poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział XV- Przyjdź dobra śmierci rozrzutna bądź jak noc sierpniowa.



Dni snuły się mozolnie jak pielgrzymka na Jasną Górę, pogodna jesień przerodziła się w zimę. W styczniu reprezentacja po ciężkich bojach wydarła "bilety" do Tokio, gdzie w maju mieli bić się o bilety do Rio.
Kędzierzyn z Rafałem na pokładzie niepodzielnie rządził i dzielił w lidze powoli dążąc do wygranej i przełamaniu hegemonii Resovii i Skry.
Julka, zajęła się robieniem aplikacji, zupełnie rezygnując z jakiegokolwiek życia towarzyskiego. Na szczęście Marian wybyła z ukochanym Zbysiaczkiem do Chin a Jagna w tygodniu balansowała pomiędzy Łodzią gdzie aktualnie pracowała a Bełchatowem w którym grał Wrona.
Oboje szykowali się do rychłego weseliska, mającego odbyć się w niedzielę Wielkancną a na którą została zaproszona również Julka. Sęk w tym że zaproszenie obejmowało również Rafała z którym co prawda była w kontakcie, ale w żaden sposób nie można było o nich mówić para.
Po kilku kłopotliwych rozmowach doszli do wniosku, że lepiej będzie, jeśli stawią się na weselu Wrony i Jagny jako para, jeśli bowiem przyjadą solo i odrębnie ich troskliwi przyjaciele mogą znowu zechcieć zamknąć ich w wychodku, albo innym składziku na szczotki. Buszu i Julka woleli się zatem poświęcić i poudawać przez ten jeden wieczór, że są parą.
Wesele, odbywające się w sierpeckim skansenie, przebiegało wspaniale. Rafał w smokingu i zrobiona na wielki dzwon Julka wzbudzili zachwyt towarzystwa i zostali skrzętnie obfilmowani, od stóp do głów, przez Igłę.
Impreza się rozwijała, tańczono, śpiewano, jedzono, przy czym Lewy, aby spożyć tort, wlazł w chwili nieuwagi małżonki pod stół, bo gdy chciał dokonać konsumpcji jawnej, został przez Annę zamordowany wzrokiem. Zibi i Wrona prześcigali się w zabawnych anegdotkach i dowcipach, Igła podbierał im puenty, jednym słowem było wesoło.
Rafał, nieco melancholijnie, obserwował Dzika i jego nową partnerkę, Martynę. Jak między nimi iskrzyło! Przysiągłby, że gdyby nie wymogi przyzwoitości rzuciliby się na siebie nawzajem tu i teraz. Też by chciał, żeby mu tak iskrzyło i żeby Julia pożerała go takim zachłannym wzrokiem, jak Martyna Michała. Tymczasem wszystko się popieprzyło i ze strony Julki mógł co najwyżej liczyć na chwilę chłodnej uprzejmości.
-Busiu pysiu, coś taki smutny? - zagaił Zati, któremu nieco szumiało już w głowie.
- Nie jestem smutny, po prostu myślę - wykręcił się Rafał, szukając spojrzeniem Julii, która odpłynęła gdzieś na parkiet.
- Nie myśl tyle, bo ci się wszystko w głowie pokiełbasi! - zarżał Paweł, klepiąc go po plecach. - Wypijmy za zdrowie młodych!
Nalał Buszkowi i sobie wódki do kieliszków.
- No, Puszku okruszku, jedna mała wódeczka jeszcze nikomu nie zaszkodziła - zakomenderował.
Tak rozbawiony Zati to był rzadki widok. Rafał posłusznie uniósł kieliszek i wypił.
W tym momencie ujrzał Julkę, w objęciach jakiegoś wysokiego blondyna. Nie znał gościa, coś mu się mętnie przypominało, że to jakiś pociotek Wrony. Orkiestra grała przytulańca, na parkiecie kołysały się same pary, Dzik, całujący zachłannie swoją Martynę, Zbychu, którego Marian oplotła jak bluszcz pień dębu, państwo młodzi... I Julia. Julia z tym wronim pociotkiem, tak jakoś wpatrzona w tego blondyna, że Rafałowi robiło się nieprzyjemnie.
Odwrócił się plecami do parkietu i niemal nadepnął na koczującego pod stołem Lewego, który teraz pożerał schab w cieście i sałatkę jarzynową z majonezem, korzystając z tego, że Ankę ktoś obtańcowywał.
Szczęśliwie superrozmowny po wódeczce Zati wciągnął w konwersację Bienia, Szalupę i Możdżona i Rafał mógł przestać myśleć o Julii, przynajmniej na chwilę.
Tymczasem Julka została porwana przez kuzyna Wronki do foyer hotelu w celu rozmowy. Marek, kuzyn przyrodniego brata Andrzeja był weterynarzem jak rodzice Julki i okazało się że miał standninę koni w Bieszczadach.
- Zapraszam do siebie do Arłamowa. - uśmiechnął się ukazując rząd bielutkich zęb
ów. - Co prawda nie ma takich luksusów jak w słynnym hotelu, ale dysponuję innymi atrakcjami.
- Naprawdę?- zaśmiała się Julka. - Może zagadałabym z Jagną i Marian to wziełybyśmy bliźnięta na wypad.
- Pewnie. Jestem za. A twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko?
- Buszek? A nie on jest zajęty w Kędzierzynie nie mieszkamy ze sobą na co dzień. Właściwie to nigdy ze sobą nie mieszkaliśmy. - rzekła smętnie. - Ale to długa i dość skomplikowana historia.
- No nie...- błękitne oczy Marka zabłysły przekorą. - Żeby mieć taką dziewczynę i nie być o nią cholernie zazdrosnym to trzeba być frajerem albo płonącą torbą.
- Płonącym czym?
- Tak mówią gimbusy które przyjeżdżają do mnie na wycieczki.
Julia zaśmiała się w głos, jednocześnie obserwując jak Misiek Kubiak ze swoją Martyną zmierzają w stronę windy. Czule objęci ledwo wytrzymywali żeby nie rzucić się na siebie.
Ona też mogła być w takiej sytuacji gdyby oboje z Rafałem nie byli tak uparci. Wybudowali między sobą niewidzialny mur, który w ciągu ostatnich miesięcy jeszcze bardziej się umocnił. Byli dla siebie uprzejmi, wymieniali się smsami, mailami, czasami rozmawiali na skypie, ale było to tylko kurtuazyjne konspirownie przeciw reszcie. Musieli udawać parę żeby reszcie nie przyszło do głowy znowu ich gdzieś zamykać.
Tymczasem Buszu, rozgrzany wypitą z Zatim małą wódeczką, która, jak powszechnie wiadomo, jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, zaczął się rozglądać za Julką, która teraz znikła mu zupełnie z pola widzenia. Co gorsza zniknął także piekielny blondyn, z którym jakiś czas temu tańczyła.
Lustracja sali biesiadnej wykazała niezbicie, że tam nie było ani Julki, ani blondasa. W spokojnego zwykle Buszka jakby diabeł wstąpił, albo jakby w jego wnętrzu przebudził się pan Hyde. Ze zmarszczoną brwią, pioruny miotając z oczu, Rafał wypadł do foyer. Chwilę trwało, zanim zlokalizował Julkę i Marka, siedzieli bowiem na przytulnej kanapce, ukrytej za ścianą zieleni. Gdy jednak ich znalazł, krew w nim zagrała, bo siedzieli tak jakoś ku sobie pochyleni, roześmiani, tacy... intymni jacyś.
- Nie przeszkadzam w randce? - zapytał, głos nasączywszy jadem godnym grzechotnika.
Marek poderwał się z kanapy, unosząc w górę obie dłonie.
- Spokojnie, stary, tu nic nie zaszło - zapewnił. - Tylko rozmawiamy.
Buszu wysunął zaczepnie szczękę.
- A ja sobie nie życzę - rzekł - żebyś w ten sposób rozmawiał z moją kobietą.
Spojrzenie Julii mogłoby zamrozić na kamień rozpalony piec hutniczy.
- Rafał, uspokój się - warknęła.
- Jestem bardzo spokojny - odparł Rafał. - Tak spokojny, że nawet nie dałem mu w ryja.
- Hola, hola, bez przesady - zaapelował Marek. - Chyba powinieneś nieco ochłonąć.
- Chyba powinieneś stąd spierdalać - odparł Buszu, mrużąc oczy.
Panowie mierzyli się wzrokiem, Julia zaś wykonała facepalma.
- Wyjdziesz sam, czy mam ci pomóc? - naciskał Buszek.
- Co tu się dzieje? - spokojny głos Możdżonka rozległ się znienacka nad ich głowami.
- Rafałowi odwala - odparła cierpko Julia. - Zamienił się w zazdrosnego jaskiniowca, tylko patrzeć jak przyłoży Markowi maczugą.
- Przyłożę, jak się od Julii nie odczepi - warknął Rafał.
Możdżon, który wpadł na całą grupę przypadkiem, wracając z tego miejsca, gdzie król chadza sam, głęboko westchnął.
- Buszu, ochłoń - zalecił. - Przekażcie sobie znak pokoju i idziemy na salę.
- Hosanna hej sanna sanna hosanna hej sannna. Buszu jeśli chcesz powalcz o mnie też...- zanucił Kadziu wyłaniający się zza wielkiej palmy w rogu foyer.
Buszek okręcił sie na pięcie jak niezadowolona primobalerina sadząc astronomicznie wielkie kroki. Za nim podążył Możdżon próbując mu coś wytłumaczyć, Julka zaś wymigała się od towarzystwa Maćka i Kadzia idąc do ogrodu.
Po buszkowym fochu nie wróciła już na salę zamykając się w apartamencie, który na własne nieszczęście musiała dzielić z tym przygłupem.
Kilka godzin później Rafał wtoczył się do pokoju chwiejąc się niczym okręt pośrodku rozszalałego sztormem oceanu.
- Julka! Julka śpisz?!- zapytał dość wyraźnie jak na stan upojenia w którym aktualnie przebywał. - Porozmawiajmy! - nawet zniekształcone na codzień "r" mówił głośno i wyraźnie. Tak już miał w stanie upojenia zaczynał mówić płynnie, poprawnie i ani razu się nie zająknął.
- Nie, kurwa, odpoczywam z zamkniętymi oczami. - burknęła dziewczyna sennie.
Siatkarz wskoczył na łóżko które zachybotało się pod jego ciężarem.
- Julka, no daj spokój! Upiłem się i mi odbiło! Ale ten Buczkowski się do ciebie przystawiał.
Rozbudzona dziewczyna miała ochotę palnąć go w głowę w porę się jednak powstrzymała.
- Primo, Marek był tylko miłym rozmówcą a nie jestem arabską niewolnicą żeby nie móc z kimś pogadać. Secundo nie jesteśmy parą żebyś rościł sobie wobec mnie jakiekolwiek prawa! Udajemy! Pamiętaj że jestem podłą kłamczuchą, która cię oszukała i zakpiła z twoich uczuć i tego się trzymaj.
Ciemnoniebieskie oczy Buszka zalśniły w półmroku.
- Przestań! - powiedziawszy to wpił sie w jej usta w zachłannym pocałunku, pełnym szaleństwa, smakującym wódką i Buszkiem. Julka przez chwilę dała się ponieść emocjom, jednak szybko doszedł do władzy jej umysł. Odepchnęła Rafała oburącz aż ten runął obok jak zwalona kłoda. Był to nielada wyczyn bo dwumetrowy facet musiał mieć swoją wagę.
- Dlaczego? - jęknął Busz dramatycznie, po czym gromko zachrapał.
Następnego dnia rano omijali się szerokim łukiem. Oboje pamiętali co się działo nocą, przy czym Julię dodatkowo irytowało, że nie potrafi zapomnieć o pocałunku, gorzej, że ciągle jej się przypominają gorące wargi Rafała i że jakaś jej część zdecydowanie chciałaby jeszcze. Dlatego traktowała Busza z takim chłodem, że go niemal szczypały oczy i policzki.
Nie uszło to oczywiście uwagi spiskowców.
- Masz maść na odmrożenia? - Kadziu przy śniadaniu trącił siedzącego przy sąsiednim stoliku Igłę.
- Do czego ci? - zdumiał się Krzysio, jeszcze słabo przytomny po wczorajszej zabawie.
- Mnie do niczego, ale Buszowi się przyda - Kadziu znacząco poruszał jedną brwią.
Krzysztof spojrzał na Buszka, dziubiącego niemrawo śniadanie, ale nie załapał. W ślad za nim w tamtą stronę skierowała spojrzenie Dominika.
- Tata, ta pani chyba jest zła na wujka Rafała - stwierdziła. - Patrzy jakby mu chciała urwać głowę.
- Bystrzacha - pochwalił Kadziewicz.
- Ma to po mnie - oznajmiła spokojnie Iwona, po czym sama otaksowała sytuację przy stoliku Buszków. - Faktycznie, chyba się pożarli.
Igła chlapnął sobie kawy, przetarł oczy, spojrzał, po czym popędził do stolika Bartmanów. Zbysio oczywiście zdążył już wessać się w usteczka wybranki, więc Krzysztof znacząco kaszlnął. Nie pomogło, kaszlnął jeszcze raz i jeszcze... Dopiero po serii dźwięków godnych konającego gruźlika, Bartmanowie zechcieli się od siebie oderwać.
- Co jest? - zapytał poirytowany Zibi. - Świńską grypę masz, czy co?
- Buszki się pożarły - zaraportował Igła. - Nie jest dobrze.
Marian zmrużyła oczy i spod rzęs jęła obserwować Rafała i Julię.
- No owszem, pokłóceni - oceniła. - To pewnie przez ten jaskiniowy pokaz Busza wczoraj.
- Jaki pokaz? - wspomnienia Krzysia z minionego wieczoru były cokolwiek mgliste.
- Rafaello zrobił wielką scenę zazdrości - wyjaśnił Zbigniew. - Kadziu ci nie mówił?
- Może mówił, tylko ja nie ogarniałem - mruknął Igła. Wrócił do swojego stolika i szturchnął Kadzia, który opowiedział mu o scenach z udziałem Busza i Marka.
- Żeby się nie podziabali na dobre - jęknął Krzysztof. - Gdzie Zati?
Kadziu zachichotał.
- Zati dogorywa w swoim pokoju - oznajmił. - Mówiłem mu, żeby nie chlał tej rudej wódy na myszach, a on jeszcze szampanem poprawił.
Troska Igły wzrosła wydatnie, gdy do jadalni wkroczył Marek. Uśmiechnął się w przelocie do Julii, siedzący do niego tyłem Rafał jakimś cudem to dostrzegł i odpowiedział morderczym spojrzeniem. W rewanżu Julia postukała się palcem w czoło, po czym ostentacyjnie opuściła salę jadalną.
W drodze powrotnej było jeszcze gorzej, samochód bowiem stanowi przestrzeń nader ograniczoną, więc bliski kontakt między pasażerem a kierowcą jest nieunikniony. Julię trafiał szlag na Busza, miała ochotę dać mu w pysk, a z drugiej strony jego zapach i ciepło jego ciała doprowadzały ją do szału zgoła innego rodzaju. Tak sprzeczne uczucia odczuwane naraz stanowią wykańczającą kombinację. W Buszku za to szalało jednocześnie poczucie, że zrobił z siebie na weselu idiotę, wciąż niewygasła zazdrość o Julię i dzika chęć odmiany stosunków między nimi.
Gdzieś za Płońskiem Rafał, nie mogąc dłużej tego wszystkiego znieść, zjechał w leśną drogę i wyłączył silnik.
- Możemy pogadać? - zapytał.
- Niby o czym? - Julia była nieufna.
- O nas! - odparł z mocą.
- Jakich, do cholery nas?! - dziewczyna wybuchła jak mina przeciwczołgowa. - O czym ty pieprzysz, nas nie ma na twoje życzenie!
Porcelanowe oblicze Rafała oblało się purpurą.
- Na moje życzenie?! Kto mnie okłamywał?! - krzyknął rozwścieczony.
Jego błękitne i zazwyczaj pogodne oczy ciskały gromy.
- Właśnie o to mi chodzi, Buszek! Oboje doskonale wiemy, że nigdy mi tego nie wybaczysz, chociaż sam też nie jesteś niewinny jak baranek. Czy ja ci się narzucam? Błagam o wybaczenie?Nie! Ja się od ciebie odsunęłam, wiodę swoje życie w Warszawie a ty przy każdej okazji wpierdalasz się w nie z buciorami i chorą zazdrością! Mam tego dosyć!- powiedziawszy to wypadła z samochodu wprost w leśną knieję.
Jak każda kobieta w tej sytuacji zalała się łzami, nie patrząc gdzie idzie. Skórzane półbuty zapadały się w wilgotny mech i miękkie, błotniste podłoże. Na horyzoncie zamajaczyła ścieżka, którą niechybnie dotarłaby do cywilizacji i telefonu, gdyby zza kępy leszczyny z warkotem nie wyjechał quad zmierzając wprost na nią. Rozpędzony czteroślad z całą mocą wjechał w Julkę aż ta wyleciała w powietrze niczym szmaciana lalka uderzając głową w podłoże. Kierowca quada straciwszy panowanie nad pojazdem skończył na rozrośniętym, starym buku a świadkiem wszystkiego był Rafał.
- Julkaaaaaaaaaaaaaaaaa!- rozległo się niemalże szlochem a echo odbiło dźwięk jeszcze dwukrotnie.


________________________________________________________
Witajcie!
Długo nas tutaj nie było, jakoś ostatnio z Busiami- Pysiami nie było nam po drodze. Potem nastąpiło Euro, IO i dopiero teraz odkurzyłyśmy klawiatury. Nie po to spłodziłyśmy czternaście rozdziałów, żeby naszych Buszków nie doprowadzić do końca.
Przychodzi czas nieuchronnego końca, już przed naszym rozbratem z tym opowiadaniem  planowałyśmy kończyć to opowiadanie.
Także zostawiamy Was z piętnastką i nadzieją na kolejny rozdział i buziaczkującym Dzikiem. 
Życzymy miłego czytania!
                            Fiolka&Martina :) 



poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział XIV - A jednak potrzeba mi twoich słów i trzeba twojej pamięci.


   Po dłuższej chwili gdy "gumowe uszy" poszły do wodopoju, Julka postanowiła przerwać tę patową sytuację.
    - Jak tam Ignacy?- zwróciła się do Rafała.
Pogrążony w zadumie Buszek wrócił na ziemię patrząc na Julię swymi błękitnymi oczyma.
    - Gruby jak zawsze. Odchudzamy go z... - nie zdążył powiedzieć, widząc morderczy wzrok Julki.
    - Chcesz odchudzać brytyjczyka w dobrej kondycji bo jakaś cipcia tego chce?! - zasyczała jak grzechotnik. - Oni mieli rację że ta baba to homunkulus z móżdżkiem ameby!
    - Przynajmniej nie udaje kogoś kim nie jest!- wyrwało się siatkarzowi.
Oczekiwał że na jego głowę spadnie deszcz gromów, ale widział tylko łzy w jej oczach. Poczuł się jak ostatni bucyfał, nie potrafił znieść kobiecego płaczu.
    - Ustaliliśmy już że jestem patologiczną kłamczuchą a dla ciebie liczą się tylko cycki i pół kilo tapety. Masz co chcesz dlaczego ja w tym muszę uczestniczyć?!
    - Nie miałaś problemów z tym żeby na urodzinach Gacka iść ze mną do łóżka?!- odpowiedział na pytanie.- Przecież liczyły się dla mnie tylko twoje cycki! - ryknął jak ranny niedźwedź.
    - A tobie nie przecież jestem patologiczną kłamczuchą!
    - I tchórzem! Aż tak ci było źle?!- jego pytanie było tak cyniczne i wredne, że przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć.
Nie dała się jednak zbić z pantałyku, nie przez tego gamonia! Co ją to obchodzi, że zadaje się z idiotkami i zawala wszystko na jej kłamstw.
    - Pewnie! A ty biedny Busio- Misio musisz chlać i dupczyć dmuchane lale!
    - Jak się kłócą to jest moment przełomowy!- rzekł Kadziu z nadzieją w głosie.
Igła oderwał się od pałaszowania w-zki przyniesionej przez Julkę.
    - Ja bym nie był tego taki pewien. Ostatnio był głęboki ekhm przełom coś jak przełomy Hindukuszu i co?
    - Co? - zapytała niedoinformowana Jagna.
    - I uciekła zostawiając Busza gołego! - odpowiedział jej przyszły mąż.
Marian schowała twarz w dłoniach.
    - Nie no oni są jacyś dziwni. - jęknęła teatralnie. - Przecież nie można się kłócić o tak nieistotne pierdoły.
    - Ja myślę że między nimi jest jakieś kosmiczne nieporozumienie, ale sami się nakręcają i im to wszystko urosło do jakiś monstrualnych rozmiarów. - skomentowała to wszystko Iwona.
    - Ja też tak uważam. - poparła ją Jagna.
Tymczasem w łazience zapadła chwilowa cisza. Julka siadła na zamkniętym sedesie, ostentacyjnie odwracając się od Buszka. Ten oparł się plecami o ścianę i studiował z uwagą to swoje paznokcie, to kafelki na podłodze, to znów farbę na suficie.
    - Julka - przemówił znienacka.
Dziewczyna podskoczyła, nieomal spadając z tronu.
    - Jezu, nie strasz! - krzyknęła. - Co znowu chcesz?
    - No właśnie nie chcę cię straszyć, ale ja tych wariatów znam. Naprawdę mogą nas tu trzymać, dopóki się nie pogodzimy - rzekł, nie odrywając wzroku od podłogi.
Julia nic nie odpowiedziała, łypnęła tylko okiem.
    - Chcesz tu siedzieć godzinami? - kontynuował Busz.
    - To co, mam ci paść w ramiona i pobłogosławić na nowej drodze z panną Ponton?! - wybuchła Julka. - Po cholerę ty się chcesz z nią w ogóle żenić?!
    - Nie chcę - odparł po prostu. - Ona dostała parcia na biały welon.
    - No to czego jej tego nie powiesz?
Rafał westchnął, aż wiszący przy umywalce ręcznik się poruszył.
    - Właściwie to nie wiem - rzekł, drapiąc się w głowę. - Odkąd ty... znaczy my... no wiesz, wszystko mi wisi jak kilo kitu na agrafce.
    - I tak byś się załadował jak ten baran w małżeństwo z tym pustostanem? - Julka popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
    - Dlaczego wy wszyscy tak o niej źle mówicie? - oburzył się. - To miła dziewczyna!
    - Może, jak jej wyłączyć dźwięk i obraz - stwierdziła jadowicie. - Nie sądzisz, że skoro wszyscy ci to mówią, to może mają trochę racji?
Buszek wzruszył ramionami.
    - No szlag mnie zaraz trafi - stwierdziła Julia, zrywając się z sedesu. - Nie przypominam sobie, żebym ci na odchodnym jaja urżnęła, a zachowujesz się, jakbyś ich nie miał. Ogarnij się, na litość!
Siedzący przy salonowym stole spiskowcy tak pogrążyli się w rozmowie, że na moment zapomnieli o swych więźniach.
    - Ej, słuchajcie! - Kadziu zamachał nagle rękami.
Towarzystwo nastawiło uszy.
    - Nic nie słyszę - stwierdził Wrona.
    - Ja też nie - dodał Zibi. - Zupełnie cicho jest.
Zati poruszył wymownie brwiami.
    - To może się dogadali? - zasugerował.
Igła zamarł z widelczykiem uniesionym nad nie napoczętym kawałkiem wuzetki.
    - Może się godzą? - rzekł z nadzieją.
    - Albo siedzą i patrzą w ścianę - Iwona była sceptyczna. - Krzysiek, który to już kawałek?
    - Drugi, kochanie - zapewnił Krzysztof gorliwie. - Dopiero drugi zaczynam!
Jedna brew Iwony uniosła się wysoko.
    - Skarbie drogi - rzekła małżonka Igły. - Wyobraź sobie, że umiem liczyć. Zeżarłeś już trzy porcje wuzetki, a jesteś na diecie!
Bezceremonialnie zabrała mu talerzyk z ciastem sprzed nosa i wetknęła w ręce Konara.
    - Nie lubię słodkiego - rzekł Dawid zaskoczony. - Zati, chcesz? Ciasto jak u babuni!
    - Moja babunia nie piecze wuzetki - mruknął Paweł, biorąc się raźno do konsumpcji.

   W łazience znowu zapadła cisza, po tym jak Julka śmiertelnie obraziła męską dumę Rafała.
    - Masz zamiar tak się do nas nie odzywać? - zapytała "plecy" siatkarza.
Buszek  lekko drgnął.
    - Po co mamy rozmawiać, jeśli nasza wymiana zdań za każdym razem przeradza się w kłótnię?
Julka uśmiechnęła się pod nosem.
    - Znasz takie powiedzenie kto się czubi ten się lubi?- dziewczyna chciała rozładować jakoś atmosferę.
    - A my się lubimy? - odpowiedział pytaniem. - Bo póki co dobrze wychodzi nam tylko seks. - zakpił.
    - Touché.
    - Nie będzie damskiej obrazy?- zdziwił się.
    - A powinnam się obrazić? Przecież to prawda. Jedyne co nam wyszło w mojej sieci kłamstw to seks.
    - Kpisz. - odpowiedział cicho.
    - Nie kpię. Ale skoro sytuacja się rozjaśniła to pomyślmy jak wyjść z tej łazienki.

    Jakiś kwadrans później silną grupę zebraną w salonie oderwało od kawy i dożerania reszty wuzetki oraz świeżo otwartej paczki delicji wołanie zza drzwi łazienki.
     - Ej, wy tam! - Buszek buczał jak syrena przeciwmgielna. - Może nas wypuścicie?
    - A dogadaliście się? - zapytała srogo Marian.
Na chwilę zapadła cisza. Wszyscy patrzyli w skupieniu na drzwi, prócz Igły, który korzystając z nieuwagi małżonki wrzucił do ust całe ciastko.
    - Dogadaliśmy! - zabuczało wreszcie.
    - Niech Julka przyświadczy - zażądał stanowczo Zati.
    - Przyświadczam - ryknęła Julia z godnością. - Dogadaliśmy się. On obiecał, że rzuci tego stwora z innej planety, ale tak zaraz w ramiona sobie nie padniemy. Potrzebujemy czasu. Nie w łazience!
    - No dobra, to chyba można ich wypuścić? - Jagna szturchnęła Andrzeja.
    - Ja ich wypuszczę - Kadziu przemierzył drogę do łazienki pięcioma wielkimi krokami. - Ale Buszu, najpierw mi przysięgnij, że zaczniesz używać mózgu!
    - Otwórz wreszcie! - zniecierpliwił się Rafał.
    - Najpierw przysięga! - zarządził Łukasz.
    - No przysięgam, będę używać mózgu! - jęknął Buszu. - Otwieraj!
Kadziu ceremonialnie otworzył drzwi. Towarzystwo zagapiło się w łazienkę jak w Monę Lisę, tymczasem Krzysio zmagazynował w paszczy dwie następne delicje.
    - Wy to jesteście porąbani - rzekł Buszek, wyłaniając się na światło dzienne.
    - Trzymamy cię za słowo - oznajmił srogo Kadziu. - Co nie, Igła?
    - Phmffff - odparł Krzysztof, usiłując przełknąć wszystkie ciastka naraz.

    Towarzystwo wzajemnej adoracji- jak nazwali ich nieszczęśliwie zakochani, przez cały wieczór obserwowali sytuację niczym stado jastrzębi.
Czas dłużył się jak rozwinięta rolka papieru toaletowego, tym bardziej wtedy gdy trzeba udawać cudowne pogodzenie i naprawę związku.
Sama obecność Buszka wywoływała w Julce mieszaninę uczuć, kotłujących się wewnątrz niej.     Najgorsza była niemożność ich ujawnienia, nawet przed siedzącym obok niej brunetem z krwistym rumieńcem na porcelanowych policzkach.
    Podobne emocje miotały Buszkiem czego skutkiem był ten potworny rumieniec na jego twarzy. Czuł że płonie od palców u stóp po cebulki włosów. Powinien panować nad emocjami i być odporny na stresujące sytuacje. Wolałby teraz grać na boisku niż siedzieć pod ostrzałem kilku par oczu.
    - Nie mogę!- ledwo wytrzymał. - Możecie przestać gapić się na nas jakby nam wyrosły rogi?!
    - Poroże to rośnie tej lampucerze w Kędzierzynie. - mruknął pod nosem Igła.
    - Krzysiek!- szepnęła ostrzegawczo Iwona. - Opanuj się! Sacharyna ci łeb zalała?
    - No co?
    - Jajco. - nie wytrzymała jego małżonka.
    - Jakie znowu jajco? - pożalił się Krzysiek. - Jajek też mi zabraniasz!
Iwona zakryła twarz dłonią, w geście powszechnie znanym jako facepalm.
    Wreszcie, ku niewypowiedzianej uldze Julki i Rafała, Marian dała sygnał do zakończenia imprezy. Gdy ostatni gość opuścił progi mieszkania Bartmanów, Zbyszek opadł na kanapę i nalał sobie wina.
     - Nie wiem, czy to taki dobry pomysł - mruknął. - Oni mi coś podejrzanie wyglądali.
Jego ukochana ujęła się pod boki.
     - A co ty się tak rozsiadasz? - zapytała. - A kto to wszystko sprzątnie?
Zbysio zamrugał, spłoszony, zza okularów.
    - Ja? - rzekł niechętnie.
     - No właśnie!
    Z westchnieniem wstał, pozbierał naczynia i pomaszerował z nimi do kuchni. Tymczasem Marian zasiadła w ulubionym fotelu i wypiła pozostawione przez niego wino.
    Do porzucenia swojej dmuchanej piękności Rafał przygotowywał się wewnętrznie przez prawie tydzień. Szczęśliwie wyjechała akurat na jakieś tajemnicze kursy modelingu, co pozwoliło mu na ogarnięcie swojego wnętrza i szalejących w nim emocji.
    Owszem, przyznawał to sam przed sobą, związek z tą dziewczyną był dla niego sposobem na ucieczkę przed tym, co czuł po rozstaniu z Julką, a w co nie bardzo miał się ochotę wgłębiać. Owszem, postępował jak kretyn, owszem, o mało się idiotycznie nie ożenił z kimś, z kim żenić się nie powinien, bo nie pasowali do siebie w stopniu wręcz masakrycznym. Niemniej jednak zerwanie to nic przyjemnego, nawet jeśli jest konieczne, a Rafał czuł się jak ostatni buc, cham i żłób.
    Zebrał się jednak w sobie i gdy "niunia" po kursie zechciała nawiedzić jego mieszkanie i umościć się na kanapie, głosem zaledwie nieco drżącym wygłosił do niej przemowę o niedopasowaniu, o tym, że nie chce jej uszczęśliwiać i innych takich tam.
     - Doszedłem do wniosku - zakończył, korzystając z tego, że dziewczynę zupełnie zamurowało. - Że jedynym rozsądnym wyjściem jest abyśmy zostali przyjaciółmi.
"Niunię" nagle odblokowało.
     - Przyjaciółmi? Ty dupku! - wrzasnęła. - Ty świnio! Wykorzystałeś mnie i porzucasz! A ja głupia myślałam, że się ze mną ożenisz! Wykorzystałeś moją naiwność! A mogłam się zająć tym reżyserem, zamiast marnować czas na ciebie, ty padalcu jeden, ty!
Sięgnęła po stojącą na podłodze obok kanapy torebkę i zerwała się, spychając ze stołu wazonik, który oczywiście potłukł się w drobny mak.
    - A masz! - rzekła mściwie.
Busz otworzył usta, ale od wydania z nich dźwięku powstrzymał go palec z tipsem o rozmiarach łopaty, który wyrósł mu przed nosem.
    - Ani słowa więcej - warknęła jego teraz już była dziewczyna. - Do drzwi sama trafię!
Odprowadził ją mimo wszystko i stał jeszcze na progu, gdy jego była, schodząc po schodach, sięgnęła do torebki, by wyjąć z niej telefon.
Sięgnęła i na moment skamieniała.
Potem powoli wyciągnęła dłoń z tkwiącym w niej smartfonem, z którego ściekał jakiś płyn.
    - Ten jebany pchlarz naszczał mi do torebki - rzekła ze zgrozą.
    - Mówiłem, żebyś jej nie stawiała na podłodze - wyrwało się Rafałowi.
    - Nigdy więcej się do ciebie nie odezwę - oznajmiła. - Na pewno kazałeś mu to zrobić!
Rafał wrócił do mieszkania, starannie zamykając za sobą drzwi. Ignacy leżał rozciągnięty na całą długość na kanapie. Wyglądał zupełnie jakby się uśmiechał.
__________________________________________________________________________
Witajcie!
Wracamy z kolejnym rozdziałem po dłuższej pisarskiej impotencji. 
                                                                   Pozdrawiamy F&M :)

PS. Jeśli macie jakieś pytania to prosimy na asku albo wywiaderze!

http://www.wywiader.pl/fiola

niedziela, 6 marca 2016

Rozdział XIII - Na krawędzi mijania nie ma pocałunków, nie ma zapachów ani kolorów.



    Kilka tygodni później w szóstej kolejce Plus Ligi na Podpromiu ,Resovia podejmowała Zaksę.
W tym dniu wyjątkowo na stanowisku komentatorskim za Tomasza Wójtowicza pojawił się Kadziu.
Nie bez przyjemności przybył do Rzeszowa, gdyż dawno nie widział się z Igłą a i obejrzeć na żywo Kędzierzyn i Resovię to nie byle gratka.
    Łukasz wystrojony w elegancki garnitur zasiadł przy stanowisku komentatorskim, przygotowując się do meczu. Podczas gdy nagłośnieniowcy z Polsatu przygotowywali mikrofony emerytowany siatkarz obserwował rozgrzewkę drużyn. Podczas gdy Tomek Sędrowski sprawdzał czy wszystko jest w porządku, Kadzia uwagę przykuło zamieszanie koło sektora gdzie zazwyczaj siedzą partnerki i rodziny Resoviaków.
    Otóż pojawiła się tam kobieta ubrana w cęntkowaną kamizelkę imitującą lamparcie futro, skórzanych, obcisłych legginsach, lawirując na wysokich kozakach - platformach.
Ufarbowane na sadzową - czerń włosy tworzyły na jej głowie fryzurę przypominającą ptasie gniazdo. Kadziu skrzywił się patrząc na ten przeciwny okaz, który właśnie wywoływał karczemną awanturę na trybunach.
    - Spieprzaj stąd to moje miejsce!- darła się brunetka.
    - Szanowna pani to jest miejsce tej pani, posiada karnet na cały rok. - odpowiedział ktoś z obsługi hali.
    - A co mnie to obchodzi?! Nie wiesz kim ja jestem?! Mam przepustkę z Zaksy jestem dziewczyną Rafała Buszka! -fuknęła jak rozzłoszczona kotka.
Strwożony tym wyznaniem Kadziu zamarł na swoim siedzeniu niczym biblijna żona Lota.
Buszek z tym babsztylem?
    - Co cię tak przeraziło?- dosłyszał głos Tomka Swędrowskiego.
    - Ta wariatka na trybunach. - rzekł osłupiały.
    - Żadna nowość. - zaśmiał się Tomek. - Od jakiegoś czasu obserwuje to na każdym meczu Zaksy który komentuje. Nie wiem jak ktoś z klasą Buszka może się spotykać z panią takiego sortu. Chyba koledzy powinni z nim poważnie porozmawiać. Jurek Mielewski mówił mi że Rafał przeżył jakiś zawód miłosny czy coś.
    - Żaden zawód nie popchnąłby mnie w ramiona takiego czegoś. -wzdrygnął się Kadziewicz.
    - Wiesz mówią że degustibus et coloribus non est disputandum. Czyli po naszemu każdemu jego porno. - podsumował Swędrowski.
    - W porno to ona może zagrać - mruknął Kadziu, patrząc na wzdęte silikonem usta i piersi dziewczyny Rafała.
Resovia, która od początku sezonu nie mogła jakoś wskoczyć we właściwy tryb, przegrała sromotnie z Zaksą 1:3, co oznaczało, że Igła zszedł z parkietu parskając furią. Wściekły był również wtedy, gdy wyszedł w szatni, trafiając wprost w objęcia Kadziewicza, spragnionego wspólnych ploteczek.
    - No tak się grać nie da - prychał jak rozsierdzony żbik. - Ja zapierdalam, oni stoją, ataki niepokończone, bronić nie ma komu... Mam sobie dodatkową parę rąk na tyłek przeszczepić?
    - Może wyżalisz mi się na drineczku? - zaproponował Kadziu swoim najbardziej uwodzicielskim tonem. - Tu taka fajna knajpka jest blisko.
Pochmurne oblicze Krzysztofa rozjaśniło się na moment.
    - Tam gdzie mają takie dobre frytki?
    - Tam! - Kadziu przytwierdził ochoczo.
    - To idę, tylko ani słowa Iwonce! - zastrzegł surowo Igła.
Rychło okazało się, że do tegoż lokalu wybierają się także Schops, Lyneel, Dryja i Achrem. Silna siatkarska grupa wychodząc z Podpromia zatrzymała się jeszcze na pogaduszki z Zaksiakami, zbierającymi się do odjazdu.
    Tym, co najbardziej w Zaksianej grupie rzucało się w oczy była dziewczyna Buszka, piskliwa, rozchichotana i nieustannie zwisająca z Rafała w różnych dziwnych konfiguracjach. Sam Buszu stał niczym słup, ze szklanym wejrzeniem i tępą miną rasowego zombie.
    - Busiu-Pysiu, selfiaczka zobie zróbmy, co? - domagała się, trzepocząc sztucznymi rzęsami i palcami zdobnymi w sztuczne pazury o rozmiarach szpadla. - Muszę pokazać na instasiu jakiego mam słitaśnego Busiaczka, co nie?
Busiaczek posłusznie ustawiał się do selfiaczka nie zmieniając wyrazu twarzy nawet na chwilę.
    - To normalnie było przeznaczenie, żeśmy się spotkali - tokowała, nie puszczając Rafała nawet na moment z zapaśniczego uścisku. - Ja mogłam iść do innej galerii, co innego sobie kupić i kogo innego bym wtedy spotkała, co nie?
    - Ty, co to jest za Mariolka - krejzolka? - wysyczał Igła konspiracyjnie do stojącego obok Zatiego.
    - Nowa dziewczyna Buszka, nie widać? - odparł Paweł, zrezygnowany. - On leczy rany po tej swojej byłej, pięknej.
    - Cholerą te rany leczy? - zdziwił się Krzysztof. - I skąd on ją wytrzasnął, amnestia w ZOO była?
    - No i o tym, Krzysiu, chciałem z tobą poważnie porozmawiać - napomknął Kadziu.
    - Ciiii! - syknął Igła. - Słuchaj!
    - My się tak bardzo koffamy, że ja myślę, że mój Pysio-Busio słodziuni to niedługo poleci po pierścioneczek dla swojej niuni, co nie? - jazgotała "Mariolka".
    Rafał mechanicznym ruchem objął ją w talii i uśmiechnął się przeraźliwym grymasem. Siatkarze Resovii jeszcze nie nawykli do tych scen, gimnastykowali twarze, usiłując się nie śmiać, na obliczach Zaksiaków malowała się wyłącznie smętna rezygnacja.
    - Kurwa, chłopaki, ona mu chyba lobotomię obcasem od tych swoich pornobutów na platformie wykonała - jęknął Kadziewicz szeptem.
    - Kadziu, narada - zarządził Krzysztof. - Natychmiast. To trzeba zwalczać, zanim się rozmnoży.
    - Myślałem - rzekł po angielsku Julien, patrząc z powątpiewaniem na dziewczynę Busza - że Polki są piękne. Ona mi wywraca światopogląd.
    - To nie Polka - oświadczył Kadziu, z całym autorytetem uznanego znawcy kobiecych wdzięków. - To jest jakiś alien z odległej galaktyki. Polska się do niej nie przyznaje.
    - Weź nie obrażaj alienów! - rzekł pół żartem pół serio Jochen.
    - Wybaczcie mi obcy przybysze z odległych krain. - Kadziu zabawnie przewrócił oczami.
     W końcu kabaret z udziałem "Mariolki" Busia- Pysia zakończył się odjazdem zaksańskiego autokaru.
    Tymczasem grupka konspiratorów udała się do knajpki. Po rozlokowaniu się i zamówieniu drinków rozpoczęła się narada wojenna.
Pierwszy zabrał głos Kadziu.
    - Panowie zasadnicze pytanie o co ten nieszczęśnik pokłócił się ze swoją poprzednią dziewczyną?- zapytał.
    - Chyba tu posiedzimy. - westchnął Julien, który sam dowiedział się całkiem niedawno.
    - Zaczęło się od tego że naszego Rafałka strzelił kupidyn w sam środek dupska. Zadużył się w dziewczynie w czerwonej sukience. - zaczął snuć opowieść Igła.
Podczas jego opowieści wypili każdy po kilka drinków, przez co niektórzy dopowiadali co myślą o całej tej sprawie.
    - I ftedy się fszyko wydało. - sapnął Igła.
    - Ehe. - poparł go Dryja. - Sałamał się chłopak! Bo fiesz Kadziu to była mioość!
    - Po gróp!Hiiik!- czknął potężnie Alek.
    - Ej normalnie się fsruszyłem!- Jochen smarknął w chusteczkę.
Kadziu po wysłuchaniu całej historii wyciągnął swoje własne wnioski. Sprawa nie była całkowicie beznadziejna. O miłość w końcu trzeba walczyć!
    - Panofie ja wam coś pofiem! Ja fidziałem w życiu fiele kobiet! - rzekł z nutą melodramatyzmu.
    - Chyba pszeleciałem!- wszedł mu w słowo Igła.
Łukasz spojrzał na przyjaciela półprzytomnym wzrokiem.
    - No fiesz! Nie impu...implipu...no nie impatuj mi tu! Ja mam szonę! W cionszy!
    - Samą w cionszy?- zapytał Dryja.
    - No jak kurfa samą! Ze mną!
    - No i ssso stą szoną? - chciał wiedzieć Igła.
    - Z szoną niss, ale suchajcie! - Kadziu zamachał rękami. - Tszeba pogozić Busia z tom jego Juliją!
    - Ale jak? - zaciekawił się Dryja. - Szeciesz ten Frankenstein z plastiku siem do niego szyssał!
    - Hcie dyjabeł nie może - rzekł uroczyście Krzysztof - Tam babę pośle. A ja sssnam takie baby, że by ich się sam Lussyfer zląkł! Mariana na nich napuszszę!
    - To jesss genijalna myśl, Krzysiulku - ucieszył się Kadziu. - Fypijmy za to!
Panowie zgodnie wznieśli puchary i dopełnili toastu.
    Następnego poranka cokolwiek spragniony Krzysztof, zwlókł się z kanapy, na której zaparkował był swoje zwłoki po naradzie bojowej, po czym udał się do kuchni. Chciał być bezszelestny, bo Iwona i dzieci jeszcze spały, ale gdy próbował zdjąć z suszarki szklankę, trącił stalowy rondel. Brzęk, jaki owo naczynie wydało, spadając na podłogę, obudziłby umarłych lepiej niż trąby na Sąd Ostateczny.
W progu kuchni zjawiła się Iwona, w piżamie i wyraźnie niezadowolona.
    - Czyżbyś był wczorajszy? - zapytała cierpko.
    - Jestem absolutnie dzisiejszy, to znaczy trzeźwy jestem - zapewnił Igła, podnosząc z podłogi zdradziecki rondel. - Tylko muszę, wiesz, płyny uzupełnić.
    - Zdawało mi się, że wczoraj uzupełniałeś je bardzo gorliwie - brew pani Ignaczak znacząco powędrowała w górę.
    - No coś ty, kochanie, to nie był ochlaj, tylko bardzo poważna narada - obruszył się Igła. - A właśnie, muszę do Bartmanów zadzwonić!
    - Po co? - zdziwiła się Iwona.
    - Kolega w śmiertelnym niebezpieczeństwie - oznajmił Krzysztof nieco enigmatycznie. - Przepraszam cię, kochanie!
    Z tymi słowy wycisnął na ustach żony soczystego całusa, pod pachę wetknął butelkę wody mineralnej i wymaszerował z kuchni.
    Marian szczęśliwie była uchwytna. Krzysio złożył jej szczegółowy raport telefoniczny i poprosił o niezwłoczną pomoc, zanim nieszczęsny Buszu zrobi coś głupiego, na przykład oświadczy się Kobiecie - Pontonowi.
    - Coś wykombinuję - obiecała solennie Marian, przejęta całą historią. - Możesz na mnie liczyć, już ja ich zmuszę, żeby sobie pogadali.
    Rozłączywszy się, wyskoczyła z łóżka i w nocnym stroju popędziła do kuchni, gdzie Zibi, zgarbiony, poprawiając kciukiem okulary, krajał coś z namaszczeniem na dużej desce. Na widok swej małżonki okazał niezadowolenie.
    - Dlaczego nie śpisz? - jęknął, odrywając się od produkcji apetycznych, wielowarstwowych kanapeczek. - Miałem ci zanieść śniadanie do łóżka!
    - Mmmm - Marian zajrzała mu przez metaforyczne ramię, a praktycznie obok bicepsa. - Co ja widzę? Biały serek, pomidorki koktajlowe, rukola, pyszności!
    - Jeszcze gotowana pierś kurczaka - zaznaczył Zbyszek z godnością. - I szczypiorek.
    - Jaki ty jesteś boski - zamruczała Marian, wspinając się na palce i całując męża w usta. Okulary Zbigniewa z miejsca zaparowały. - To chodź mój Zbysiulku, tu zjemy, przy stole, dobrze?
W tym momencie Zibi zgodziłby się nawet na spacer po rozżarzonym żelazie, jesli tego życzyłaby sobie jego ukochana małżonka.
    - Słuchaj, mój herosie, czy ty naprawiłeś może zamek w drzwiach łazienki gościnnej? - zapytała Marian, gdy już się rozsiedli przy stole.
    - Eeee... - heros Zbigniew wyraźnie się zawahał. - Wiesz, że chyba zapomniałem?
    - To cudownie! - ucieszyła się Marian, pakując sobie do ust kanapkę. - A tehah... teraz słuchaj mnie uważnie, bo mamy misję do wykonania. Trzeba ratować Buszka!
    - Przed czym? Przed tym maszkaronem, z którym się prowadza? - zapytał złośliwie Zibi.
    - No w myślach mi czytasz! - Marian posłała mu namiętne spojrzenie. - Ona chce go do ołtarza zaciągnąć! Wyobraź sobie, że chłopak będzie musiał się przy tym czymś budzić przez lata!
    - Horror - stwierdził Zbyszek i wzdrygnął się. - Wolałbym już chyba wyjść za Spiridonowa.
    - Na szczęście masz mnie - oznajmiła Marian. - A teraz słuchaj, bo plan jest taki...


    Tydzień później niecny plan grupy ratunkowej został dopięty niemalże na ostatni guzik. Do grupy spiskowców włączono także Jagnę i Wronę gdyż byli idealną wymówką do zorganizowania imprez. Julka i Rafał nie wiedzieli że znajdą się na tej samej imprezie.
    - No ale jak my ich spikniemy skoro Buszek przytarga tutaj tę pontoniarę? - Jagna sapnęła do słuchawki w rozmowie telefonicznej z panią Bartman.
Marian uśmiechnęła się przebiegle niczym kot z Cheshire, już ona wiedziała jak rozwiązać ten drobny problemik.
    - Jej powiemy że organizujemy babski wieczór bo chcemy pooglądać katalogi sukien ślubnych a Wroniasty siedzi z bliźniakami. A do niego zadzwoni Zbyszek że chcą omówić wyprawę na kawalerski Wroniastego.
    - Wiesz co...- Jagna gwizdnęła z zachwytu. - Ty to masz łeb nie od parady.
    - No ja myślę w końcu jestem góralką! To zaczynamy działanie.

    Jak ustaliły dziewczyny tak też się stało. Nieświadoma niczego Julka zmierzała do centrum Warszawy zaopatrzona w butelkę dobrego wina i pudełko z wuzetkami. Natomiast Buszek zostawiwszy w Kędzierzynie swoją "lubą" pędził po polskich drogach razem z wyjątkowo małomownym Zatim, milczącym całkowicie Konarem. Co ich napadło?
    Tymczasem towarzystwo wzajemnej adoracji w postaci mieszkającego w Warszawie Kadzia,   przybyłych Wronów i Ignaczaków a także Bartmanów i będącego samotnie Kłosa omówili ostatecznie plan działania.
    - Jak my ich w tym klopie zatrzaśniemy?- zapytał Zbyszek. - Przecież się pokapują.
    - Nie zajmuj tym sobie swojej ślicznej główki, misiulku - odparła Marian. - Już ja wiem co robić.
    - Słyszysz? Nie męcz swojej ślicznej główki - zachichotał Andrzej.
Bartman obrzucił go morderczym spojrzeniem, pod wpływem którego zwykły człowiek padłby niechybnie trupem. Wrona jednak był już przyzwyczajony.
    Pierwsza w progach domostwa Bartmanów stanęła Julia. Speszyła się nieco tym, że zamiast na babski wieczór trafiła na imprezę mieszaną, ale zanim zdążyła bąknąć słowo, Marian wydarła jej z rąk wino i wuzetki, Iwona zaś zawlekła ją do salonu i usadziła na kanapie, wśród niezobowiązującej  pogawędki.
    Panie gawędziły, panowie dyskretnie zerkali na zegarki, wszyscy zaś popijali wino. Wrona co jakiś czas wymykał się do kuchni, jako pretekst zaś służyło mu dochodzące w piekarniku ciasto czekoladowe, które jakoby uparł się upiec sam. W rzeczywistości zaś wychodził na stronę, by sprawdzić, gdzie znajduje się Buszu.
    Kiedy Zati zameldował mu, że są już w centrum, Jagna jednym zręcznym ruchem wylała na jasną bluzkę Julki pół kieliszka czerwonego wina.
    - O w mordę jeża... - jęknęła poszkodowana.
    - Strasznie cię przepraszam! - Jagna teatralnie załamała ręce.
    - Kochanie, nie wypiłaś za dużo? - zaniepokoił się fałszywie Andrzej.
    - Nic się nie stało, kochana, chodź do łazienki, to trzeba zaprać, ja mam taki świetny środek na plamy, dajesz na sucho na materiał, trzesz, zamaczasz i plama schodzi jakby jej nigdy nie było! - nadawała Marian, ciągnąc Julkę w stronę łazienki dla gości.
    Ledwie zatrzasnęły się za nimi drzwi przybytku higieny, Buszek, Zati i Konar dotarli na miejsce.
Gospodarz, szczerząc zęby tak, jakby nazywał się Drzyzga, zaprowadził panów do salonu. Rafał ogarnął okiem zgromadzone w pomieszczeniu towarzystwo mieszane.
    - Ej, miał być męski wieczór? - zdziwił się, siadając na kanapie.
    - A taka mała zmiana planów nam wyszła - zaśmiał się Zibi.
    - No chyba ci nie przeszkadzamy? - Iwona uniosła brew.
    - Nie no, skądże! - zaprzeczył Buszu. - Tak się zdziwiłem...
    - To może wuzetki? - zaproponowała Jagna. - Pyszna, stary rodzinny przepis Marian!
Zbyszek wydał z siebie dziwne prychnięcie, Igła zaś puścił kilka bąbelków do pitego właśnie wina.
    - Nie wiem czy powinienem - krygował się Busz. - Moja niunia mówi, że jestem gruby.
Stojący za jego plecami Kadziu udał, że wali głową w ścianę. Zati czułym gestem przytulił go do łona.
    Walczący o zachowanie powagi w obliczu tej pantomimy Zbigniew, nałożył kawałek wuzetki i spojrzał srodze na Busza.
    - Mój skarb najdroższy swoimi białymi rączkami upiekł, a ty odmawiasz? - rzekł. - Nie bądź chamem!
    - Jak tak mówisz, to spróbuję - westchnął Busz, który nie bardzo rozumiał, co tu się właściwie dzieje i czemu wszyscy są tacy dziwni.
    Zibi wyciągnął ku niemu talerzyk z kawałkiem wuzetki, ale w ostatniej chwili ręka mu zadrżała i ciasto zlądowało Buszowi na portkach, efektownie rozmazując krem po tkaninie.
    - To trzeba natychmiast zaprać! - ryknęły jednym głosem Iwona i Jagna.
    - Chodź, stary, idziemy do łazienki! - Kadziu chwycił Rafała za łokieć. - A ten kretyn tu posprząta!
Tymczasem w łazience Marian udawała straszliwie długo, że szuka owego cudownego środka na plamy, a gdy przetrzepała wszystkie szafki, nagle dostała iście operowego olśnienia.
    - Słuchaj, ja to postawiłam na tej wysokiej półeczce pod prysznicem! - oznajmiła. - Spierałam Zbysiowi plamę z trawy, z portek! Sięgnij tam, a ja przyniosę ci jakąś bluzkę na zmianę, nie będziesz z plamą chodziła!
    Julia, dumając nad tym, gdzie Zibi znalazł zieloną trawę o tej porze roku, posłusznie wlazła do kabiny prysznicowej. Kabina ta pozbawiona była brodzika, a szyby, oddzielające ją od reszty łazienki, wykonane były z mlecznego szkła, dlatego osoba w jasnym stroju była prawie niewidoczna   z zewnątrz.
    Z tego powodu wepchnięty do łazienki przez Kadzia Buszek nie zauważył gmerającej się pod prysznicem Julki, usłyszał za to szczęk zatrzaskującego się zamka.
Chwycił za klamkę i szarpnął drzwiami. Były zamknięte na głucho.
    - Kto tu jest? - Julka w poplamionej bluzce wyłoniła się z kabiny.
    - O Jezu - jęknął Buszek na jej widok.- Dlaczego jesteś cała pociapana na czerwono?
    - A dlaczego ty jesteś wymazany na biało? - odparła Julka pytaniem na pytanie.
    - Patriotycznie się zrobiło - wyrwało się Kadziowi za drzwiami.
    - Kadziu, otwórz te drzwi, bo cię zabiję! - wrzasnął Buszek. - Ja nie chcę tu z nią być!
    - I nawzajem! - warknęła Julia.
    - Kadziu nie otworzy, bo nie może! - oznajmiła stanowczo Marian. - One się zacięły i trzeba ślusarza.
    - To wezwijcie! - wrzasnęli więźniowie unisono.
    - Wezwiemy, jak ze sobą pogadacie jak ludzie - zadudnił bas Wrony.
    - To jest spisek! - zahuczał Krzysztof ponuro. - Julka, on się bez ciebie stacza! Z homunkulusem chce się żenić!
    - A niech się żeni i z hrabim Drakulą! - wrzasnęła Julia. - Mam to w dupie!
    - A to sobie tu posiedzicie - oznajmił Zibi. - Mnie nie zależy, mogę dziurę wyciąć w drzwiach na dole i wam jedzenie na tacy wsuwać.
    - No i co wy na to? - zapytał Igła.
Julia i Rafał spojrzeli na siebie nawzajem. W łazience zapadła cisza.

_______________________________________________
Witajcie! 
Nadchodzimy z nowym rozdziałem i małym prezentem w postaci grafiki :D
Życzymy miłego czytania!
                                                                      Fiolka&Martina :) 



poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział XII - " Znów pragnę ciemnej miłości, miłości która zabija."



    Rafał bez wahania podążył za Julką wzbudzając w znajdujących się wewnątrz damskiej toalety kobietach konsternację.
    - Nie pomylił pan czasem toalet?- zapytała jedna z nich.
    - Nie. Szukam dziewczyny w czerwonej sukience. - rzekł z mocą. - Widziałem jak tu wchodzi.
Kobieta uśmiechnęła się kpiąco.
    - No to nieźle narozrabiałeś. - zauważyła złośliwie. - Jest w ostatniej kabinie. - powiedziawszy to poklepała go współczująco po ramieniu kierując się do wyjścia. Reszta dziewczyn momentalnie skończyła "pudrowanie nosków" i szybciutko zmyły się z pola widzenia.
    Rafał ruszył przed siebie słysząc pochlipywanie dochodzące z ostatniej kabiny. Ta na jego szczęście nie była zamknięta a w środku ukazała mu się zapłakana Julka z rozmazanym makijażem. Spojrzała na niego swymi błękitnymi oczami, wyjątkowo nieskrytymi przez okulary.
    - Co tu robisz?!- ocknęła się z zamyślenia. - Przyszedłeś się nade mną pastwić ? Nie wystarczy ci że zrobiłam z siebie pośmiewisko? Po co pchałeś się do niego z łapami?
    - Obmacywał cię. - mruknął Rafał. - Prawie wsadził ci rękę pod sukienkę.
Julka ze złości skoczyła na równe nogi. Nawet na dziesięciocentymetrowych szpikach sięgała mu zaledwie do brody. Zadarła głowę mierząc Buszka złowrogim spojrzeniem.
    - Co cię to obchodzi?! Zostawiłeś mnie! Mam prawo robić co chcę! - wrzasnęła.
    - Ja sam nie wiem kogo zostawiłem Julię czy Weronikę?!- wściekł się. - Zagrałaś na moich uczuciach!
    - Mam się kajać na kolanach?! Miałam swoje powody, przypominam ci tylko że nie zainteresowałeś się okularnicą ochlapaną na kolorowym moście, tylko blondynką w czerwonej sukience. Zapomniałeś jak prosiłeś mnie o kontakt do bogini Weroniki? Pomyśl jak wielkie było moje upokorzenie gdy wiedziałam że zamiast w oczy patrzysz mi w cycki ,a właściwie nie mi tylko wyimaginowanej Werze!
Buszek spłonął rumieńcem, owszem było mu wstyd, ale to uczucie zdominowała wściekłość na Julkę, siebie i całą tą popapraną sytuację.
    - Kobieto!- złapał ją za ramiona. - Nie zauważyłaś że zapomniałem o Weronice ponieważ zadużyłem się w Julce- drwalu?! Jak ostatni idiota miałem wyrzuty sumienia, że zrobiłem Weronice nadzieję!
    Dziewczyna czuła na swoich nagich ramionach ciepło dłoni siatkarza, miała ochotę przysunąć się bliżej, ale rozum podpowiadał jej coś innego. Była przecież wściekła na niego!
    - Zostaw mnie!- próbowała się cofnąć ale Rafał nie miał zamiaru ustąpić. Przyparł ją do ściany, pochylając się nad nią niczym olbrzym.
    - Musimy to sobie w końcu wyjaśnić. - rzekł z mocą.
Jego wargi były tylko kilka centymetrów od jej rozchylonych ust. Czuła bijące od niego ciepło , woń perfum mieszała się z zapachem jego ciała. To wszystko działało na pannę Płanetę niczym najskuteczniejszy narkotyk. Pod wpływem jego dotyku jej ciało zamieniało się w bezwolną masę.
    - Nie chcę. - jęknęła ostatkiem sił, ale jej protest został zagłuszony pocałunkiem Buszka.
Nie był to zwyczajny pocałunek, ale gorąca i niezwykle erotyczna pieszczota. Całował ją zachłannie jak spragniony wędrowiec odnajdujący wodę na pustyni. Nie mógł oderwać się od jej ust, czuł że zaraz zwariuj. Tygodnie bez niej odcisnęły na nim piętno goryczy i żalu, ale w tym momencie nie miało to dla obojga żadnego znaczenia. Liczyło się tylko tu i teraz, dwoje ciał złączonych w odwiecznym miłosnym uścisku. Jak dwie pasujące do siebie połówki jabłka. Wcześniej oboje uważali że uczucie nie może być tak oślepiające i destrukcyjne. Kłamstwo bolało, ale nie potrafiło pohamować siły uczuć uwalniającej się niczym spieniona rzeka wybudowanej tamie.
    Ową powódź namiętności przerwała im nagle wielka łapa, klepiąca Busza po ramieniu. Rafał wypuścił Julię z objęć i odwrócił się do stojącego za nim faceta, nieco tylko mniejszego od Giewontu, składającego się głównie z wyhodowanych na sterydach mięśni, opiętych czarną koszulką z napisem Security i uwieńczonych głową tak łysą, gładką, lśniącą i okrągłą jak bilardowa kula.
    - Te, koleś - zagaił człowiek - góra. - To jest damski kibel, a ty mnie czegoś na laskę nie wyglądasz.
    - Już wychodzimy - uprzedziła Julia, ciągnąc Rafała za rękę. Ostatnie czego jej teraz było trzeba, to awantura z udziałem tego łysego brojlera.
    Rafał dał się posłusznie wyprowadzić na korytarz, a potem przejął inicjatywę, idąc , zamiast w stronę rozjazgotanej muzyką i głosami bawiących się ludzi sali głównej, w przeciwnym kierunku, w półmrok korytarza, a potem do pokoju, umeblowanego trzema czerwonymi skórzanymi kanapami i jednym wielkim telewizorem.
Jeśli pytanie "Co my właściwie robimy" zawitało bodaj na moment w głowie Buszka albo Julki, z całą pewnością żadne z nich nie usiłowało udzielać na nie odpowiedzi, zamiast tego wymiatając niewygodne myśli w najciemniejsze zakamarki umysłu. Julka skwapliwie przekręciła klucz, który uprzejmie tkwił w zamku, a Rafał wrócił do czynności, które przerwał mu napakowany łysol.
To znaczy do całowania Julki.
I nie tylko całowania.
    Pożerali się oboje zachłannie, spragnieni siebie do granic, pchani namiętnością i buzującym we krwi alkoholem. Elementy garderoby latały w powietrzu i zaściełały meble oraz podłogę, gdy oni pospiesznie wdzierali się na szczyty rozkoszy, wciąż głodni siebie, wciąż nienasyceni, jakby tą namiętnością próbowali na chwilę zasypać dzielącą ich przepaść.
    Wreszcie, wśród ostatnich jęków i spazmów, płomień dogasł. Oboje zasnęli, wyczerpani, wtuleni w siebie na jednej z czerwonych kanap, otoczeni porozrzucanymi ciuchami.
Jakieś pół godziny później zawiana Julka straciła we śnie równowagę i zjechała  z kanapy, by gołym tyłkiem wylądować na lodowatych płytkach posadzki. To ją otrzeźwiło definitywnie.
    Spojrzała na odzieżowe pobojowisko, na śpiącego, potarganego Buszka, wciąż z ceglastymi rumieńcami rozkoszy na policzkach i dotarło do niej co właśnie zrobiła.
Mało, że po pijaku dała w mordę Oliwierowi, młodemu wilkowi warszawskiej finansjery, który to wilk niechybnie ją obgada przed każdym, kto zechce słuchać, to jeszcze uprawiała seks z Buszkiem.
Z Buszkiem.
Z ostatnim facetem, z którym powinna była robić coś takiego.
Przecież między nimi wszystko skończone, przecież okazał się, jak każdy chłop, pacanem, któremu cycki padły na mózg. No i proszę, padły znowu, a ona pozwoliła mu zrobić co chciał, ba, brała w tym aktywny współudział!
Idiotka.
Monumentalna idiotka.
    Na paluszkach i po cichutku pozbierała odzież i ubrała się. Zatrzymała się przed drzwiami, zawahała się i miłosiernie przykryła gołego Busza jego własną koszulką.
A potem ulotniła się czym prędzej, z pokoju i z klubu.

    Jakiś czas później do przytłumionych zwojów świadomości Rafała przedarła się rzeczywistość. Jakimś cudem w pokoju włączyła się klimatyzacja kierując podmuch powietrza wprost na jego ledwo co okryte ciało. Zimno zmusiło go do otworzenia oczu i zorientowania sie w sytuacji. Ze zdziwieniem zaobserwował brak Julii i swoje odzienie porozrzucane na podłodze. Niech to szlag! Po raz kolejny zadrwiła z niego!
    Zgramolił się z sofy zasłaniając strategiczne miejsca trzymaną w ręku koszulą. W tym momencie drzwi pomieszczenia otworzyły się a w progu wyrósł Andrzej Wrona dziwacznym wąsem.
O plecy zszokowanego Wrony odbił się niczym od ściany Karol Kłos, również wysłany jako poszukiwacz zaginionego Buszka. Reszta ekipy przeczesywała pomieszczenia na dole, głównie za sprawą zaniepokojonego Konara.
    - Busiaczku dobrze się czujesz?- zapytał rozbawiony Wrona.
    - Może wietrzy sejf z klejnotami rodowymi?- zapytał ni stąd ni zowąd Igła wkładając głowę pod ramię Mistrza. Ku ogromnej uldze Buszka nie miał ze sobą kamery.
    - Możecie wyjść?- lico Rafała przybrało ceglany wygląd.
    - Gdzie jest Julka?- zapytał Kłos.
    - Uciekła. - mruknął Buszek chowając się za czerwoną kanapą i wkładając odnalezione za nią bokserki.
    - Ja też bym uciekł od takiego romantyka. - wypsnęło się Igle.
    - Krzysiu nie przeginaj.- Andrzej pomny swoich ekscesów sprzed roku próbował rozluźnić atmosferę. Wiedział jak to jest gdy zdrowy rozsądek zostaje przytłumiony uczuciem a jednocześnie nieporozumienia i zwyczajna głupota niszczą związek. Wszyscy chcieli dla niego dobrze tylko on nie chciał słuchać głosów doradców. Faceci już tacy są uparci i nie dający sobie pomóc a dotychczas łagodny Busz nie był żadnym wyjątkiem.
    - Ja nic nie mówię przecież! - zdziwił się libero, demonstrując niewinny błękit spojrzenia.
    - Zamknijcie się wszyscy, co? - poprosił Buszek mało uprzejmie, wciągając na siebie koszulkę. - Muszę się napić.
    - Jakby za mało już nawywijał po pijaku - wymamrotał Igła, przystępując do odwrotu.
    - Zrzędzisz jak stara baba - idący za nim Wrona jednak dosłyszał. - Przecież nic takiego się nie stało.
    - Nie stało, nie stało - mruczał Krzysio, wyraźnie niezadowolony. - Tylko potem do mnie nie przylatujcie, że trzeba Buszka ratować!
    - Co on taki marudny dzisiaj? - już przy barze Kłos postukał Andrzeja w ramię.
    - Iwonka go przestawiła na jakąś nową super dietę - wyjaśnił Wrona. - Formę ma po tym jak szatan, zgubił oponkę, ale ciągle zły chodzi.
    - Też byłbyś zły - tym razem słuchem Supermana popisał się Igła - gdyby ci kazali żreć w kółko buraki.
    - Lewy żre i nie narzeka - zauważył złośliwie Wrona.
    - Akurat! Facet siedzi w Bawarii i nie podżera sznycli na boku? - zarżał radośnie cokolwiek wstawiony Zati. - Nie wierzę!
    - No ten mi będzie teraz, kurwa, o sznyclach nawijał! - rzeszowski libero teatralnie wyrżnął głową o lśniący blat baru.

    Po szaleństwach tamtej nocy Julia odzyskała nieco zdrowego rozsądku. Zdecydowanie ograniczyła balowanie i konsumpcję napojów wyskokowych, jak też i randki, zwłaszcza z rekinami finansjery oraz prawa. To ostatnie poszło jej tym łatwiej, że obrażony Oliwier wyrobił jej opinię osoby niezrównoważonej i nie doceniającej prawdziwych mężczyzn.
Aby zagłuszyć bóle natury sercowej rzuciła się na odmianę w wir pracy, grzebiąc się bez reszty w paragrafach i papierzyskach.
    Tymczasem Buszek nie zamierzał ograniczać niczego, dalej żyjąc dosyć rozrywkowo. Bujał w wolnych chwilach po knajpach i klubach, a że znany sportowiec stanu wolnego to nader pożądana zwierzyna na rynku matrymonialnym, przeto szybko zaczął za nim podążać sznur łowczyń.
    Pewnego jesiennego popołudnia, przechodzącego w wieczór, Jagna i Marian siedziały sobie nad butelką wina w luksusowym apartamencie państwa Bartmanów. Bliźniętami Wronów zajmował się, z racji wolnego dnia, szczęśliwy tatuś, który do pomocy zwerbował Kłosa, twierdząc, że skoro Karol nosi się z zamiarem oświadczyn, powinien wiedzieć w co się pakuje.
Panie konsumowały niespiesznie wino, pogwarzając i, zwyczajem ludzi współczesnych, zaglądając od czasu do czasu w urządzenia elektroniczne, jedna mianowicie w komórkę, druga w tablet.
    - Karol odpadł przy zmianie pieluchy - zachichotała Jagna, czytając kolejny raport od Andrzeja. - Twierdzi, że nie godził się na pracę z bronią masowego rażenia.
    - Faceci to mięczaki - orzekła Marian. - Co oni by zrobili, gdyby mieli co miesiąc znosić okres?
    - Wszyscy?
    - Co wszyscy?
    - Wszyscy to mięczaki? - zapytała podchwytliwie Jagna.
    - No raczej - Marian dolała sobie wina. - Tobie też?
    - Poproszę. A myślałam, że twój Zbysiunio - niunio to superman bez wad.
    - Ty się nie nabijaj ze Zbysiaczka! - zaprotestowała Ruda. - On jest cudowny!
    - Dobra, już nic nie mówię - Jagna przezornie wypełniła usta winem.
Przez chwilę trwała cisza, przerwana nagłym prychnięciem, głośnym jak wydech płetwala błękitnego.
    - Chusteczkę! - wrzasnęła Marian. - Cholera, tablet se oplułam!
Jagna podała całe pudełko, z którego Ruda poczęła wydzierać białe kłęby, osuszając nimi gorączkowo urządzenie.
    - Dlaczego właściwie marnujesz dobre wino? - zainteresowała się. - O niszczeniu tabletu nie wspomnę.
    - Nic mu się nie stało na szczęście - odparła Marian. - No sama zobacz!
Na ekranie widniał Buszek, w przypominającym chwyt zapaśniczy uścisku jakiejś brunetki, z pontonami zamiast ust i bojami w tym miejscu, gdzie normalne kobiety mają piersi. Oblicze damy zdobił misterny makijaż, z gatunku tych aplikowanych łopatą. Zaopatrzony w niezliczone emotki i serduszka podpis głosił: "Ja i mój Busio-Pysio".
    Tablet Marian miał szczęście, że Jagna w chwili zobaczenia zdjęcia nic nie konsumowała. Narzeczona Wrony niechybnie zadławiłaby się na śmierć, zamiast tego ryknęła niepohamowanym śmiechem. Po chwilowej głupawce, która udzieliła się także Rudej poinformowały swoich mężczyzn a także Krzysztofa o znalezisku.
    Krzysiek w chwili otrzymania screena mms'em usiłował cichcem skonsumować leżącą w lodówce kiełbasę z dzika.
    - Chryste Nazarejski! Co to za monstrum?! - wypsnęło mu się dość głośno, przez co zaalarmowana wrzaskiem męża, Iwona wpadła do kuchni nakrywając go na kulinarnym grzeszku.
    - Znowu wyżerasz w nocy z lodówki?- zapytała biorąc się pod boki. - Chcesz żeby wołali na ciebie Jojo Oponiarz? Krzysztofie, zlituj się dobijasz czterdziestki i organizm już to wie!
    - Tylko nie czterdziestki! - sapnął Igła.- W maju skończę trzydzieści osiem!
    - No właśnie! A jak już podjadasz to nie musisz budzić dzieci! Sebastian ma jutro próbny testy do gimnazjum!
    - Babo! To znaczy żono patrz co mi wysłała Jagienka z Rudą! - pokazał żonie mmsa zanim ta obraziła się za "babę".
Iwona przeżegnała się z nabożną czcią.
    - Krzysiu co to jest?
    - To jest laska Buszka. - odparł ze zgrozą Ignaczak.
    - A co z Julką z Resovii?
    - Rozstali się, przecież wiesz że zwolniła się a Rafałek doznał załamania.
    - Jak widzę załamanie rzuciło mu się na mózg. - skomentowała złośliwie pani Ignaczak.
    - Ja też jestem zdziwiony. Gdybyś mnie rzuciła znalazłbym sobie lepszą niż ta....auuuuu! - zawył po ciosie w ucho. - Chciałem powiedzieć że walczyłbym o ciebie jak lew!
    - Już ja wiem co chciałeś powiedzieć Krzysztofie.

_______________________________________________________________

Witajcie! 
Przybywamy ze świeżutką dwunastką. 
Miłego czytania! 
                                                                              F&M :)

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział XI - Świat jest pusty.



"Świat jest pusty
odkąd poszedłeś
nie można żyć bez materii uśmiechu
świat umarł
na pożar lamp
blady księżyc
ponad twoimi ustami
dogorywa
świat jest zły
odkąd poszedłeś
szczerzy zęby
i futro wilcze napina
to co było ciepłem zwiniętym w kłębek
nie jest
świat — kosmicznie zgubiony w sobie
z zimna drży"




    Julia spróbowała zajrzeć Rafałowi przez ramię, co z racji różnicy w ich wzroście skazane było na niepowodzenie. Zmieniła zatem zamiar i wsunęła mu głowę pod łokieć, przytulając się do jego piersi.
    - Co tam masz?
Buszu uśmiechnął się nieco nieprzytomnie.
    - Skarb - odparł. - Skarb dla syreny. Proszę.
Podał jej na otwartej dłoni bursztyn, siejący tajemnicze, złote blaski.
    - O rany, ale piękny! - zachwyciła się Julka, podnosząc kamień pod słońce. - I ma takie bąbelki powietrza w środku! O tu, popatrz!
Przez chwilę stali przytuleni, podziwiając owo naturalne dzieło sztuki. Trzymając Julkę w ramionach Rafał czuł się tak, jakby latał na skrzydłach miłości. 
Przelatałby na nich pewnie cały pobyt w Gdańsku, gdyby nie zdybał go przed wieczornym treningiem Drzyzga.
Buszek, z miną rozmaśloną, tonąc w odmętach szczęścia, przebierał się właśnie w strój treningowy.
    - Ten znowu odleciał - zachichotał Grzesiu Łomacz.
    - Miłość - rzekł sentencjonalnie Igła. - Miłość pada na mózg.
    - Busiu nam oczadział od śpiewów tej jego syreny - wyszczerzył się Dziku.
    - Ciekawe - rzekł głośno, za głośno, Fabian. - Czy on wie, że ta jego syrena go kantuje.
W szatni zapadła nagła cisza. Kilkanaście par uszu nastawiło się do nasłuchu, a adresat wypowiedzi odwrócił się powoli w stronę Fabiana.
    - Co proszę powiedziałeś? - zapytał.
Fabian bojowo wysunął szczękę w przód. 
    - Powiedziałem, że twoja syrena cię kantuje. Twój drwal z biura prasowego czasami przedstawia się jako tajemnicza panna Wera z Warszawy.
Siatkarze wybuchnęli jak jeden mąż gromkim śmiechem, tylko Możdżon pokręcił głową z niesmakiem. Nie do śmiechu było także Buszkowi.
    - Ty masz jakieś urojenia Drzyzga - rzekł kwaśno. - Nie dostałeś aby za mocno piłką w głowę?
Fabian wyszczerzył się w uśmiechu, który zawstydziłby Mr Eda, konia który mówi.
    - Jadła kolację z rodziną w tej samej knajpie co ja z Monisią - oznajmił triumfalnie. - Chcesz zobaczyć fotki? Musiały jej się oczka zmęczyć, bo w pewnym momencie wdziała pingle.
Podsunął Rafałowi pod nos telefon, na którego ekranie widniała siedząca przy stole Wera... z okularami Julii Płanety na nosie. 
Zaraz, Wera? Czy Julia?
Świat wywinął kozła, a Rafał zrozumiał jak czuł się Ikar, gdy pędził ku ziemi, ze szczątkami skrzydeł, posyłającymi w niebo ostatnie pióra.
Wera była Julią.
Sympatyczna dziewczyna w drwalskich ciuchach, którą pokochał i tajemnicza bogini to jedna i ta sama osoba.
I czort bierz kwestie urody i mody, ale, uświadomił sobie Buszek, został brutalnie oszukany. Okłamany. 
    To wszystko, te wszystkie piękne chwile, to było kłamstwo. Jedno, wielkie kłamstwo.
Opadł na ławkę z miną katatonika.
    - I cożeś, kurwa, narobił? - Kubi zmierzył Fabiana wściekłym spojrzeniem. - Jeszcze przed meczem? Żadnego pożytku z niego teraz nie będzie, debilu!
    - Wdychanie perfum Monisi  musiało zmniejszyć liczbę twoich szarych komórek - stwierdził jadowicie Igła.

    Szczęściem w nieszczęściu mecz z Rosjanami biało- czerwoni wygrali trzy do zera. Rafał mimo wcześniejszych obaw Kubiego i reszty chłopaków nie snuł się po boisku jak mgła po bagnach, ba, zagrał go wręcz koncertowo. O ile opary miłości raczej spowalniały go na boisku o tyle odkryta prawda a raczej frustracja, którą wznieciło kłamstwo Julki, wyzwoliły w Buszku wściekłość tak wielką, że wyładował ją na przeciwnikach. Ustrzelił kilka asów a raz nawet huknął w piłkę tak mocno, że rosyjski libero nie zdołał jej przyjąć, przez co rozłożył się na parkiecie jak długi. Piłka natomiast rykoszetem plasnęła wyszczerzonego cwaniacko Spiridonova, wprost w kartoflane oblicze. 
    Siła uderzenia była tak silna, że Rosjanin padł jak zwalone drzewo prawie przygniatając ustrzelonego wcześniej libero. 
    - Ten Buszek to jakiś palant!- wrzasnął Spirodonov gramoląc się na nogi. 
Kubi dosłyszawszy obelgę skierowaną pod adresem kolegi już miał ruszać pod siatkę, ale drogę zagrodził Możdżon wyrastając przed nim niczym góra. 
    - Spokojnie, Misiu. - rzekł tonem mędrca. - Niech się kotłują. Będzie łatwiej ich pokonać. 
    - Z taką maszyną do zabijania jak Buszu to my ich ofrędzlujemy  trójeczkę do zera. - wyszczerzył się Fabian. 
    - Igła zmroził go spojrzeniem a Kłos nie wytrzymał. 
    - Zębaty mógłbyś się nie odzywać?
    - Grozisz mi? - parsknął Drzyzga. 
    - On nie ale ja ci grozę. - Misiek spiorunował wzrokiem rozgrywającego. - Już dość dzisiaj narobiłeś szamba. 
     - Wychodzi to nam na dobre.
    - Fabianku mam pokazać Monisi zdjęcia z kawalerskiego Pita? Jak schlałeś się i zasnąłeś w cyckach tej Margaryny co latała podczas mundialu za Wroną. 
    - Nie ośmielisz się?! 
    - Ośmielę. A teraz się uspokój i obserwują grę. - pouczył go starszy kolega. 

    Tymczasem Julia siedząca obok rozemocjonowanej Marian, odczuwała wewnątrz jakiś dziwny niepokój. Niby jej ukochany grał jak natchniony, bronił, blokował i serwował jak marzenie ale na jego twarzy nie odmalowywały się żadne emocje. A siedziała na tyle blisko, że mogła wszystko idealnie widzieć. Zibi za każdym razem gdy pojawiał się na boisku jako zmiennik Bartka Kurka, prawie pożerał wzrokiem swoją Rudą. Romantyczny Buszek zaś nie spojrzał na nią ani razu a jego koledzy z ławki rezerwowych co rusz nań spoglądali i szeptem wymieniali ze sobą jakieś uwagi. 
    Zgodnie z przepowiednią Fabiana Polacy wygrali 3:0, jednak Julia się nie cieszyła. Rafał bowiem, z wyrazem jakiejś dziwnej zaciętości, wystrzelił z hali zaraz po zakończeniu meczu, pędząc do szatni z szybkością pocisku rakietowego.
Złapała go wyłącznie dzięki temu, że wpadł na jakichś kibiców, którzy poprosili go o autograf i wspólne zdjęcie.
    - Coś się stało? zapytała. - Dlaczego tak pędzisz?
Buszek spojrzał na nią lodowato znad notesu, w którym składał podpis.
    - Bo nie mam ochoty z tobą rozmawiać - rzekł ozięble.
    - Ale dlaczego? - zdziwiła się Julka.
    - Nie wiem Juleczko. A może powinienem mówić do ciebie "Wero"? - odparł Rafał z goryczą.
Fani, z niejasnym uczuciem, że słuchają rozmowy najzupełniej prywatnej, a nawet intymnej, zrezygnowali z selfie, podziękowali za autografy i pospiesznie zwinęli żagle.
    - Co powiedziałeś? - Julia miała wrażenie, że niebiosa walą jej się na głowę.
    - Wero - odpowiedział. - Wiem o tym, jak się mną zabawiłaś, udając kogoś innego.
    - Mam na imię Julia - warknęła. - I wcale nie miałam zamiaru cię oszukiwać!
- Ale oszukałaś! - Buszek resztkami sił powstrzymał się od wrzasku. - Co ty sobie w ogóle myślałaś?!
    - Widzisz, ja sobie przynajmniej cokolwiek myślałam - odparła Julia jadowicie. - Natomiast wam, facetom, mózg wyłącza się kompletnie na widok pary cycków. Jak mogłeś mnie nie poznać?!
    - Jak mogłaś mnie oszukać?! - jęknął Busz.
    - Bo myślałam, że inaczej nie zwrócisz na mnie uwagi! - ryknęła Julia. - Jak każdy facet, któremu się całego bufetu przed nos nie wywali! Jedyne co widzicie w kobietach, to cycki, dupa i 
tapeta! Trzeba się odsztafirować jak pracownica pogotowia seksualnego, żebyście nas zauważyli!
    - Przecież cię, do jasnej cholery, zauważyłem! - odparł Buszu, nie mniej gromko. - A ty, zamiast wyjaśnić sytuację, zabawiłaś się moim kosztem!
Pewnie wrzeszczeliby na siebie dalej, gdyby nie przerwało im gromkie basowe chrząknięcie, dochodzące z wysokości ponad dwu metrów.
    - Przepraszam was bardzo - rzekł Marcin Możdżonek. - Ale czy nie powinniście prowadzić tej rozmowy w miejscu bardziej prywatnym?
Julia i Rafał rozejrzeli się i stwierdzili, że wokół nich zgromadzili się wszyscy polscy siatkarze, plus Spirik, który korzystając z okazji próbował podmacywać Igłę.
    - Ja już skończyłem - oznajmił Buszu lodowato i demonstrując zebranym dumnie wyprostowane plecy, odmaszerował do szatni.
    - Ej, kto mi trzyma rękę na tyłku? - zdziwił się Igła, obracając się gwałtownie. Ujrzawszy obok siebie Spiridonowa, tylko wywrócił oczyma i odsunął się na bezpieczną odległość.
Tymczasem Julia, nic nie widząc przez łzy, uciekła w stronę wyjścia z hali.
    - Mam nadzieję, Pawianku, że jesteś z siebie zadowolony - rzekł Kurek.
    - A nie powinienem? Uratowałem chłopaka przed oszu... au! - Drzyzga potarł potylicę. To Kubiak nie wytrzymał nerwowo i zdzielił go z liścia w łeb.
    - Zamknij się i zjeżdżaj do szatni - rzekł stanowczo. - I ani słowa do Busza, bo ci zęby przeliczę.
    - Chcesz zarwać noc? - nie opanował się Wrona.

    Kolejne trzy miesiące dla obojga były pasmem nieustającej udręki. Julka po burzliwej rozmowie z Buszkiem, spakowała się w rekordowym tępie a potem ruszyła na dworzec. Zalana łzami prawie zleciałaby ze stopnia prowadzącego do wagonu, gdyby czyjeś uczynne ramię nie wciągnęło jej do środka. Pociąg już ruszał i panna Płaneta podzieliłaby los słynnego, polskiego aktora Zbyszka Cybulskiego. Na szczęście jej wybawca- Szymon zapopiekował się nią jak prawdziwy dżentelmen, prowadząc do przedziału i pomagając włożyć bagaż na półkę. Zobaczywszy na Julce biało- czerwoną koszulkę zagaił do niej w przedziale. 
    - Wracasz z meczu? - uśmiechnął się ciepło a w kącikach oczu zrobiły mu się delikatne zmarszczki. Generalnie, gdyby Julia nie była załamana i gdyby nie zgubiła po drodze okularów to pewnie zachwyciłaby się urodą współpasażera. 
    - Tak. - chlipnęła smętnie. 
    - Przegrali?- zszokował się. - Żałuję że nie mogłem być, ale szkolenie mi się przedłużyło. 
    - Wygrali. - odpowiedziała Julka smarkając w chusteczkę. - Trzy do zera. 
    - Nie wyglądasz jakbyś płakała z radości? - zapytał zdziwiony. 
    - Bo nie płaczę. Wiesz co...- zaczęła. - Nie znam cię ale powiedz mi czy wybaczyłbyś komuś kto okłamał cię, choćby w dobrej wierze? 
    - To zależy jakiego kalibru byłoby to kłamstwo. - odpowiedział.
    - Dużego! - sapnęła. 
Niewiele się namyślając streściła nieznajomemu cały przebieg swojej nieszczęśliwej i tragicznej miłości. Okazało się że jej rozmówca jest dobrym znajomym partnerki Andrzeja Wrony i przeżył już ich trudny związek. 
    Oczywiście, w obliczu takiej katastrofy Julia nie mogła zostać w Resovii. Wymówiła więc posadę, spakowała mienie i pojechała na północ. Do Warszawy, gdzie dzięki Szymonowi udało jej się znaleźć miejsce w kancelarii prawniczej, gdzie mogła odbywać aplikację adwokacką, oraz kawalerkę na strychu kamienicy. Mieszkanko było potwornie ciasne, rury w łazience wygrywały całe koncerty, a w dni upalne lokal ów mógł konkurować z sauną, jeśli chodzi o temperaturę, ale czynsz był bardzo, ale to bardzo umiarkowany, co w stolicy zdarza się nader rzadko.
Zresztą Julia i tak nie spędzała zbyt wiele czasu w domu. Albo pracowała, albo bawiła się na mieście, czasami w towarzystwie Szymona i jego życiowego partnera, czasami zaś towarzyszył jej ktoś inny.     Chętnych do zabawy nie brakło, prawnicy bowiem, zwłaszcza młodzi, nie słyną z ascetycznego trybu życia, toteż Julia zwiedzała regularnie najmodniejsze kluby stolicy, ocierając się o gwiazdeczki i celebrytów. Spotykała się także na mieście z Marian, ale niezbyt często, ostatecznie narzeczonym Rudej był siatkarz i kolega Buszka z reprezentacji. A Julka nie życzyła sobie o Buszku pamiętać.
    Żeby o nim zapomnieć rzuciła się w wir randek i imprez, na których stanowczo zbyt dużo piła. Alkohol i obmacywanki z przygodnymi partnerami nie były zbyt skutecznym lekiem na dziure w sercu, którą wyrwał jej Buszek.
    Jemu zresztą też nie układało się atłasowo. Również porzucił Rzeszów, w którym każdy kąt przypominał mu o Julii i przeniósł się do Kędzierzyna Koźla, zasilając tamtejszą Zaksę.
Cóż, kiedy był nieszczęśliwy, a nie mógł nawet zacząć się regularnie upijać, bo nie pozwalała mu na to praca. Sezon reprezentacyjny w pełni, Puchar Świata w kalendarzu, na rozpustę brakło czasu. Pozostawały smętne wieczory w towarzystwie sfrustrowanego Ignacego, który snuł się po mieszkaniu, pomiaukując i okazjonalnie sikając na buty swojego człowieka.
    Zawodowo sprawy wyglądały równie czarno. To znaczy na początku nawet wyglądały różowo, w Pucharze Świata młócili wszystkich jak leci... aż do ostatniego meczu, przegranego z kretesem. Przepadł awans olimpijski, medal nie cieszył ani trochę. W samolocie, którym wracali z Japonii panowała grobowa cisza, blady Stefan patrzył z miną męczennika w iluminator, a Dziku, z niewiadomych przyczyn patrzący na wszystkie kobiety, ze stewardessami włącznie, wzrokiem zawodowego mordercy, był gotów pogryźć każdego z byle powodu.
Co robić w takiej sytuacji, gdy ma się chwilę przerwy, a serce przygniótł nie jeden kamień, lecz dwa?     Na ratunek przybył Gacek, który zaprosił Rafała na spóźnione party urodzinowe w warszawskim klubie Sketch Nite, organizowane przez mistrza w takich sprawach, Karola Kłosa. I tak oto silna grupa w składzie: Buszek, Tille, Zati, Gładyr i Konar pojechała na podbój stolicy.
    Wypachnieni i odziani w najlepsze ciuchy z fryzurami, których nie zburzyłoby tornado, tanecznym klubem weszli do klubu. No może poza Rafałem, który miał ochotę od razu rzucić się do wodopoju i zapić cały swój ból.
Opanował się jednak, gdyż pomimo tego, że życie przesłoniło mu mroczne widmo, to jednak nie był typowym Sebą i w dzieciństwie mama zaszczepiła mu dobre maniery. Podszedł więc do sali na piętrze w któej rozlokowało się towarzystwo i zgodnie z tradycją złożył spóźnione życzenia jubilatowi. Gato z uśmiechem przyjął puchar(alkohol) po czym gestem ręki zaprosił znajomych do stolika zastawionego alkoholami i jedzeniem. 
Buszu już miał sięgać po szota, gdy przed oczami ukazała mu się Julia w ramionach jakiegoś wypomadowanego gogusia z pedalskimi szelkami i pstrokatym krawacie. Opięta koszulka uwypuklała mięśnie a podchmielona Julia w obcisłej, czerwonej sukience(tej samej w której ujrzał ją pierwszy raz) zwisała z niego niczym bluszcz. 
Przed oczami Rafała poczerwieniało. Niewiele się namyślając ruszył przed siebie odpychając gagatka od Julki. 
    - Ej koleś ochujałeś?!- wrzasnął goguś doskakując do ziejącego nienawiścią Buszka. 
    - Won mi stąd!- ryknął Buszek. - Jeszcze raz złapiesz ją za tyłek to moja pięść wyląduje na twoim wypacykowanym ryjcu! 
    - A idź się pierdol, kutasino! To moja dupa! 
Oszołomiona widokiem Rafała, Julka nie na chwilę zaniemówiła, ale słowo dupa skutecznie ją otrzeźwiło. Jakby ktoś wylał jaj na głowę kubeł zimnej wody. 
    - Dupa?! - ryknęła na całe gardło. - Twoja dupa?! Ja ci dam twoją dupę, ty krowi placku!- towarzystwo zgromadzone na przyjęciu Gacka ujrzało jak drobna blondynka wymierza palantowi cios godny Tysona Fury. 
    Zgromadzeni na przyjęciu siatkarze ryknęli śmiechem bijąc Julii brawo. Znokautowany koleś zawinął się z sali chwiejąc się niczym okręt podczas sztormu na morzu. 
Wściekła dziewczyna minęła Rafała nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Ruszyła w stronę damskiej toalety czując, że zaraz się przewróci. 


_________________________________________________________________
Achtung! 
Witajcie!
Po tak skandalicznie długiej przerwie wracamy do Was z kolejnym rozdziałem! Jeśli czytacie Martynę i Dzika to zapewne wiecie, że Fiolka bawiła w Korei Południowej. Niestety jej wyjazd i różne inne zajętości skutecznie odciągały nas od blogasków. Ale nie ma co się tłumaczyć już jesteśmy i zobaczymy co nam wyjdzie dalej. Póki co czytajcie! 
                                                                     Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)