wtorek, 1 września 2015

Rozdział X - Wygrzewam się w słońcu twoich rąk.



"Wygrzewam się w słońcu twoich rąk. Jaką to złotą pogodą owinąłeś moje ciało. 
Woda przytuliła uczesane włosy do sypkiego piasku oddycha. 
Twoje palce opowiadają o mnie niebu. 
Twoje palce niebo nachylają do moich rąk.
 Kładą się na moje oczy. 
Szybkimi dotykami biegną wokół ust odginają włosy
 i jak niepotrzebna kąśliwa pszczoła wpijają się w szyję. 
Drżę."
`Halina Poświatowska`




Blask księżyca wlewał się do pokoju kaskadami, zatapiając wielkie łoże w kałużach srebra. Wraz z nim przez otwarte okno napływały stłumione dźwięki „Moonlight Serenade” orkiestry Glenna Millera i odurzający zapach jakichś tropikalnych kwiatów. Julia poczuła się znienacka, jakby to wszystko było tylko starym filmem, w którym przystojny on uwodzi piękną ją, spędzają ze sobą namiętną noc, a potem na ekranie pojawia się napis „The End” i trzeba wyjść z kina. I wrócić do szarego życia.
     Nie zdążyła tego wszystkiego porządnie rozważyć, gdyż chwila, gdy trzyma cię w objęciach rozpalony namiętnością facet i przeginając niczym Rhett Scarlett całuje coraz niżej... i niżej... nie bardzo sprzyja aktywności intelektualnej. Toteż intelekt Julii zgasił światło i udał się na spoczynek, a władzę przejęły zmysły.
Niebieska koszula wylądowała na połyskującej dyskretnie w ciemnościach podłodze, a Julka poczęła badać ustami tors Rafała. Musnęła ustami jego sutek, wywołując tym gardłowy jęk na tych zawrotnych wysokościach, na których znajdowała się jego głowa, po czym dała się wyplątać z letniej sukienki, która, skłębiona, wylądowała nieopodal koszuli.
Orkiestra Glenna Millera zaczęła grać „Stardust”. Dźwięk saksofonu wplatał się zmysłowo w ciemność, a trąbki i klarnet w zgodnej harmonii otulały miękko przyspieszone oddechy i ciche pojękiwania, rozlegające się w pokoju.
Dłonie Rafała niecierpliwie podążyły na plecy Julki, szukając zapięcia od stanika i zamarły. Pasek tkaniny na jej aksamitnej skórze był absolutnie gładki. Żadnej klamerki ani haftek.
      - Tutaj – zaśmiała się Julia gardłowo, kładąc rękę Rafała między swoimi piersiami. Pod fikuśną kokardką, umieszczoną między miseczkami biustonosza kryło się zapięcie. Buszek pobłogosławił w duchu panujące w pokoju ciemności, bo czuł, że się zarumienił jak pensjonarka.
Rozległo się ciche pstryknięcie, stanik wylądował w ciemnym kącie, chwilowo zapomniany.
Rafał spojrzał na Julię nagą, jeśli nie liczyć majtek, wysrebrzoną światłem księżyca i dech mu zaparło.
 - Jaka ty jesteś piękna – wymamrotał resztką sił, zanurzając twarz w jej włosach. - Jak Diana. Bogini, nie księżna.
Pociągnęła go na tonące w srebrze łoże siadając na nim okrakiem. Rafał poczuł na twarzy dotyk jej jedwabistych włosów, pachnących niczym rajski ogród.
Chwilę później to Julia znalazła się pod Buszkiem, czując jak krew żywiej krąży w żyłach, rozpalając jej policzki krwawym rumieńcem.
Podczas gdy usta Rafała błądziły po twarzy dziewczyny, jego długie palce dotykały jej sutków. Oddychała głęboko, była jak urzeczona już nie mogła się doczekać. Siatkarz czym prędzej pozbył się swoich spodni. Jego dłonie przesunęły się za pasek jej majtek, pozbawiając Julkę jedynej bariery dzielącej ich rozpalone ciała. Pożądanie obojga rosło wraz z kolejnymi pieszczotami. Przyśpieszone oddechy raz po raz łączyły się w nieśpiesznych, wilgotnych pocałunkach. Julia rozsunęła nogi, widząc w oczach Rafała pożądanie, gdy wsuwał się w jej gorące wnętrze. Na chwilę straciła oddech, mimowolnie oplatając go nogami w pasie. Dziewczyna jęknęła przeciągle, gdy razem z nim we wspólnym, odwiecznym rytmie zaczęła wspinać się na wyżyny miłości. Buszek zcałował każdy dźwięk wydobywający się z ust Julki. Razem zawędrowali w rejony z których nie chcieli już wracać. Rozpadli się na milion, bezwolnych i szczęśliwych kawałków. Świat zatrzymał się na tę parę chwil, gdy ona i on byli dla siebie całym światem.
Rankiem Julka była przekonana, że gdy otworzy oczy, ujrzy swoją rzeszowską kawalerkę, a przypadki wczorajszej nocy okażą się wyłącznie pięknym snem. Leżała więc, nie podnosząc powiek, nie chcąc jeszcze wracać do rzeczywistości.
- Śniadanie zajechało! - ogłosił radosny głos.Julka otworzyła oczy. Była w hotelowym pokoju, w hotelowym łożu, a półnagi Rafał Buszek pchał w kierunku tego łoża niewielki stolik na kółkach, na którym stała taca, wyposażona w pełen asortyment śniadaniowy, od imbryczka z kawą, poprzez masło, pieczywo i wszelkie niezbędne dodatki, tak do bułeczek, jak i do kawy.
- Chwilo trwaj, jesteś piękna – stwierdziła Julia. - Czy mogę prosić o kawę?
- O kawę i o co tylko chcesz – odparł Rafał, sięgając po filiżankę. - Czarna, czy ze śmietanką?
     - Odrobinę śmietanki poproszę – zadysponowała Julka.
- Słuchaj, musimy porozmawiać o tym co się wydarzyło w nocy.- Rafał spojrzał na Julkę z śmiertelnie poważną miną na przystojnym obliczu.
Dziewczyna mimowolnie odłożyła jedzoną kanapkę na stolik śniadaniowy.
- Słucham? - zapytała niepewnie. -
O czym chcesz pogadać?
- O nas. - westchnął głęboko, - To co zaszło miedzy nami było...było fantastyczne, ale ja w tym momencie mojego życia chyba nie jestem odpowiednim kandydatem na męża.
Julka parsknęła śmiechem patrząc na Rafała  z niedowierzaniem.
- Rafał, czy ty myślałeś ze ja chce cię zaciągnąć do ołtarza? -zapytała.
- Nawet gdybyś chciała to nie mam na to szansy, według kościoła nadal mam żonę.
- Nieważne, kościół czy urząd. Ja chce tylko z tobą być i żaden papier mi do tego niepotrzebny ani deklaracja dozgonnej miłości. Nie zadręczaj się nieistniejącym problemem.
- Serio?
Julka uśmiechnęła się znad filiżanki niczym Mona Lisa.
- Serio serio.
Tydzień minął jak z bicza trzasł. Plaża, słońce, snorkeling, zwiedzanie, wieczorem trochę tańca, albo romantyczny spacer, szalone, namiętne noce, ach, to wszystko skończyło się zdecydowanie zbyt szybko, jak na gust Julii i Rafała. Wszystko jednak mija, nawet najdłuższa żmija i trzeba było nieubłaganie wracać do rzeczywistości.
Rafał wpadł od razu w już nie wir, ale wręcz cyklon treningów i zgrupowań, który pochłonął go prawie w całości, natomiast o Julkę upomniało się życie rodzinne.
Nie minęło bowiem zbyt wiele dni od powrotu z Kanarów, gdy telefon Julki rozdzwonił się jak dziki, właśnie, gdy wróciła z pracy. Wydłubała owo źródło hałasu z torby, torbą szurnęła na fotel, sama padła na kanapę i odebrała połączenie.
- Halo - wymamrotała w słuchawkę.
- Julka, no cześć, wróciłaś z tych Kanarów wreszcie? - Głos Wery wypełnił steraną głowę Julii. - Też bym chciała się poniewierać po plażach z takim ciachem! Ale, ale, mam nadzieję, że blask jego boskiej klaty nie odebrał ci pamięci?
- Nie, a co? - zdołała wtrącić Julka.
- Mamy imprezę rodzinną, pamiętasz? Jubileusz moich staruszków, zresztą twoi też tam będą. Ty też masz być i pamiętaj, jak cię tam zobaczę przebraną za gajowego, to sama osobiście spuszczę cię ze schodów! Pełen lans ma być, zrozumiano!
- No tak - rzekła Julka słabo.

Kilka dni później Julka z musu odwiedziła jeden z rzeszowskich salonów kosmetycznych w którym poddała się zabiegom upiększającym. Co prawda kosmetyczka nie miała aż tyle pracy, gdyż od kilku miesięcy Julia nie przypominała już drwala a raczej jego małżonkę, jednakże Weroniki by to nie zadowoliło. Po doprowadzeniu się do stanu używalności, jak mawiała jej kuzynka nadszedł czas na skrócenie i uczesanie włosów a potem z czystym sumieniem mogła udać się do Warszawy.
Tam wpadła w wir spotkań towarzysko- rodzinnych gdyż na jubileusz trzydziestolecia Juliana i Anny Światowców zjechała się cała rodzina w ty
m rodzice Julki, Adam i Karolina Płanetowie.
Matka spojrzała na córkę z aprobatą, obdarzając przy tym szerokim uśmiechem Weronikę za której sprawą jedyne jej jedyne dziecko znów przypominało kobietę. A może to sprawka jej nowego chłopaka?
Adam wyściskał jedynaczkę tak bardzo odmienioną od ostatniej wizyty podczas Świąt Wielkanocnych.
- Córeczko jak było na wakacjach?- chciała wiedzieć mama.
- Ja bym chciał wiedzieć z kim to się wygrzewałaś na Kanarach?- dodał ojciec. - Chciałbym poznać tego gagatka.
- Ależ wujku to mistrz świata. - zaśmiała się Weronika rozładowując co nieco atmosferę.
- A tak siatkarz! On chyba jest gdzieś z waszych stron.

Dziwnym zrządzeniem losu w tej samej restauracji znalazł się Fabian Drzyzga, który postanowił podjąć swą dziewczynę, Monikę, romantyczną kolacją. Monisia należała do kobiet trudnych do zadowolenia, tych, co to nie muszą szukać dziur w całym, bo znajdują je bez najmniejszego wysiłku. I tym razem nie było inaczej. Restauracja była nie dość wypasiona i sławna, stolik był w ciemnym kącie i zawiewało zapachami z kuchni, następny, wskazany przez niezmiernie uprzejmego kelnera z coraz silniejszym szczękościskiem, stał za blisko przejścia i okropnie ciągnęło zimnem po nogach, dopiero trzeci, w zupełnie innej sali, okazał się tym właściwym.
Ledwie kelner i Fabian zdołali odetchnąć z ulgą i dyskretnie otrzeć pot, roszący im czoła, Monika zdołała wypatrzeć jakiś ohydny paproch w swoim kieliszku z wodą mineralną. Kelner porwał ze stołu pechowe naczynie i w zajęczych susach pognał na zaplecze, Fabian zaś przywołał na pomoc wszystkie siły swego ducha. Musiał jeszcze przecież przetrwać jęki Monisi nad menu, nieodłączną część ceremoniału wybierania dań.
Kiedy wreszcie zamówienia zostały złożone, Monika oznajmiła, że musi poprawić makijaż i odpłynęła w siną dal, to jest do damskiej toalety. Przepadła w niej jak w czarnej dziurze, a Fabian tkwił samotnie przy stoliku, podskubując przystawki i nudząc się jak mops. Ponieważ nie miał nic lepszego do roboty, gapił się na pozostałych gości, ze szczególnym uwzględnieniem tych płci żeńskiej.
Dotarł spojrzeniem do dużego stołu w przeciwległym kącie sali, przy którym bawiła się grupa roześmianych ludzi, celebrujących, jak można było dociec z wznoszonych przez nich toastów, jubileusz czyjegoś ślubu, spojrzał na zgrabną blondynkę, siedzącą przodem do niego i zamarł.
Bogini!
Ta wystrzałowa blondyna, do której uderzał Buszek, jak jej było...?
Wera!

Fabian upewnił się skrupulatnie, czy nie nadciąga Monisia, po czym wyjął komórkę i uwiecznił boginię, siedzącą za stołem. Wiedział, że ona nie mogła go widzieć, dwuosobowy stolik bowiem znajdował się w ustronnej wnęce, oświetlonej jedynie samotną świecą na jego blacie, w związku z czym gęba Drzyzgi musiała pozostawać w głębokim cieniu.
- Wypijmy zdrowie Wery, udanego owocu tego związku! - zaintonował ktoś przy tamtym stole.
Ku zdziwieniu Fabiana kobieta, która wstała, gnąc się w niby skromnych podziękowaniach, nie była ową boginią, którą Busz wymienił na drwala. Owszem, też bardzo urodziwa i też znajoma, skonstatował, była wtedy z boginią w knajpie, gdy oblewali mistrzostwo świata.
- Co tu jest grane? - zapytał sam siebie.
- Mówiłeś coś? - głos lubej rozległ się znienacka nad jego głową.
- Prześlicznie wyglądasz! - zapewnił gorliwie Fabian.
- Kłamiesz jak zwykle, ale niech ci będzie - zezwoliła łaskawie Monika. - Gdzie ten kelner, doprawdy...
Fabian puścił mimo uszu potok wymowy bijący z jej ust, nastawiwszy radary na tamten stół. Zdołał w końcu wyłowić imię, jakim zwracano się do bogini i w pierwszej chwili pomyślał, że ma omamy. No bo jakim cudem ta seksbomba miałaby nosić to samo imię, co żeński gajowy z biura prasowego?
Monika zdążyła zauważyć, że jej nie słucha i strzeliła kontrolnego focha. Na stół wjechało pierwsze danie, zupa - krem Vichy, więc Fabian chwilowo poświęcił się konsumpcji, przetrawiając to, co zobaczył i usłyszał.
Dzień później lekko skacowana Weronika odprawiła z Dworca Głównego swą kuzynkę Julię, zmierzającą do Gdańska nowym nabytkiem polskich torów- Pendolino.

- Baj, baj! Baw się grzecznie i bezpiecznie!-zachichotała ze swojego żartu.
- Ja zawsze bawię się bezpiecznie. - Julia wystawiła język.
Chwilę później pendolino ruszyło z szurnięciem po torach wprost nad piękne, polskie morze.
Tymczasem Rafał przemierzając korytarz hotelu niemal unosił się nad ziemią. Dzisiaj po tygodniu rozłąki ujrzy Julkę.
- Jestem w niebie, siódmym niebie, kiedy w tańcu czuję ciebie blisko siebie.
W takiej chwili widzę cały świat przez mgłę, gdy policzek twój do mego tuli się. - zaśpiewał z całą mocą.
- Proszę państwa, przedstawiam państwu następcę wielkiego Adama Astona, współczesny aksamitny głos, Rafał Amorozo Buszek. - odezwał się Igła jak zwykle zza szklanego oka swojej niezawodnej kamery.
- Cześć Krzysiu. - wyszczerzył się Buszek.
- Rafałku a co ci tak przyjemnie?- dopytywał An
drzej Wrona wychodzący z tego samego pokoju co Igła.
- Jadę po Julkę. - zaśmiał się zadowolony.
- Ohoho ta syrena z twojego instagrama?- gwizdnął Andrzej. - Przyjemna.
Igła przestał kręcić.
- Te Wrona nie zapominaj że jesteś jakby moim ciotecznym szwagrem i masz dziewczynę i dwójkę dzieci.
- Jakżebym mógł zapomnieć?- zapytał retorycznie Andrzej.
- To się cudzymi syrenami nie interesuj - pouczył Krzysztof. - Bo cię Rudą poszczuję.
- Ruda niech pilnuje własnego Zbysiaczka - odparował Wrona.
- Masz coś do mnie? - Zibi właśnie wyszedł z pokoju, który dzielił z Dzikiem. Jego zielonkawe oczy błysnęły zza szkieł okularów w modnych oprawkach. - Zdzisławie?
- Za Zdzisława będę lał w mordę - oznajmił Wrona z udaną ponurością.
Zbyszek zademonstrował przesadzoną pantomimą jak bardzo się boi gróźb Wrony.
- Chłopaki, spokój - z tyłu napłynął głęboki głos Możdżona. - Ludzie patrzą.
Istotnie, maszerując korytarzami, dotarli prawie do lobby.
- Drzewacz przemówił - oznajmił uroczyście Igła.
Buszek, cały w uśmiechach, przeleciał przez lobby na skrzydłach miłości, wpłynął niemal do taksówki, której kierowca zastanawiał się przez całą drogę na dworzec, czym tych siatkarzy szprycują w tej reprezentacji. Ten tu zachowywał się jak naćpany po uszy. Ale z drugiej strony, skoro mają dawać takie napiwki i tak grać, a niech im tam, niech biorą co chcą.
Gdy Julka wysiadła z pociągu Rafał zmierzył jej sylwetkę, podkreśloną subtelnie zieloną, letnią kiecką i westchnął.
- Wrona ma rację, ty faktycznie jesteś syreną...
- Wypraszam sobie, nie śpiewam żadnym marynarzom - oznajmiła stanowczo Julia. 
- Ale nad morze chętnie pójdę.
Rafał rzucił się spełniać życzenie bogdanki z rzadką gorliwością. Wrócili do hotelu, tam Julia pozbyła się bagaży, po czym poszli nad morze.
Słońce świeciło, niebieskoszare fale miękko załamywały się na brzegu. Mewy pokrzykiwały raźno w przestworzach.
- Stęskniłem się za tobą - zamruczał Rafał, niczym kocur, obejmując Julię.
- Aż tak bardzo? - zaśmiała się.
- Uhuuuum - mruknął, szukając ustami jej ust.
Kiedy wreszcie się od siebie oderwali, jęli iść brzegiem morza, trzymając się za ręce. W pewnym momencie Rafał złowił kątem oka złocisty błysk w mokrym piasku. Pochylił się, pewien, że to kawałek szkła.
Zagrzebany w mokrym piachu tkwił bursztyn, nieregularnego kształtu, wielkości mniej więcej połowy pudełka zapałek. Jeden jego bok był obłamany, ukazując wnętrze, lśniące blaskiem płynnego złota.
___________________________________________________________
Witajcie! 
Przepraszamy Was serdecznie za ostatnie obsuwy, ale czas nie pozwolił nam na dodanie nowego rozdziału. 
Być może będą się pojawiać rzadziej, gdyż Fiolka wyjeżdża na trzy miesiące do Korei Południowej i będzie nam się ciężko zgrać co tydzień. Ale jakoś damy radę! 
                                                             Miłego czytania Fiolka&Martina ;)