił Julkę, na gębę wypłynął mu głupawy usmieszek.
    - Ja zacieśniam przyjaźń polsko - rosyjską - rzekł po polsku z silnym akcentem.
    - Idź zacieśniać ją z kim innym - rzekł uprzejmie Rafał.
    - Ech, Pszeki, Pszeki... - powiedział Spirik nonszalancko, odchodząc jak gdyby nigdy nic.
    - Kretyn. - parsknął Rafał.
    - W rzeczy samej, idiota do kwadratu. - dodała Julka. - Ale dzięki za pomoc. - spojrzała na niego zza grubych oprawek.
Rafał poczuł jak jakby w środku przelatywało mu stado motyli, trzepocząc delikatnymi skrzydełkami.
    Szuflada z napisem "Życie prywatne" powoli zaczęła się otwierać i nie miał siły jej zamykać. Julka wzbudzała w nim uczucia, które wzbierały jak poziom wody w rzece po wiosennych roztopach.
    - Julka, słuchaj już po wszystkim teraz lekko zluzujemy z treningami, może w takim razie wybralibyśmy się do kina?- zapytał zdenerwowany, po czym oblał się pąsem jak dziewica orleańska.
    Julkę to zaproszenie całkowicie oszołomiło. Do tej pory wydawało jej się, że ona i Rafał znowu są na ścieżce przyjacielskiej a on nagle wypada z tym kinem. Co ma mu odpowiedzieć? Jak sie zachować? Czy uciąć to wszystko w zarodku i pozwolić mu wzdychać do wyimaginowanej, niedostępnej Weroniki czy pozwolić być z prawdziwą Julką. Ale czy Julka drwal była jej prawdziwym obliczem?
Nie była. A przynajmniej tak uważała prawdziwa Weronika. Wszystko zaczęło się w jej rodzinnej miejscowości jeszcze w czasach licealnych. Panna Płaneta nie ubierała się wtedy jak drwal.        Przeciwnie, była obeznaną w modzie nastolatką za którą może nie biegały tabuny chłopaków, ale kilku się podobała. Jednym z nich był Michał, jej pierwsza miłość. Miłość, która okazała się jednostronna a dla Julii bolesna i traumatyczna. Michał założył się z kolegami, że po wakacjach zaliczy najmądrzejszą i dość niedostępną klasową koleżankę. To nic, że potem naprawdę się w niej zakochał, próbując ją przepraszać. Zranił ją tak głęboko, że wszystko co najpiękniejsze postanowiła ukryć pod obszernymi i worowatymi ubraniami. Drwalski styl był niczym zbroja dla średniowiecznego rycerza. Chronił przed męskim wzrokiem a przede wszystkim przed ponownym zranieniem.
Julka wróciła do teraźniejszości.
    - No... ja myślę - rzekła niepewnie. - że chyba możemy.
    - Super - Rafał rozpromienił się jak wiosenne słoneczko.
Słowo się rzekło, kobyłka u płota, kiedy tylko grafik zluzował, Rafał zjawił się w kanciapie Julki, z marsem na czole.
    - Słuchaj... - rzekł niepewnie. - Czy... eee... ty lubisz "Szybkich i wściekłych"?
    - Uwielbiam Vina Diesela i Jasona Stathama. A co? - Julka oderwała oko od monitora.
Czoło Busza natychmiast się wygładziło.
    - A bo akurat grają i ten, Fabian ma dwa bilety na zbyciu, bo jego dziewczyna uznaje tylko romanse.
    - Bierz te bilety! - zarządziła Julia z całą stanowczością. - Idziemy!

    Na okoliczność wyjścia do kina Julka postanowiła się delikatnie oddrwalić. Bez przesady i robienia się na bóstwo, bo wtedy zdekonspirowałoby się jej alter ego, ale jednak zrobić z siebie jednostkę płci żeńskiej, a nie pracownika fizycznego w Lasach Państwowych. Wykonała zatem subtelny makijaż, włosy, zamiast w koński ogon zaczesała w gładki kok, z czeluści szafy zas wydłubała ciut bardziej dopasowane niż bojówki spodnie i odpowiednią bluzkę. Nie za bardzo wydekoltowaną i nie nazbyt babciną. Skromność i stonowana elegancja, ot co. Do tego pantofle na małym obcasie, kurtka drwala, żeby się nie zdekonspirować do reszty. Skontrolowała odbicie w lustrze, poprawiła okulary. Można iść, uznała.
    - Pięknie wyglądasz - orzekł Buszek, taksując ją od stóp do głów.
    - Naprawdę? - zapytała, zastanawiając się w popłochu, czy aby nie przesadziła z tym upiększaniem.
    - Naprawdę - odparł Rafał płomiennie, bo też nowe wcielenie Julki szalenie mu się spodobało. Piękna dziewczyna i to piękna naturalnie, nie żaden plastik fantastik.
    Kino do którego mieli się wybrać znajdowało się w Galerii Rzeszowskiej. Rafał płynnie wjechał w parking podziemny z którego już pieszo przemieścili się do przyległego kina, gdzie obładowali się napojami i wielkim kubłem z popcornem.
    Podczas sensu Julka czuła się w siódmym niebie, pościgi samochodowe i wartka akcja filmu wciągnęła ją momentalnie. Miłym akcentem było również Rafałowe ramię, którym ją objął, czuła się jak na prawdziwej randce. Oboje zagłuszyli swoje wyrzuty sumienia, Julka to że bawiła się w tę durną mistyfikację a Rafał granie na dwa fronty.
    Nawet się nie obejrzeli gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, światła na sali rozbłysły a ludzie tłumnie ruszyli ku wyjściu.
Oni jednak nieśpiesznie, jeszcze pod wpływem filmu przeszli po odzienie wierzchnie, skąd skierowali się w stronę parkingu. Gdy wsiedli do samochodu nastała krępująca cisza.
    - Genialny film!- milczenie przerwała rozemocjonowana Julka. - Szkoda, że to ostatni obraz z Walkerem.
    - Będzie mi brakowało Fastów. - odpowiedział Rafał. - Ale jego bracia dobrze go zagrali.
    - Nawet się nie zorientowałam które to były sceny.
Rafał spojrzał na nią jakby chciał o coś zapytać, ale nie mógł się zdobyć na odwagę. W końcu odpalił silnik i zebrał się do zadania pytania.
    - Może jakaś kolacja?- zapytał lekko zarumieniony, ciesząc się że w samochodzie panuje półmrok przełamany jedynie światłem ulicznych latarni.
    - Chętnie. - odpowiedziała.
    - Jakieś propozycje?- zapytał.
    - Hmmm, byłam z koleżankami w świetnej, śródziemnomorskiej restauracji na Jagiellońskiej, może tam?
    - Ad Remo?
    - Dokładnie tak. - przytaknęła.
    - Znam ten lokal. No to ruszamy. - Rafał płynnie zjechał w ulicę prowadzącą do restauracji w której zamierzali zjeść kolację.
    W sobotni wieczór knajpka była zapełniona, ale właściciel zobaczywszy jednego z siatkarzy Resovii a przy tym mistrza świata, czym prędzej znalazł dla nich stolik w odosobnieniu.
Nie dał się przekonać, że oboje nie zamierzają pić i z uśmiechem na ustach wyciągnął z piwniczki najlepszą butelkę, greckiego wina.
    - Na koszt firmy, mój mistrzuniu!- wyszczerzył się, wygładzając palcami czarny wąs.
Po jakimś czasie jedzenie z talerzy zostało zmiecione a butelka osuszona. Rozmowa toczyła się wartko a randkowicze przechodzili płynnie z tematu w temat.
Poprzez Jasona Stathama przeszli na tematy okołobrytyjskie, poskakali trochę po historii Anglii, dotarli wreszcie do Tudorów.
    - Jakoś nigdy nie widziałam "Kochanic króla" - stwierdziła Julia, gdy na stół wjechała kawa. - A chciałabym, romanse młodego Henryka... - poruszyła znacząco brwiami.
    Rafał, z cukierniczką w dłoniach, zapatrzył się w nią wręcz nieprzytomnie. W nastrojowym świetle lampki wyglądała jak prześliczna nimfa, czknął jego mózg porównaniem ze starej piosenki Daabu. Nimfa w okularach, są takie w ogóle?
    - Myślałam, że siatkarze tyle nie słodzą - rzekła nimfa, z niejakim zdziwieniem patrząc na manipulacje Busza. - Już chyba piątą kostkę wrzucasz.
Nieprzytomne spojrzenie Rafała oderwało się od Julki i spoczęło na jego własnych dłoniach, z których prawa nabierała właśnie na łyżeczkę kostkę numer sześć.
    - Zamyśliłem się, zwykle słodzę jedną - rzekł, odstawiając pospiesznie naczynie. - "Kochanice króla", mówisz? Mam to na DVD. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, możemy do mnie podjechać i urządzić mały seans.
    - Wiesz co? - Julka uśmiechnęła się szeroko. - Nie mam zupełnie nic przeciwko.
Rafał odwzajemnił uśmiech, zamieszał kawę, po czym równocześnie pociągnął tęgi łyk i uniósł dłoń, chcąc przywołać kelnera.
I zamarł niczym pomnik, z ustami wypełnionymi lepką, przeraźliwie słodką cieczą.
    - Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się Julka.
Buszek w akcie desperacji przełknął ów syrop, odzyskując zdolność mówienia we właściwym momencie, bo wąsaty właściciel właśnie ku nim nadpływał.
    - Rachunek proszę - rzekł, mając wrażenie, że klei mu się cała jama ustna. Julka usłużnie podsunęła mu kieliszek z wodą mineralną.
    - Kiedyś mnie poczęstowano herbatą na sposób turecki - powiedziała pocieszająco, gdy on spłukiwał cukier. - Już posłodzoną, tak, jak Turcy mają w zwyczaju. Też się zakleiłam na amen.
    - No tak, Turcy lubią na słodko - Rafał odzyskał już możliwość normalnego mówienia. - Dziękuję ci za tę wodę.
    - Nie ma za co - Julka się uśmiechnęła i Buszek znów stracił kontakt z Ziemią.
Kiedy dotarli do mieszkania Rafała, przed drzwiami siedział wielki, błękitny, długowłosy kocur z kitą jak wiewiórka.
    - To twój? - zapytała Julia. - Śliczny!
    - Pierwszy raz go widzę - odparł Rafał.
Kocur podniósł się i otarł o nogi Buszka, mrucząc przy tym jak nieduży silnik.
    - Z postury przypomina brytyjczyka, ale musi być jakąś mieszanką wedlowską bo jest puchaty i ma kryzę jak persy.
   - Skąd ty tyle wiesz o kotach? - zapytał siatkarz.
    - Moi rodzice są weterynarzami, mamy w domu siedem kotów i dwa psy. - uśmiechnęła się szeroko.
    - Niezłe stadko. A co zrobimy z tym jegomościem? Skoro jest taki rasowy to pewnie komuś zwiał?
    - Wygląda na kota domowego, ale z autopsji wiem że ludzie to bydlęcia i porzucają swoich pupili wszędzie gdzie się da. Najlepiej go weźmy. - Julka schyliła się po błękitnego kocura, ale on widocznie miał inne plany. Jak gdyby nigdy nic podskoczył i władował się w ramiona zaskoczonego Buszka.
    - On już wybrał obiekt westchnień. - zachichotała.
Kocur ani myślał odklejać się od Rafała, włączył diesla domagając się pieszczot i miziania. Rafał przekazał klucze Julce, która czym prędzej otworzyła mieszkanie wpuszczając Buszka z kotem który go adoptował.
    - Czy koty zawsze tak dużo mruczą?- zapytał zszokowany.
    - Jak czują się bezpieczne i kochane to mruczą prawie cały czas. - odpowiedziała. - Cyfer mojego taty nie opuszcza go nawet na krok, nawet przyjmuje z nim w gabinecie. Z kolei Sulejman mojej mamy śpi między nią a ojcem. Tata nie jest z tego zadowolony, ale dzielnie znosi osobę trzecią w sypialni.
      - Osobę? - roześmiał się Rafał.
     - No spójrz na niego - Julka podrapała kota po głowie. - I powiedz, że nie jest osobą.
    - Jest - zgodził się siatkarz. - Osobą, a nawet osobistością.
Delikatnie postawił kocura na podłodze.
    - Mmmmrrrau! - oznajmił kot i zupełnie jakby mieszkał tu od zawsze, pomaszerował do kuchni.
    - To ja sprawdzę, czy mam coś, czym można go nakarmić i zrobię nam coś do picia, a ty nastaw film. Jest gdzieś w szafce pod telewizorem - Rafał machnął w kierunku urządzenia, jednocześnie podążając za kocurem.
    Julka odnalazła płytę bez trudu, po czym na chwilę zaplątała się w pilotach, nie wiedząc który jest od czego. Z kuchni dobiegało pomiaukiwanie kota i głos odpowiadającego mu Buszka.
    - Który pilot jest od czego? - zapytała gromko.
    - Czarny od telewizora, szary od dvd - poinstruował Rafał. - Kawa, czy herbata... no masz tu jajko, nic innego nie mam!
    - Jajko? - spłoszyła się lekko Julka.
    - To nie do ciebie, to do kota - zaśmiał się Buszek. - Kawa, czy herbata?
    - Herbata! - odparła Julia, mierząc czarnym pilotem w odbiornik.
Dioda na telewizorze zamrugała nerwowo, po czym z czerwonej zrobiła się zielona.
Rafał i kot, który łaskawie zgodził się zjeść zaproponowane mu jajko, wrócili z kuchni, jeden z tacą, drugi z godnością.
    - Myślę - stwierdziła Julka, patrząc na moszczące się na fotelu zwierzę. - Że powinien nazywać się Ignacy.
Rafał postawił tacę z parującymi kubkami na niskim stoliku przed kanapą.
    - Wiesz co, on całkiem wygląda na Ignacego - orzekł. - Hej, kolego, jesteś Ignacym?
    - Mrrrrr - odparł sennie kot.
    - No to mam Ignacego - zaśmiał się siatkarz i siadł na kanapie obok Julki. Cukiernicę przezornie odsunął na koniec stołu, dostępny tylko dziewczynie. - Zaczynajmy.
    Julka uruchomiła film, lecz okazał się on rozczarowaniem, mało mając z faktyczną historią romansów sióstr Boleyn z Henrykiem VIII, z którego w tym filmie zrobiono smętnego pantoflarza.    Oboje, i Rafał i Julia, coraz mniej uwagi poświęcali obrazom na ekranie, coraz więcej zaś sobie nawzajem, częściej patrząc sobie w oczy, niż na Henryka i jego kochanki.
Najpierw ręka Buszka przewędrowała wzdłuż oparcia kanapy i objęła ramiona Julki. Potem głowa Julii jakoś tak skłoniła się na bark Rafała, potem zaś on, się poruszył, jakby chciał się poprawić i dziwnym trafem jego usta znalazły się bardzo blisko jej warg.
Julka zdjęła okulary i przymknęła oczy.
    Zaczęli się całować, namiętnie, mocno, głęboko, dłonie Rafała wędrowały po ciele Julki, a jej ręka wylądowała na jego muskularnym karku, pieszcząc i gładząc.
Ignacy otworzył leniwie jedno złociste oko. Ci jego nowi ludzie byli całkiem fajni, stwierdził, ale czy oni się przypadkiem nie zassali?


__________________________________________________________________
 Witajcie! 
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią ósemka pojawia się z lekkim poślizgiem. Byłaby wczoraj, gdyby Fiolka nie wbiła gwoździa przed komputerem :D 
Miłego czytania!                                                            Fiolka&Martina :)

wtorek, 4 sierpnia 2015

Ogłoszenie Parafialne! Nowości, nowości!




Ostatnio przez jeden z komentarzy, przypomniałyśmy sobie że Run to you i Jestem Julką łączą się luźno pewnymi bohaterami. Na razie dość nieśmiało, ale planujemy to jakoś mocniej zacieśnić. A skoro trylogie są popularne to my również popełnimy takową. Co za tym idzie wytężyłyśmy nasze umysły w poszukiwaniu bohatera, którego obie równie mocno lubimy i który różnił by się charakterem od Andrzeja i Rafała. Wybór padł na naszego nowego kapitana Michała Kubiaka. Dzik popularnym siatkarzem jest, ale nie to nami kierowało. Chcemy zetrzeć ze sobą dwie bardzo silne osobowości a Misiek ma idealne predyspozycje. Mamy nadzieję, że pomysł spodoba się i Wam. W końcu opowiadania są dla Was. :) Jeśli chcecie być informowane, prosimy o wpisywanie się do zakładki. Informujemy na asku, GG a także w zakładkach na blogach.Wiadomość o nowościach pojawia się także na asku Fiolki.











Nasze nowe opowiadanie znajdziecie pod nazwą I see a fire 
Czeka już tam na Was pierwszy rozdział! 
                                                            Pozdrawiamy F&M :) 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział VII - Na zakurzonej drodze szukam twoich ust.




    W zgoła innym nastroju od rafałowego do pracy przyczłapała Julka. Skryła za grubymi oprawkami spuchnięte od braku snu powieki i astronomiczne worki pod oczami, który nie ukryłaby nawet szpachla malarska. Machinalnie rozpoczęła codzienne czynności w pracy przy okazji wypijając hektolitry piekielnie mocnej kawy, która postawiłaby na nogi pluton wojskowy a na nią dzisiaj nie działała.
    Gdy była w połowie kubka w pomieszczeniu rozległ się odgłos trzech puknięć, po czym uchyliły się drzwi a w nich pojawiła się głowa a potem cała sylwetka Rafała. Na jego widok serce Julki podskoczyło i wywinęło salto mortale, dziewczyna z trudem zapanowała nad porywem uczucia. Nie mogła dać po sobie poznać, że na jego widok ma ochotę rzucić mu się w ramiona i omdleć ze szczęścia jak te głupie heroiny z kart harlequinów.
    - Cześć. - Rafał wyszczerzył się jak aktor w reklamie pasty do zębów.
    - Cześć. - odpowiedziała Julka niechcący potrącając łokciem stojący nieopodal jej kubek. Czarny płyn skutecznie zalał papiery, które przez dwa poprzednie dni drukowała i segregowała. Szefowa ją zabije, to wszystko miało być podpisane i wysłane do zarządu. - Kurrrr...- zmełła w ustach przekleństwo.
    - Pomogę ci...- Rafał podbiegł chcąc pomóc, ale Julka zatrzymała go ruchem ręki.
    - Nie, spoko ogarnę to jakoś. - rzuciła zniecierpliwiona. - Masz do mnie jakąś sprawę? - spojrzała na niego a w nim jakby coś piknęło.
Faktycznie miała identyczne oczy jak Weronika, osobliwe połączenie zieleni i błękitu z brązowymi plamkami. Tylko dlaczego chowała je pod tymi obrzydliwymi okularami?
    - Bo Wera nie odbiera - wyrwało się Buszkowi do rymu.
Julka oderwała się od pracowitego osuszania dokumentów chusteczkami higienicznymi.
    - Co proszę?
    - Dzwoniłem do twojej kuzynki, Wery - wyjaśnił Rafał z niejasnym uczuciem, że chyba wyraża się niezbyt precyzyjnie. - Bo byliśmy wczoraj na randce. Ale ona nie odbiera.
    - To napisz esemesa - poradziła Julka sucho. Wiedziała, czemu "Wera" nie odbiera, mianowicie dlatego, że karta telefonu "Wery" leżała sobie u niej w domu, z dala od telefonu, przebywającego w jej, Julki, kieszeni.
    - Napisałem. I nie odpisała - oblicze Rafała wydłużyło się w wyrazie rozczarowania.
    - Wera pojechała rano do Warszawy - zełgała bez namysłu Julia, wydzierając ostatnią chusteczkę z paczki. - Teraz pewnie rzuciła się w wir pracy, a jak ją zaabsorbuje jakiś ten... projekt, czy coś, to zdarza jej się nie odbierać.
    - Projekt, aha - Buszu wyjął z kieszeni spodni ledwie napoczętą paczkę chusteczek i podał ją Julce. Aromat jego wody po goleniu owionął dziewczynę, przypominając zakończenie wczorajszego wieczoru. Julia pospiesznie odwróciła twarz, czując, że zdradziecki rumieniec zaczął wypełzać jej na policzki.
    - Dzięki - rzekła, odbierając chusteczki na oślep. Ich palce zetknęły się, a wnętrze Julii kwiknęło.
    - To myślisz, że jak zadzwonię wieczorem, to odbierze? - sondował delikatnie Rafał, zastanawiając się jednocześnie, co się dzieje z Julką. Wyglądała jakby miała ochotę schować się pod stół.
    - Tak sądzę - odparła Julka, z wysiłkiem zachowując kontrolę nad głosem.
    - Dobra, dzięki - rzekł Rafał i uśmiechnął się. - Miłego dzionka!
    - Tobie też - pisnęła jak rozduszona mysz.

    Kiedy wyszedł, Julia opadła na krzesło, po czym napiła się kawy. Kawa nie przyniosła pożądanego efektu, Julka przyłożyła zatem czoło do zimnej powierzchni najbliższej szafki i zaczęła się zastanawiać co ona do cholery robi. Chyba upadła na głowę, oszukiwać takiego faceta?
    - Idiotyzm - powiedziała szafce. - Kretyństwo.
Wróciwszy do domu z pracy wetknęła kartę "Wery" w telefon, po czym zapatrzyła się na aparat wzrokiem ponurym.
Przecież nie może tego ciągnąć. Musi jakoś się z tego wyplątać. Ubić cholerną Werę i odesłać na dno szafy. Tylko jak, żeby nie zranić tego zakochanego łosia? Poza tym, przyznała szczerze, nie dało się ukryć, że sama się w tym łosiu zakochała, a on uparcie nie widział w niej - Julii kobiety. Tylko w wymalowanej i odstawionej Werze, niech to szlag.
    I zełgała. Po raz kolejny z premedytacją zełgała. Czy ona ma nie po kolei w głowie?
Julka rozłożyła się na kanapie rzucając zdradliwego iphone'a na zasłany gazetami stolik kawowy.
Jeszcze dźwięczał jej w uszach zawiedziony głos Rafała, kiedy po raz kolejny wcielając się w Weronikę, okłamała go że wyjeżdża na kilka tygodni do Barcelony. Słyszała jego potężne westchnięcie i gdyby nie silna wola wstrzymałaby eksport jej alter ego do wyimaginowanej Katalonii.
    - Dlaczego to jest tak cholernie skomplikowane?!- zawyła do sufitu. - Jestem debilką!

    Tymczasem Rafał spadł z obłoku wprost do jednej z przyrynkowych knajp, gdzie w towarzystwie Igły i Schoepsa opijał swój ból.
    - I wyjechała!- jęknął żałośnie wprost w kufel wypełniony spienionym Guinessem. - Przecież coś między nami jest!
    - Następny nieszczęśnik do kompletu. - Igła złapał się za głowę.
    - A kto jeszcze jest nieszczęśliwy? - zapytał zdezorientowany Jochen. - W klubie chyba wszyscy zadowoleni.
    - Mój niedoszły szwagier Andżej Wu. - mruknął Krzysztof. - Od czasu mistrzostw spadł mu na łeb ciężki fortepian sławy i zerwali z Jagną w dodatku wiesz, że ona jest w ciąży i teraz oboje usychają. A właściwie Wroniasty stacza się a Jagna udaje że jej serce jest całe. Mówię ci stary osiwiałem przez nich a teraz jeszcze biedny Buszu.
    - Ja tu jestem. - odezwał się cierpiętnik Rafał. - I mnie nikt nie rzucił ani nie zerwałem, Wera wyjechała do pracy. I wróci.
    - Oby. - Igła upił potężny łyk swojego pszenicznego browara.
    - Mam przeczucie, że Wrona i Jagna się zejdą a Buszu przeżyje jakoś te kilka tygodni. - rzekł Schoeps typowo niemieckim pragmatyzmem.
    - Insallah!- podsumował Igła, fan nowego, tureckiego serialu o Sulejmanie Wspaniałym.
Rafał zapatrzył się w ciemną otchłań swego kufla.
    - Przeżyć to może przeżyję - rzekł markotnie. - Ale co to będzie za życie?

    Na wyjazd do Radomia Julia szła rozdzierana przeciwstawnymi emocjami. Z jednej strony jak tu spojrzeć Rafałowi w oczy, z drugiej strony, o rany, oczy Rafała, uśmiech Rafała, ciemna czupryna Rafała, cały Rafał! Głupie serce odmawiało przyjęcia do wiadomości wszystkich problemów natury etycznej wysuwanych przez sumienie i cieszyło się na myśl o podrózy jednym autokarem z Buszka jak potłuczone. Jakby tego było mało zdrowy rozsądek złośliwie szeptał, że Rafał zwraca uwagę na Julkę, tylko dlatego, że jest przynależna do Wery, jako jej kuzynka. Gdyby nie cholerna blond bogini Rafał nie zauważyłby Julii nawet gdyby wyleciała znienacka w kosmos na własnym odrzucie.
    Rozdzierana wewnętrznie Julka usiłowała się przekraść do autokaru metodą don Pedra de Pomidorre, szpiega z Krainy Deszczowców, jednak wszelkie próby pozostania niezauważoną spaliły na panewce, bo cholerny Fabian Drzyzga wlazł jej na stopę. Stał przed autokarem i gadał  z kimś przez komórkę, a Julka próbowała przemknąć obok niego do wejścia.Wtedy Fabian, nie widząc jej, dał znienacka krok w bok. Całymi dziewięćdziesięcioma kilogramami prosto na lewą stopę Julii.
    - Okurwajapierdolę! - wyrwało się z ust poszkodowanej.
    - O, sorry, nie zauważyłem cię - stropił się Fabian.
    - Ja może jestem niska - warknęła Julia, powstrzymując łzy bólu cisnące jej się do oczu. - Ale, do cholery, nie aż tak, żeby mnie nie było widać!
    - No przecież powiedziałem, że przepraszam! - zjeżył się Drzyzga. - O co ci jeszcze chodzi?
    - O ten tramwaj co nie chodzi, nędzna imitacjo Travolty - odparła jadowicie i oddaliła się z godnością.
    A właściwie to spróbowała się oddalić, bo okazało się, że rozdeptana przez Fabiana stopa została naprawdę rzetelnie poszkodowana. Próba stanięcia na niej skończyła się eksplozją bólu w śródstopiu i utratą równowagi. Pewnie by Julia zaryła nosem w tyłek ładującego się do wnętrza pojazdu Drzyzgi, gdyby w ostatniej chwili nie chwycily jej w pasie dwie silne męskie ręce.
Dobrze znajome męskie ręce.
    - Wszystko w porządku? - zapytał Rafał z troską.
    - O jasny gwint - rzekła Julka. - To znaczy nie - poprawiła się. - Chyba coś mi się stało w nogę. Nie mogę na niej stanąć.
Buszek zmarszczył brwi.
    - Krzywo stąpnęłaś?
    - Nie, Fabian mnie rozdeptał - odparła Julia ponuro.
    - Czekaj, może wsiądźmy - zaproponował Rafał i zanim Julka zdążyła otworzyć usta, podniósł ją, wraz z jej wszystkimi tobołami i zaniósł do autokaru.
    - Miłość, widzę, kwitnie - zakpił z głębi Fabian.
    - Lepiej byś zamknął dziób i sam pomógł - odparł Buszek, mało przyjaźnie, sadzając Julię na siedzeniu. - Krzywdę dziewczynie zrobiłeś, słoniu jeden.
    - Krzywdę? Co tu się dzieje panowie? - nastroszona głowa Igły pojawiła się nad barierką przy drzwiach. - Spuścić was na chwilę z oka, to zaraz jakieś straty i zniszczenia.  No jazda, powiedzcie wujkowi Igle co jest grane!
    - Oj nic takiego - sarknął Fabian. - Wlazłem tej lasce z biura prasowego na nogę. Niechcący i przeprosiłem!
    - Widzę, że Buszu już niesie pomoc - Igła stanął w przejściu między fotelami i patrzył jak Rafał upycha toboły Julki na półce.
    - Spoko, będę żyła - zapewniła Julia.
    - Będziesz, ale zdejmij but - polecił łagodnie Rafał.
    - O rany, ale po co, przecież nic mi nie będzie - Julka miała nadzieję, że w ciemnym wnętrzu autokaru nie widać, że się czerwieni. Skłonność do rumieńców najwyraźniej była zaraźliwa.
    - Dobra, dobra - rzekł Rafał stanowczo. - Takich rzeczy się nie lekceważy.
Julka niechętnie ściągnęła but i skarpetę, po czym oddała kończynę w ręce Buszka. Były ciepłe, delikatne, a zarazem pewne.
Siatkarz zbadał uważnie całą stopę widząc jak w miejscu nadepniętym przez Fabiana tworzy się podskórny krwiak.
    - Au...- syknęła właścicielka kończyny. - Boli jak diabli.
    - Będziesz żyła. - Buszu uśmiechnął się pokrzepiająco. - Poczekaj chwilę pójdę po lekarza.
Jakby przywołany w myślach w polu widzenia pojawił się niezbyt wysoki okularnik w klubowej koszulce, dzierżący w dłoniach torbę lekarską.
    - Igła mówił, że mamy awarię. - rzekł patrząc na klęczącego Buszka trzymającego stopę Julki. - Zazwyczaj psują się zawodnicy. - zakpił.
    - Zazwyczaj pracownicy biura prasowego nie są deptani przez ślamazary w pasiaku. - zripostowała Julka.
Siedzący nieopodal Pitt prawie zadławił się wodą.
    - Touche. - poddał się lekarz zabierając się za badanie obolałej stopy.
    Ostatecznie okazało się, że Fabian nabił Julce tylko dużego siniaka. Artur Harmata zaordynował chłodzący okład po czym oddalił się pogwizdując z cicha na przód autokaru. Samochód ruszył przed siebie a Rafał przyklapnął na siedzeniu obok Julki. Z tylnych siedzeń dobiegło szydercze:" Uuuuuuuu", ale szybko zostało stłumione przez plask, najprawdopodobniej ktoś uciszył gagatka gongiem w potylicę.
    Zarówno Julka jak i Buszek domyślili się, że dźwięki wydawał z siebie Fabian a uderzającym najprawdopodobniej był siedzący obok Olek Achrem.
Początek podróży minął im w ciszy, zagłuszanej jedynie wybuchami śmiechu z tyłu. Julka czuła jak płoną jej nie tylko policzki, ale też końcówki uszu. Musiała wyglądać jak pieczone prosie.
    - Co studiujesz?- zagaił Rafał znienacka.
    - Prawo.
    - Powiem szczerze, że spodziewałem się tego. - uśmiechnął się szeroko. - Zakasowałaś naszego doktorka jednym zdaniem. Zazwyczaj to on potrafi zgasić każdego.
    Dzięki interwencji Buszka i doktora rozdeptana stopa Julii przestała dokuczać na tyle, że dała się w pewnym stopniu używać. Wprawdzie stawanie na niej całym ciężarem odpadało, ale Julka mogła jakoś, koślawo i utykając, się przemieszczać. Przy wysiadaniu i wsiadaniu do autokaru pomagał jej     Rafał, z którym w czasie jazdy ucięła sobie całkiem miłą pogawędkę na tematy różne. Pogawędka była bardziej ożywiona, co zrozumiałe, w drodze powrotnej z Radomia, gdy Rafał mógł się zasłużenie zrelaksować, bowiem Resovia gładko rozjechała Czarnych 3:1. Jak łatwo zgadnąć cała drużyna była w świetnych humorach, Buszek zaś skrzył elokwencją i dowcipem jak nigdy dotąd.
Fabian próbował robić sobie z pączkującej przyjaźni między Rafałem a Julią podśmiechujki, ale przestał, gdy dostał znienacka z liścia w potylicę, co zaskakujące od Pita. Cichy stwierdził, że skoro Drzyzga gimnazjum już ukończył, powinien także przestać zachowywać się jak gimbaza, gdyż jest to nie do zniesienia u dorosłego faceta.
Takie wystąpienie ze strony spokojnego zazwyczaj Pita musiało wstrząsnąć Fabianem do głębi. Od tej pory ograniczył on wodotryski swego humoru pod adresem Julki do minimum.
    Wydarzenia z radomskiego wyjazdu, może mało spektakularne, podłożyły jednak solidny fundament pod przyjaźń Busza i Julii. Początkowo Rafała ciągnęło do niej głównie dlatego, że była kuzynką Wery, a więc czymś w rodzaju łącznika z jego niedostępną aktualnie boginią. Wyimaginowana Wera bowiem nadal tkwiła w wyimaginowanej Barcelonie, robiąc wyimaginowaną karierę i komunikując się z Buszem głównie za pomocą maili. O tym, że jest wyimaginowana Rafał oczywiście wciąż nie wiedział, za to zaczął stopniowo odkrywać iż panna Płaneta jest inteligentna, obdarzona ciętym dowcipem i generalnie jest świetną kumpelką. Do tego niebrzydką, co było dość trudne do dostrzeżenia pod ogólnym imidżem drwala.
Drwal, nie drwal, lubił z nią gadać, dlatego dosiadał się do niej w autokarze podczas wyjazdów, a w dni powszednie zachodził do kanciapy w której urzędowała, niekiedy niosąc ze sobą kawę i coś do przegryzienia.
No właśnie, kawa, ile ta dziewczyna piła kawy! Gdyby on trąbił takie ilości tego napoju, niechybnie skończyłby z palpitacjami, skutkiem przedawkowania kofeiny, na Julii za to kawa szatan, normalnego człowieka wyrzucająca z butów, nie robiła większego wrażenia.
    A czas płynął, jesień przeszła w zimę, przeleciały jak meteor święta Bożego Narodzenia, a potem Nowy Rok. Julka modliła się gorliwie, żeby Rafał zapomniał wreszcie o cholernej Werze i niech ją można wreszcie pogrzebać. Któraś jej część jednak żałowała po cichu, że to już nie wróci, nie będzie więcej nocnych (ani dziennych, prawdę mówiąc) pocałunków z Rafałem, żadnych randek i czułych spojrzeń. Wyłącznie kumpelstwo i kawa, nieodmiennie przynoszona przez Busza na lunch.
Kumpelstwo... No właśnie. Julka bardzo nie chciała tego przyznać, ale wpadła w Busza jak śliwka w kompot. Zakochała się kompletnie, totalnie i całym swym jestestwem w Rafale, prezentującym sobą całą długą listę zalet, jakich kobiety poszukują w mężczyznach. Nie, nie dawała tego po sobie poznać, jeszcze by tego brakowało, żeby rzucił w nią tekstem o pozostaniu przyjaciółmi, albo żeby Fabian zaczął się z niej nabijać. Nie, nic z tego, prezentowała publicznie czyste kumpelstwo, w duchu klnąc prawdziwą Werę i jej kretyńskie pomysły oraz męską ślepotę.
    Tymczasem zima łagodnie przechodziła w przedwiośnie co za tym idzie, rywalizacja w lidze mistrzów weszła w kolejną fazę rozgrywek. Resovia miała przed sobą nie lada wyzwanie, zarówno logistyczne- gdyż lecieli do Nowosybirska jak i techniczne bo ograć Lokomotiv nie było prostą sprawą.
    Niedoszły mistrz motocyklów, Bartek Jurecki którego Julka zastępowała na początku marca przedłożył kolejne L4. Po zrośnięciu się kości oraz miednicy odczuwał przewlekłe bóle przez co  nie mógł wysiedzieć na meczu a co dopiero gdziekolwiek lecieć. Rada nie rada szefowa Julki zleciła jej wylot z drużyną na daleką Syberię.
    Panna Płaneta fanką lotów nie była, ale podróż do najzimniejszego zakątka Rosji jawiła jej się jako pewien rodzaj przygody. Poza tym Rafał w wieczornym smsie wyraził nadzieję, że będą mogli pogadać w tracie lotu z Warszawy do Moskwy a potem ze stolicy federacji do Nowosybirska.
    Miasto od razu zachwyciło Julkę, największe wrażenie zrobiła na niej rzeka Ob, pomimo początków marca skuta skrzącym się w zimowym słońcu lodem.
    Nie mieli zanadto czasu na zwiedzanie, ale chłopaki nie byliby sobą gdyby nie zrobili sobie syberyjskich selfiaków. Krzysiek narzekając na potworny mróz biegał wszędzie z kamerą a odkładał ją tylko wtedy gdy sięgał po aparat z teleobiektywem. Mecz ku zaskoczeniu wszystkich ułożył się dla Resovii wprost wyśmienicie, Wilki ograły syberyjskie niedźwiedzie trzy do jednego a z boiska niemalże zlatywali w glorii chwały. Julka patrzyła na to z niemym podziwem, nie nadążając z relacjonowaniem przebiegu spotkania. Po wszystkim pozwolono zawodnikom napić się czegoś mocniejszego, jednak z imprezą musieli się powstrzymać. Następnego dnia o godzinie niemalże zbójeckiej musieli stawić się na lotnisku w Nowosybirsku skąd odlecą do Moskwy a potem do Warszawy. Julka kładła się wyczerpana zmianą czasu, emocjami związanymi z meczem i nadchodzacą podróżą. Już miała gasić światło gdy w jej pokoju rozległo się ciche pukanie.
    - Proszę. - odpowiedziała z cicha.
Zaproszony w pomieszczeniu pojawił się nieco zakłopotany Rafał niosąc ze sobą książkę ociekającą czymś mokrym.
    - Część, przepraszam że przeszkadzam ale Fabian spowodował wypadek i zalał piwem książkę którą mi pożyczyłaś.
    - Nic...- nie zdążyła dokończyć bo Buszek wszedł jej w słowo.
    - No właśnie nic nas nie usprawiedliwia, nie powinienem czytać przy stole gdzie stoi piwo. Obiecuje że odkupie ci taki sam egzemplarz.- kajał się.
    - Chciałam powiedzieć, że nic się nie stało i nie musisz mi odkupować książki. - powiedziała spokojnie wkładając okulary na nos. - To nie Biblia Gutenberga, wielkiej straty nie będzie, nawet jak się trochę pomarszczy od wilgoci.
Rafał parsknął śmiechem.
    - Kamień z serca, bo już się czułem jak ostatni cham - rzekł.
    - Daj - Julia wyjęła mu z ręki mokrą książkę i położyła ją na stoliku. Wydłubała z bagażu ręcznik i zajęła się osuszaniem stronic.
    - Czekaj, tu się zlepiło - Rafał rzucił się rozdzielać kartki z taką gorliwością, że niemal zderzyli się głowami. - Przepraszam...
Julka podniosła głowę i spojrzała prosto w jego oczy, z bardzo, bardzo bliska.
    - To ja przepraszam - bąknęła.
Jej włosy pachniały czymś słodkim i owocowym, a także nią samą. W głowie Rafała coś się zmąciło.
    - Nie, nic się nie... - mruknął i sięgnął ustami do jej ust.
Pewnie by się pocałowali, gdyby nie masywne okularzyska na nosie Julii, w które Buszu walnął własnym organem powonienia. Zabolało, od czego mózg Busza przestał się mącić, tymczasem Julka odskoczyła w tył niczym spłoszony mustang.
    - Rafał, co ty...? - jej oczy za szkłami tych piekielnych okularów wydawały się teraz ogromne.
Buszek spłonął rumieńcem niczym wiśnia i najzwyczajniej w świecie uciekł z pokoju.

_____________________________________________________________________

Witajcie! 
Zgodnie z obietnicą kolejny rozdział pojawia się z dokładnością szwajcarskiego zegarka. 
Ósemka będzie miała mały poślizg, gdyż Fiolka wybywa na kilkudniowe wczasy do miejsca gdzie nie ma zasięgu! 
Życzymy miłej lektury! 

 
                                                                                        Fiolka&Martina ;)