wtorek, 1 września 2015

Rozdział X - Wygrzewam się w słońcu twoich rąk.



"Wygrzewam się w słońcu twoich rąk. Jaką to złotą pogodą owinąłeś moje ciało. 
Woda przytuliła uczesane włosy do sypkiego piasku oddycha. 
Twoje palce opowiadają o mnie niebu. 
Twoje palce niebo nachylają do moich rąk.
 Kładą się na moje oczy. 
Szybkimi dotykami biegną wokół ust odginają włosy
 i jak niepotrzebna kąśliwa pszczoła wpijają się w szyję. 
Drżę."
`Halina Poświatowska`




Blask księżyca wlewał się do pokoju kaskadami, zatapiając wielkie łoże w kałużach srebra. Wraz z nim przez otwarte okno napływały stłumione dźwięki „Moonlight Serenade” orkiestry Glenna Millera i odurzający zapach jakichś tropikalnych kwiatów. Julia poczuła się znienacka, jakby to wszystko było tylko starym filmem, w którym przystojny on uwodzi piękną ją, spędzają ze sobą namiętną noc, a potem na ekranie pojawia się napis „The End” i trzeba wyjść z kina. I wrócić do szarego życia.
     Nie zdążyła tego wszystkiego porządnie rozważyć, gdyż chwila, gdy trzyma cię w objęciach rozpalony namiętnością facet i przeginając niczym Rhett Scarlett całuje coraz niżej... i niżej... nie bardzo sprzyja aktywności intelektualnej. Toteż intelekt Julii zgasił światło i udał się na spoczynek, a władzę przejęły zmysły.
Niebieska koszula wylądowała na połyskującej dyskretnie w ciemnościach podłodze, a Julka poczęła badać ustami tors Rafała. Musnęła ustami jego sutek, wywołując tym gardłowy jęk na tych zawrotnych wysokościach, na których znajdowała się jego głowa, po czym dała się wyplątać z letniej sukienki, która, skłębiona, wylądowała nieopodal koszuli.
Orkiestra Glenna Millera zaczęła grać „Stardust”. Dźwięk saksofonu wplatał się zmysłowo w ciemność, a trąbki i klarnet w zgodnej harmonii otulały miękko przyspieszone oddechy i ciche pojękiwania, rozlegające się w pokoju.
Dłonie Rafała niecierpliwie podążyły na plecy Julki, szukając zapięcia od stanika i zamarły. Pasek tkaniny na jej aksamitnej skórze był absolutnie gładki. Żadnej klamerki ani haftek.
      - Tutaj – zaśmiała się Julia gardłowo, kładąc rękę Rafała między swoimi piersiami. Pod fikuśną kokardką, umieszczoną między miseczkami biustonosza kryło się zapięcie. Buszek pobłogosławił w duchu panujące w pokoju ciemności, bo czuł, że się zarumienił jak pensjonarka.
Rozległo się ciche pstryknięcie, stanik wylądował w ciemnym kącie, chwilowo zapomniany.
Rafał spojrzał na Julię nagą, jeśli nie liczyć majtek, wysrebrzoną światłem księżyca i dech mu zaparło.
 - Jaka ty jesteś piękna – wymamrotał resztką sił, zanurzając twarz w jej włosach. - Jak Diana. Bogini, nie księżna.
Pociągnęła go na tonące w srebrze łoże siadając na nim okrakiem. Rafał poczuł na twarzy dotyk jej jedwabistych włosów, pachnących niczym rajski ogród.
Chwilę później to Julia znalazła się pod Buszkiem, czując jak krew żywiej krąży w żyłach, rozpalając jej policzki krwawym rumieńcem.
Podczas gdy usta Rafała błądziły po twarzy dziewczyny, jego długie palce dotykały jej sutków. Oddychała głęboko, była jak urzeczona już nie mogła się doczekać. Siatkarz czym prędzej pozbył się swoich spodni. Jego dłonie przesunęły się za pasek jej majtek, pozbawiając Julkę jedynej bariery dzielącej ich rozpalone ciała. Pożądanie obojga rosło wraz z kolejnymi pieszczotami. Przyśpieszone oddechy raz po raz łączyły się w nieśpiesznych, wilgotnych pocałunkach. Julia rozsunęła nogi, widząc w oczach Rafała pożądanie, gdy wsuwał się w jej gorące wnętrze. Na chwilę straciła oddech, mimowolnie oplatając go nogami w pasie. Dziewczyna jęknęła przeciągle, gdy razem z nim we wspólnym, odwiecznym rytmie zaczęła wspinać się na wyżyny miłości. Buszek zcałował każdy dźwięk wydobywający się z ust Julki. Razem zawędrowali w rejony z których nie chcieli już wracać. Rozpadli się na milion, bezwolnych i szczęśliwych kawałków. Świat zatrzymał się na tę parę chwil, gdy ona i on byli dla siebie całym światem.
Rankiem Julka była przekonana, że gdy otworzy oczy, ujrzy swoją rzeszowską kawalerkę, a przypadki wczorajszej nocy okażą się wyłącznie pięknym snem. Leżała więc, nie podnosząc powiek, nie chcąc jeszcze wracać do rzeczywistości.
- Śniadanie zajechało! - ogłosił radosny głos.Julka otworzyła oczy. Była w hotelowym pokoju, w hotelowym łożu, a półnagi Rafał Buszek pchał w kierunku tego łoża niewielki stolik na kółkach, na którym stała taca, wyposażona w pełen asortyment śniadaniowy, od imbryczka z kawą, poprzez masło, pieczywo i wszelkie niezbędne dodatki, tak do bułeczek, jak i do kawy.
- Chwilo trwaj, jesteś piękna – stwierdziła Julia. - Czy mogę prosić o kawę?
- O kawę i o co tylko chcesz – odparł Rafał, sięgając po filiżankę. - Czarna, czy ze śmietanką?
     - Odrobinę śmietanki poproszę – zadysponowała Julka.
- Słuchaj, musimy porozmawiać o tym co się wydarzyło w nocy.- Rafał spojrzał na Julkę z śmiertelnie poważną miną na przystojnym obliczu.
Dziewczyna mimowolnie odłożyła jedzoną kanapkę na stolik śniadaniowy.
- Słucham? - zapytała niepewnie. -
O czym chcesz pogadać?
- O nas. - westchnął głęboko, - To co zaszło miedzy nami było...było fantastyczne, ale ja w tym momencie mojego życia chyba nie jestem odpowiednim kandydatem na męża.
Julka parsknęła śmiechem patrząc na Rafała  z niedowierzaniem.
- Rafał, czy ty myślałeś ze ja chce cię zaciągnąć do ołtarza? -zapytała.
- Nawet gdybyś chciała to nie mam na to szansy, według kościoła nadal mam żonę.
- Nieważne, kościół czy urząd. Ja chce tylko z tobą być i żaden papier mi do tego niepotrzebny ani deklaracja dozgonnej miłości. Nie zadręczaj się nieistniejącym problemem.
- Serio?
Julka uśmiechnęła się znad filiżanki niczym Mona Lisa.
- Serio serio.
Tydzień minął jak z bicza trzasł. Plaża, słońce, snorkeling, zwiedzanie, wieczorem trochę tańca, albo romantyczny spacer, szalone, namiętne noce, ach, to wszystko skończyło się zdecydowanie zbyt szybko, jak na gust Julii i Rafała. Wszystko jednak mija, nawet najdłuższa żmija i trzeba było nieubłaganie wracać do rzeczywistości.
Rafał wpadł od razu w już nie wir, ale wręcz cyklon treningów i zgrupowań, który pochłonął go prawie w całości, natomiast o Julkę upomniało się życie rodzinne.
Nie minęło bowiem zbyt wiele dni od powrotu z Kanarów, gdy telefon Julki rozdzwonił się jak dziki, właśnie, gdy wróciła z pracy. Wydłubała owo źródło hałasu z torby, torbą szurnęła na fotel, sama padła na kanapę i odebrała połączenie.
- Halo - wymamrotała w słuchawkę.
- Julka, no cześć, wróciłaś z tych Kanarów wreszcie? - Głos Wery wypełnił steraną głowę Julii. - Też bym chciała się poniewierać po plażach z takim ciachem! Ale, ale, mam nadzieję, że blask jego boskiej klaty nie odebrał ci pamięci?
- Nie, a co? - zdołała wtrącić Julka.
- Mamy imprezę rodzinną, pamiętasz? Jubileusz moich staruszków, zresztą twoi też tam będą. Ty też masz być i pamiętaj, jak cię tam zobaczę przebraną za gajowego, to sama osobiście spuszczę cię ze schodów! Pełen lans ma być, zrozumiano!
- No tak - rzekła Julka słabo.

Kilka dni później Julka z musu odwiedziła jeden z rzeszowskich salonów kosmetycznych w którym poddała się zabiegom upiększającym. Co prawda kosmetyczka nie miała aż tyle pracy, gdyż od kilku miesięcy Julia nie przypominała już drwala a raczej jego małżonkę, jednakże Weroniki by to nie zadowoliło. Po doprowadzeniu się do stanu używalności, jak mawiała jej kuzynka nadszedł czas na skrócenie i uczesanie włosów a potem z czystym sumieniem mogła udać się do Warszawy.
Tam wpadła w wir spotkań towarzysko- rodzinnych gdyż na jubileusz trzydziestolecia Juliana i Anny Światowców zjechała się cała rodzina w ty
m rodzice Julki, Adam i Karolina Płanetowie.
Matka spojrzała na córkę z aprobatą, obdarzając przy tym szerokim uśmiechem Weronikę za której sprawą jedyne jej jedyne dziecko znów przypominało kobietę. A może to sprawka jej nowego chłopaka?
Adam wyściskał jedynaczkę tak bardzo odmienioną od ostatniej wizyty podczas Świąt Wielkanocnych.
- Córeczko jak było na wakacjach?- chciała wiedzieć mama.
- Ja bym chciał wiedzieć z kim to się wygrzewałaś na Kanarach?- dodał ojciec. - Chciałbym poznać tego gagatka.
- Ależ wujku to mistrz świata. - zaśmiała się Weronika rozładowując co nieco atmosferę.
- A tak siatkarz! On chyba jest gdzieś z waszych stron.

Dziwnym zrządzeniem losu w tej samej restauracji znalazł się Fabian Drzyzga, który postanowił podjąć swą dziewczynę, Monikę, romantyczną kolacją. Monisia należała do kobiet trudnych do zadowolenia, tych, co to nie muszą szukać dziur w całym, bo znajdują je bez najmniejszego wysiłku. I tym razem nie było inaczej. Restauracja była nie dość wypasiona i sławna, stolik był w ciemnym kącie i zawiewało zapachami z kuchni, następny, wskazany przez niezmiernie uprzejmego kelnera z coraz silniejszym szczękościskiem, stał za blisko przejścia i okropnie ciągnęło zimnem po nogach, dopiero trzeci, w zupełnie innej sali, okazał się tym właściwym.
Ledwie kelner i Fabian zdołali odetchnąć z ulgą i dyskretnie otrzeć pot, roszący im czoła, Monika zdołała wypatrzeć jakiś ohydny paproch w swoim kieliszku z wodą mineralną. Kelner porwał ze stołu pechowe naczynie i w zajęczych susach pognał na zaplecze, Fabian zaś przywołał na pomoc wszystkie siły swego ducha. Musiał jeszcze przecież przetrwać jęki Monisi nad menu, nieodłączną część ceremoniału wybierania dań.
Kiedy wreszcie zamówienia zostały złożone, Monika oznajmiła, że musi poprawić makijaż i odpłynęła w siną dal, to jest do damskiej toalety. Przepadła w niej jak w czarnej dziurze, a Fabian tkwił samotnie przy stoliku, podskubując przystawki i nudząc się jak mops. Ponieważ nie miał nic lepszego do roboty, gapił się na pozostałych gości, ze szczególnym uwzględnieniem tych płci żeńskiej.
Dotarł spojrzeniem do dużego stołu w przeciwległym kącie sali, przy którym bawiła się grupa roześmianych ludzi, celebrujących, jak można było dociec z wznoszonych przez nich toastów, jubileusz czyjegoś ślubu, spojrzał na zgrabną blondynkę, siedzącą przodem do niego i zamarł.
Bogini!
Ta wystrzałowa blondyna, do której uderzał Buszek, jak jej było...?
Wera!

Fabian upewnił się skrupulatnie, czy nie nadciąga Monisia, po czym wyjął komórkę i uwiecznił boginię, siedzącą za stołem. Wiedział, że ona nie mogła go widzieć, dwuosobowy stolik bowiem znajdował się w ustronnej wnęce, oświetlonej jedynie samotną świecą na jego blacie, w związku z czym gęba Drzyzgi musiała pozostawać w głębokim cieniu.
- Wypijmy zdrowie Wery, udanego owocu tego związku! - zaintonował ktoś przy tamtym stole.
Ku zdziwieniu Fabiana kobieta, która wstała, gnąc się w niby skromnych podziękowaniach, nie była ową boginią, którą Busz wymienił na drwala. Owszem, też bardzo urodziwa i też znajoma, skonstatował, była wtedy z boginią w knajpie, gdy oblewali mistrzostwo świata.
- Co tu jest grane? - zapytał sam siebie.
- Mówiłeś coś? - głos lubej rozległ się znienacka nad jego głową.
- Prześlicznie wyglądasz! - zapewnił gorliwie Fabian.
- Kłamiesz jak zwykle, ale niech ci będzie - zezwoliła łaskawie Monika. - Gdzie ten kelner, doprawdy...
Fabian puścił mimo uszu potok wymowy bijący z jej ust, nastawiwszy radary na tamten stół. Zdołał w końcu wyłowić imię, jakim zwracano się do bogini i w pierwszej chwili pomyślał, że ma omamy. No bo jakim cudem ta seksbomba miałaby nosić to samo imię, co żeński gajowy z biura prasowego?
Monika zdążyła zauważyć, że jej nie słucha i strzeliła kontrolnego focha. Na stół wjechało pierwsze danie, zupa - krem Vichy, więc Fabian chwilowo poświęcił się konsumpcji, przetrawiając to, co zobaczył i usłyszał.
Dzień później lekko skacowana Weronika odprawiła z Dworca Głównego swą kuzynkę Julię, zmierzającą do Gdańska nowym nabytkiem polskich torów- Pendolino.

- Baj, baj! Baw się grzecznie i bezpiecznie!-zachichotała ze swojego żartu.
- Ja zawsze bawię się bezpiecznie. - Julia wystawiła język.
Chwilę później pendolino ruszyło z szurnięciem po torach wprost nad piękne, polskie morze.
Tymczasem Rafał przemierzając korytarz hotelu niemal unosił się nad ziemią. Dzisiaj po tygodniu rozłąki ujrzy Julkę.
- Jestem w niebie, siódmym niebie, kiedy w tańcu czuję ciebie blisko siebie.
W takiej chwili widzę cały świat przez mgłę, gdy policzek twój do mego tuli się. - zaśpiewał z całą mocą.
- Proszę państwa, przedstawiam państwu następcę wielkiego Adama Astona, współczesny aksamitny głos, Rafał Amorozo Buszek. - odezwał się Igła jak zwykle zza szklanego oka swojej niezawodnej kamery.
- Cześć Krzysiu. - wyszczerzył się Buszek.
- Rafałku a co ci tak przyjemnie?- dopytywał An
drzej Wrona wychodzący z tego samego pokoju co Igła.
- Jadę po Julkę. - zaśmiał się zadowolony.
- Ohoho ta syrena z twojego instagrama?- gwizdnął Andrzej. - Przyjemna.
Igła przestał kręcić.
- Te Wrona nie zapominaj że jesteś jakby moim ciotecznym szwagrem i masz dziewczynę i dwójkę dzieci.
- Jakżebym mógł zapomnieć?- zapytał retorycznie Andrzej.
- To się cudzymi syrenami nie interesuj - pouczył Krzysztof. - Bo cię Rudą poszczuję.
- Ruda niech pilnuje własnego Zbysiaczka - odparował Wrona.
- Masz coś do mnie? - Zibi właśnie wyszedł z pokoju, który dzielił z Dzikiem. Jego zielonkawe oczy błysnęły zza szkieł okularów w modnych oprawkach. - Zdzisławie?
- Za Zdzisława będę lał w mordę - oznajmił Wrona z udaną ponurością.
Zbyszek zademonstrował przesadzoną pantomimą jak bardzo się boi gróźb Wrony.
- Chłopaki, spokój - z tyłu napłynął głęboki głos Możdżona. - Ludzie patrzą.
Istotnie, maszerując korytarzami, dotarli prawie do lobby.
- Drzewacz przemówił - oznajmił uroczyście Igła.
Buszek, cały w uśmiechach, przeleciał przez lobby na skrzydłach miłości, wpłynął niemal do taksówki, której kierowca zastanawiał się przez całą drogę na dworzec, czym tych siatkarzy szprycują w tej reprezentacji. Ten tu zachowywał się jak naćpany po uszy. Ale z drugiej strony, skoro mają dawać takie napiwki i tak grać, a niech im tam, niech biorą co chcą.
Gdy Julka wysiadła z pociągu Rafał zmierzył jej sylwetkę, podkreśloną subtelnie zieloną, letnią kiecką i westchnął.
- Wrona ma rację, ty faktycznie jesteś syreną...
- Wypraszam sobie, nie śpiewam żadnym marynarzom - oznajmiła stanowczo Julia. 
- Ale nad morze chętnie pójdę.
Rafał rzucił się spełniać życzenie bogdanki z rzadką gorliwością. Wrócili do hotelu, tam Julia pozbyła się bagaży, po czym poszli nad morze.
Słońce świeciło, niebieskoszare fale miękko załamywały się na brzegu. Mewy pokrzykiwały raźno w przestworzach.
- Stęskniłem się za tobą - zamruczał Rafał, niczym kocur, obejmując Julię.
- Aż tak bardzo? - zaśmiała się.
- Uhuuuum - mruknął, szukając ustami jej ust.
Kiedy wreszcie się od siebie oderwali, jęli iść brzegiem morza, trzymając się za ręce. W pewnym momencie Rafał złowił kątem oka złocisty błysk w mokrym piasku. Pochylił się, pewien, że to kawałek szkła.
Zagrzebany w mokrym piachu tkwił bursztyn, nieregularnego kształtu, wielkości mniej więcej połowy pudełka zapałek. Jeden jego bok był obłamany, ukazując wnętrze, lśniące blaskiem płynnego złota.
___________________________________________________________
Witajcie! 
Przepraszamy Was serdecznie za ostatnie obsuwy, ale czas nie pozwolił nam na dodanie nowego rozdziału. 
Być może będą się pojawiać rzadziej, gdyż Fiolka wyjeżdża na trzy miesiące do Korei Południowej i będzie nam się ciężko zgrać co tydzień. Ale jakoś damy radę! 
                                                             Miłego czytania Fiolka&Martina ;)









niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział IX - Chcę wjechać windą na najwyższe piętro nieba.


     Następnego dnia o poranku Buszek uśmiechał się do lustra, do Ignacego (mimo że ten, nie mając kuwety załatwił grubszą potrzebę w kącie), do swojej maszynki do golenia i generalnie do całego świata. Uśmiechał się również do paczek z kocim żwirkiem w supermarkecie, puszek z kocim żarciem, do stosu plastikowych kuwet, jak również i do kasjerki, która z wrażenia niemal zeszła na zawał serca. Obdarzył także promiennym uśmiechem starszą panią, o obliczu wściekłego mopsa, która łypnęła na niego podejrzliwie spod naciśniętego na oczy moherowego beretu, gdy Rafał przepuszczał ją w przejściu.
    - A z czego to się tak cieszy? - burknęła nieżyczliwie. - Pewnie jakiś, jak im tam, jej, albo co!
Niezrażony Rafał ruszył dalej, wciąż darząc świat oznakami znakomitego humoru. Zaserwował Ignacemu posiłek, zainstalował w łazience kuwetę, po czym poinformował nowego domownika o jej istnieniu. Następnie spożył szybkie śniadanko, zebrał potrzebne rzeczy i pomknął na trening.
Po drodze wpadł do kwiaciarni, gdzie nabył bukiecik pachnących frezji, nieprzerwanie się uśmiechając.
    - Oj, to szczęściara musi być - stwierdziła kwiaciarka, przewiązując frezje bladobłękitną wstążką.
    - Kto? - Buszek zdążył już odpłynąć myślami we wspomnienia zeszłego wieczoru.
    - No ta dziewczyna, co dla niej pan kwiaty kupuje! - roześmiała się sprzedawczyni. - Od samego rana pan o kwiatach pamięta i ten uśmiech jeszcze... Szczęściara, mówię panu!
Rafał spłonił się wdzięcznym rumieńczykiem.
Zbrojny w kwiecie pomaszerował najpierw do szatni, gdzie porzucił torbę treningową i złapał Igłę.
    - Krzysiulku mój złoty! - rzekł z najwyższym zachwytem. - Mistrzuniu! Perełko!
Libero spojrzał na niego, na kwiaty i wykonał ruch, jakby chciał uciec.
    - Co jest? - zapytał  z najwyższą nieufnością.
    - Słuchaj, wyciągnij Julkę z jej kanciapy! - poprosił płomiennie Buszek. - Chciałem jej niespodziankę...
Wykonał wymowny ruch kwieciem, trzymanym w dłoni.
    - O Jezu, a już myślałem, że to dla mnie - odetchnął Igła. - Przez Spiridonowa popadłem w paranoję.
Rafał prychnął śmiechem.
    - Sorry, nie jesteś w moim typie - odparł. - To jak, pomożesz mi? Zagadaj Julkę, a ja jej podrzucę to na biurko.
    - Spoko rokoko - rzekł Krzysztof.
Używając swego daru potoczystej wymowy, a także sporych ilości wrodzonego uroku osobistego, zaciągnął Julkę pod automat z kawą, gdzie postawił jej kubek szatańskiego napoju, ponad jej głową kontrolując postępy Rafała. Gdy wreszcie Busz wynurzył się z biura prasowego, unosząc dyskretnie kciuk w górę, Igła pospiesznie zakończył konwersację i popędził do szatni.
    - Przez ciebie umówiłem się na wykonanie materiału zza kulis dla naszego biura - rzekł srogo, po czym wycelował palec w Rafała. - Wisisz mi przysługę.
    - Ach jaki ty biedny - zakpił Szupsio, wciągający na grzbiet strój treningowy. - Będziesz musiał kręcić!
    - To straszne... - rzekł grobowym głosem Pit. - Igła, jak ty to przeżyjesz?
    - Stulcie dzioby - zażądał Krzysztof. - Nie z wami rozmawiam.
Pit wywrócił oczyma.
    - Oczywiście, Lordzie Krzysztofie - rzekł z komiczną powagą.

    Julia zastanawiała się co też naszło Ignaczaka, że zaciągnął ją pod automat z kawą i uraczył pogawędką. Było to dziwne, bo chociaż libero był nadmiernie gadatliwy to jakoś wcześniej nie odczuwał potrzeby na dłuższą konwersację właśnie z nią.
Suma sumarum ich rozmowa przekształciła się w całkiem ciekawy pomysł na materiał promocyjny, za który szefowa na jakiś czas odczepi się od niej i nie będzie zrzucała na praktykantkę całej czarnej roboty. Na szczęście Jurecki po motocyklowych ekscesach i długotrwałej rehabilitacji wracał do pracy i to on będzie jeździł na finałowe mecze Resovii. Nie żeby było to aż tak uciążliwe, ale praca siedem dni w tygodniu to gruba przesada, nawet wtedy gdy dodatkową gratyfikacją były długie, autokarowe rozmowy z Rafałem.
    Po wejściu do swojej kanpciapy Julce od razu rzucił się w oczy kolorowy bukiet frezji przewiązany błękitną wstążką. Nie dostrzegła przy nim karteczki, ale doskonale wiedziała kto był autorem niespodzianki. Rafał... Na samą myśl o wczorajszym wieczorze zrobiło jej się przyjemnie słabo. Jak on całował! Nigdy w życiu nie przeżyła czegoś takiego i nigdy w życiu nie czuła się tak jak przy nim. Ten facet był chodzącą doskonałością i to nie tylko przez świetny wygląd ale też przez wspaniałe wnętrze. Romantyczne rozmyślania przerwało jej pojawienie się szefowej, która miała w tym dniu kulminację PMS'u , czego skutkiem była rundka po całym dziale prasowym i obsztorcowanie pracowników i praktykantów. Na szczęście nic ani nikt nie był w stanie zepsuć Julce dobrego humoru  tym dniu.
    Tymczasem w innej części Podpromia Fabian Drzyzga po zapoznaniu się z sytuacją Buszka, jął rozpowiadać wszystkim jak to Rafał ogłupiał z miłości do szkaradnej drwalki z biura prasowego.
    - No i wyobraź sobie kwiatki jej przynosi jak zakochany osioł. Wczoraj mu bilety odstąpiłem do kina i zaprosił tą drwalicę. - relacjonował któremuś z juniorów, którzy akurat pojawili się na treningu pierwszego składu.
    - To nie jest ta dziewczyna co prowadziła fejsa i jeździła z wami na mecze?- zapytał jego rozmówca. - Taka co to wygląda jak Ula Brzydula?
Fabian parsknął śmiechem szczerząc się jak krokodyl na otwarcie sadzawki w Luizjanie.
    - Dooookładnie! - rżał jak dziki osioł. - Czaisz, kompletnie go zamroczyło. Ja bym jej kijem nie doktknął. Wcześniej uganiał się za jej kuzynką, noooo tamta to była kobitka. Fajne wiesz...oczy, dupcia jak po ćwiczeniach z Lewandowską i blond pukle. Sam bym ją rym cym cym, ale tej Płanety z biura praswego nigdy w życiu.
    - Wiesz, jest takie powiedzenie nie ma brzydkich kobiet tylko wina czasem brak. - anonimowy rozmówca cokolwiek zmęczony plotami z Fabianem miał zamiar się oddalić.
    - Chyba potwór, nie potwór byle by miał otwó...- nie dokończył bo za kark złapał go stojący z tyłu Olek Achrem, który przypadkowo usłyszał rozmowę Fabiana i juniora.
    - Drzyzga, czy ty się nigdy nie zmienisz? Czy pod tą czachownicą jest coś oprócz jednej komórki mózgowej odpowiadającej za pieprzenie? - zapytał wkurzony kapitan. - Ile razy mam ci kurwa powtarzać, że o Julce z biura prasowego i każdej kurwa kobiecie masz się wypowiadać z szacunkiem?
    - A co mi zrobisz?! - zakpił młody Drzyzga.
    - To! - nie namyślając się Białorusin wyrżnął Polaka z liścia w policzek. - A następnym razem jak usłyszę taki chlew w twoich ustach będę musiał pogadać z radą drużyny i trenerem o twojej przyszłości u nas. Chamidła się w klubie nie ostaną bo nikt nie będzie chciał pracować z takim skurwysynem. Rozumiesz?
    - Kurwa, rozumiem. A właściwie nie!- ryknął.- Kurwa nie rozumiem, dlaczego się na mnie uwziąłeś?!
    - Bo jesteś zakompleksionym frajerem, który leczy swoje niedoskonałości obrażając innych. - wkurzony Olek oddalił się od czerwonego jak buraka Fabiana.
    Lekcja udzielona Drzyzdze przez kapitana podziałała na jakiś czas, zamykając mu dość skutecznie usta. Nie obyło się bez chichotów w drużynie, ale po jakimś czasie sensacja, wynikająca z romansu Buszka z żeńską formą drwala, przyblakła, a roboty było mnóstwo, bo nadciągały finały PlusLigi. Czasu nie było na głupoty, po prostu.
    Rafał wpadał do julczynej kanciapy jak tylko mógł, z kawą, albo z kwieciem, Julka w rewanżu wpadała do jego mieszkania, zajmowała się Ignacym, który uznał się już za absolutnego pana i władcę na włościach i gotowała kolacyjki dla dwojga (plus kota, oczywiście).
Materiał promocyjny, nakręcony przez Igłę, zrobił jak wszystkie dzieła Krzysia furorę wśród kibiców i internautów, a Julce pozwolił zapunktować w oczach szefowej, dzięki czemu część najczarniejszej roboty spadła na barki innych.
    Kolejny z serii meczów finałowych, rozgrywany 28 kwietnia w Rzeszowie, okazał się ostatnim. Reska pokonała bowiem Lotos 3:1, zapewniając sobie tym złoto. Po ostatnim ataku, dającym decydujący punkt, hala Podpromie eksplodowała rykiem uszczęśliwionych kibiców. Julka, która również siedziała na trybunach, zerwawszy się wraz z innymi wylała jakiemuś panu cały kubek coli na kolana. Pan ów był jednak tak zajęty celebrowaniem mistrzostwa, że w ogóle tego nie zauważył.
    Julka przez chwilę zastanawiała się, czy nie przeprosić go i tak, ale nie zdążyła podjąć decyzji. Rafał jednym susem przeskoczył bandę, złapał Julię wpół i poniósł na parkiet, na którym gęsto już było od ludzi - trenerów, działaczy i WAG wraz z przychówkiem.
    - Jesteśmy mistrzami! - oznajmił Buszek radośnie, stawiając Julię na parkiecie, po czym zaakcentował swoją radość długim pocałunkiem w usta.
    - Mistrz, mistrz, Resovia miiiiiistrz! - Pit zabuczał niczym syrena przeciwmgielna, tuląc do szerokiej piersi swoją Olę.
    - Miiiiistrz! - przyłączył się do chóru Dawid Dryja.
    - Reska rządzi, Reska radzi, Reska nigdy cię nie zdradzi! - Igła, nieprzerwanie filmując (skąd on zdążył już wytrzasnąć komórkę?) krążył dookoła parkietu niczym sputnik, w asyście swoich ubawionych dzieci.

    Dzień później Julka zaraz po pracy przyjechała do Rafała odpoczywającego po trudach ciężkiego sezonu. Gdy tylko otworzyła drzwi powitał ją Ignacy malowniczo rozłożony na chodniku w przedpokoju, majestatycznie machając puchatym ogonem.
    - Cześć grubasie!- przywitała kocura, który podniósł się chcąc zajrzeć do postawionej przez Julkę reklamówki.
    - Grubasie? - zapytał Rafał wychodząc z łazienki odziany li i jedynie w granatowe, klubowe spodenki.  Dziewczyna zapatrzyła się w idealnie wyrzeźbiony tors siatkarza, którego nie powstydziłby się starożytny gladiator. - Co prawda pofolgowałem sobie wczoraj, ale jeszcze nie jest ze mną tak źle. - wyszczerzył się patrząc na zakłopotaną Julkę.
Rzadko kiedy miała okazję oglądać Rafała niekompletnie ubranego, ich znajomość nie wyszła jeszcze poza namiętne, ale tylko pocałunki.
    - Yyyy aaa nie to nie do ciebie, tylko Ignacego. - Julia z trudem oderwała oczy od klatki piersiowej Rafała skupiając się na twarzy rozmówcy. - Upaśliśmy go.
    - Nie wygląda na niezadowolonego. - mruknął Rafał przyciągając dziewczynę do siebie i namiętnie całując. - Ale jak go zostawimy na parę dni to może odzyska formę?- zapytał nie wypuszczając jej z objęć i prowadząc w stronę przestronnego salonu.
    - Jak zostawić?- zapytała oniemiała. - Chyba nie chcesz go porzucić?
    - Tam od razu porzucić, zaznajomi się z kotką Jochena. Mam zamiar go im podrzucić na tydzień żeby posmażyć się z tobą na Teneryfie. Co ty na to?- zapytał całując ją w szyję.
    - Teneryfa?
    - Gran Canaria, Las Palmas, piękny hotel na plaży ty i ja.

    Tak oto z lekka niezadowolony Ignacy wylądował u Schopsów, a Rafał i Julia wylądowali na Gran Canarii. Szczegóły wyprawy Busz trzymał w tajemnicy, tak więc gdy wioząca ich taksówka zatrzymała się przed wielce szacowną, dziewiętnastowieczną budowlą, z mnóstwem balkonów i wykuszy, Julkę lekko przytkało. Spodziewała się, że ich hotel będzie bezosobowym nowoczesnym pudłem, pełnym kantów i oślepiającym bielą ścian oraz wnętrza, a przed sobą miała nastrojowy zabytek, niczym z powieści Agathy Christie.
    - I jak ci się podoba? - Rafał podał jej ramię i niczym dżentelmen z wyżej wymienionych powieści wprowadził w cień długiej, purpurowej markizy nad wejściem. Boy hotelowy tymczasem pracowicie ładował ich walizki na wózek.
    - Jest absolutnie cudowny! - odparła Julia, poprawiając okulary. Zmieniła oprawki na ciut bardziej subtelne i wciąż nie mogła się przyzwyczaić do zmniejszonej wagi na nosie.
Wkroczyli do ogromnego lobby, lśniącego marmurem posadzek i kryształami żyrandoli.
    - W takim entourage, mój drogi - rzekła Julka, spoglądając na secesyjne witraże w drzwiach, wiodących do baru i na ogromne schody, wysłane czerwonym chodnikiem, przytrzymywanym przez mosiężne pręty - zacznę się domagać, żebyś do kolacji przebrał się w smoking.
    - Bardzo chętnie, pod warunkiem, że dysponujesz stosowną kreacją - rzekł z ukłonem Rafał, któremu rola staroświeckiego dżentelmena najwyraźniej przypadła do gustu. - A teraz co byś powiedziała na obiad?
Julia, która nie odważyła się zjeść niczego przed lotem, a na śniadanie, ze zdenerwowania, mogła przełknąć tylko kawę, poczuła, że jest przeraźliwie głodna.
    - Na obiad mówię: tak, proszę! - oznajmiła stanowczo.
Odmeldowali się tedy w recepcji, odebrali klucz i wraz z boyem i wózkiem z bagażami pojechali na właściwe piętro windą, która swobodnie mogłaby wystąpić w "Lśnieniu".
    Pokój również okazał się mile staroświecki, a przedzielony był na dwie części. Jedna stanowiła miniaturowy salonik, wyposażony we wdzięczny, secesyjny stolik do kawy i kilka głębokich, solidnych foteli, w części drugiej zaś królowało wielkie, staroświeckie łoże, o zagłówkach z ciemnego drewna i gigantyczna szafa trzydrzwiowa, za której drzwiami, rzeźbionymi w ozdobne wywijasy, można by pewnie zapakować słonia, hipopotama i ze dwa nosorożce. Z okien apartamentu zas rozciągał się widok na pobliską przystań jachtową.
    Spożywszy obiad, w jadalni która mogłaby służyć za salę balową w jakimś pałacu, Buszek i Julia zwiedzili kawałek miasta, po czym doszli do wniosku, że zasadniczo to zgłupieli, bo jest upiornie gorąco, zwiedzać to sobie można wieczorem, a nie teraz. Dla ratowania życia i zdrowia przebrali się w odzież kąpielową i popędzili z nieprzystojnym pośpiechem do hotelowego basenu.
    Pół godziny później, schłodziwszy swe ciała do przyjemnej temperatury, leżeli obok siebie na leżakach, sącząc zimne drinki z palemką. Buszu zaś, który przed chwilą uwiecznił siebie i Julię nad brzegiem basenu, teraz wysyłał to zdjęcie w świat, za pośrednictwem instagrama.
Wiele kilometrów dalej, na zupełnie innej plaży, Fabian Drzyzga drzemał sobie na słońcu, podczas gdy jego plecy przybierały kolor ciemnej czekolady.
    - Ej, czy Buszek zmienił laskę? - głos jego wybranki, która właśnie wyszła z basenu i sprawdzała komórkę, wybił go z miłego niebytu.
    - Jaką laskę? - wymamrotał, nie podnosząc twarzy z leżaka.
    - Normalną! - zniecierpliwiła się Monika. - Chodził z tą taką pokraką w okularach, nie?
    - No chodził - zgodził się niemrawo.
    - No a teraz byczy się na Kanarach z jakąś pieprzoną miss! - głos Moniki uniósł się, nie wiedzieć czemu gniewnie.
    - Jaką miss? - zamamrotał Fabian, któremu bardzo nie chciało się uruchamiać mózgu.
    - No sam zobacz! - Monika wyciągnęła ku niemu energicznie rękę ze smartfonem. Z jej ociekającego jeszcze ramienia woda skapnęła na rozgrzane plecy Drzyzgi.
    - Ajezusmaria! - zakrzyknął niczym redaktor Szpakowski i zerwał się z leżaka, nieomal wywracając sąsiedni, wraz ze swą lubą. - Zwariowałaś?
    - Ja nie, ale ty masz chyba początki udaru słonecznego - zauważyła cierpko Monika.
Fabian otarł plecy, poprawił przekrzywiony leżak i na nim usiadł.
    - Pokaż tego Buszka - zażądał. - Coś ci się musiało pomy...
Słowa zamarły mu na ustach, gdy Monika podetknęła mu pod nos telefon, na którego monitorze widać było Buszka, stojącego przy basenie z dziewczyną w dość skromnym dwuczęściowym kostiumie. Twarz należała do tego straszydła z biura prasowego, ale ciało...
Tok myśli Fabiana gwałtownie sklęsł.
     - Za chwilę wywalisz ozór i zaczniesz ziajać - prychnęła Monika. - Oddawaj ten telefon. I nie waż mi się wchodzić na profil Buszka!
Fabian wolnym krokiem podążył do wody.
    Julka i Rafał po popołudniowym leżingu przy basenie  wolnym krokiem ruszyli ku hotelowemu pokojowi, gdzie mieli przygotować się do kolacji.
     Podczas gdy Julka pluskała się pod prysznicem, przygotowany i wystrojony jak lord na wakacjach, Rafał popędził ku hotelowej kwiaciarni aby nabyć stosowny bukiet.
Julka po ablucjach wygrzebała z czeluści szafy błękitną, zwiewną sukienkę w białe orchidee. Na stopy włożyła delikatne, złote sandałki a całości dopełniała mała, pikowana torebka. Na tę okazję rozpuściła włosy, pozwalając by kaskada wijących się pukli opadła jej na plecy. W upalnym klimacie kanaryjskim nie malowała się zbyt mocno, gdzieś w środku ostrzegł ją również głos by za bardzo nie upodobniała się do Wery. Nałożyła na twarz jedynie krem matujący, wytuszowała rzęsy a kulminacją toalety był błyszczyk na ustach i kilka kropel ulubionych perfum, prezentu od prawdziwej Weroniki.     Tak wystrojona  wyszła z pokoju w celu poszukiwawczym, gdyż Rafała nigdzie nie było widać a jego komórka została na komodzie.
Poszukiwania nie trwały zbyt długo, gdyż Buszek odziany w kremowe, lniane spodnie i błękitną koszulę zmierzał w jej kierunku dzierżąc w dłoni bukiecik białych orchidei przewiązanych różową wstążką.
    - To dla ciebie. - uśmiechnął się niczym amant z hollywoodzkiej złotej ery ubiegłego wieku.
    - Dziękuję. - Julia przyjęła kwiaty zanurzając twarz w ich delikatnych płatkach. - Gdzie idziemy? - zapytała po chwili.
Rafał podał jej ramię.
    - Niespodzianka. - rzekł tajemniczo prowadząc ją hotelowymi korytarzami wprost na obszerny taras w stylu lat dwudziestych ubiegłego wieku. W pomieszczeniu z okrągłymi stolikami paliły się tylko górne, zabytkowe lampy, poza tym postawiono na stolikach gustowne, pojedyncze świece.       Słońce chylące się ku zachodowi kładło na wielobarwnych mozaikach podłogowych długie cienie a kremowe ściany wyzłociły ostatnie tego dnia promienie słoneczne. Uprzejmy kelner przyniósł wazonik na bukiet Juli, zapoznając ich również z kartą dań i win. 
    Gdzieś z boku, na dyskretnie umieszczonym podwyższeniu, grała kilkuosobowa orkiestra. Muzyka, dobre jedzenie, romantyczne otoczenie, lokalne wino Monjega, rozgrzewające krew i oczy Buszka, lśniące w świetle świecy niczym czarne diamenty, sprawiły, że Julia poczuła się jak we śnie. Niewiele do siebie mówili, więcej patrzyli, od czasu do czasu splatając na śnieżnym obrusie dłonie.
Sen trwał nadal, nawet gdy kolacja się zakończyła, wyszli bowiem z hotelu nad brzeg oceanu. Złoty krąg księżyca unosił się nad jedwabistą powierzchnią wody, rozsiewając na niej migotliwe błyski.     Las Palmas wyglądało jak garść różnobarwnych klejnotów ciśnięta na czarny aksamit wzgórz. Przyjemnie chłodna bryza poruszała liśćmi  palm, obficie porastających rejony przy plaży.
    - Rafał, ja... - zaczęła Julia, sama nie wiedząc co właściwie chce powiedzieć.
    - Nic nie mów - szepnął on, po czym odebrał jej możność wypowiedzi głębokim pocałunkiem.
Oparli się o pień palmy, szorstki i wciąż jeszcze ciepły od słońca, nie przerywając pocałunku. Ręka Rafała zawędrowała pod sukienkę Julii, jej dłonie zaś rozpięły guziki niebieskiej koszuli. Świat splątał się wśród przyspieszonych oddechów i szumiącej w żyłach krwi.



_______________________________________________________________
Witajcie!
Lądujemy z dziewiątym rozdziałem. Udało nam się pomimo imprezowej soboty i dzisiejszego kacingu(przynajmniej u Fiolki) zmontować dość długi rozdział i to w terminie! 
Życzymy Wam niezmiennie miłego czytania! :)
                                                                                        Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział VIII - Nie piszę, że Cię kocham, bo to bzdura, ale pewnie Cię kocham.



   Mówi się, że dusza kobieca jest niezbadana. Dusza męska jednak też ma swoje tajemnice, a zalicza się do nich umiejętne szufladkowanie poszczególnych dziedzin życia. Kobieta, znajdująca się w takiej sytuacji jak Buszek, niechybnie utonęłaby w galimatiasie uczuciowym, on jednak z całym spokojem wrzucił tę glątwę do mentalnej szuflady z napisem "Życie uczuciowe", zamknął i zajął się bez reszty tą opatrzoną etykietą "Praca". A tej było sporo, Resovię czekało bowiem ciężkie spotkanie z Jastrzębskim Węglem, a trzy dni później rewanż z Lokomotivem. Zapieprz na całego, że nie było się kiedy po tyłku podrapać, a co tu dopiero mówić o jakichkolwiek randkach.
    Rozpędzona na całego Reska zrobiła z Jastrzębskiego jesień średniowiecza, potem w trybach coś zgrzytnęło i rewanż z Lokomotivem przegrali, jednakże wynik 2:3 dawał Rzeszowianom niezbędny do awansu punkt. To oznaczało, że grafik dalej będzie zagęszczony jak wojskowa grochówka i Buszek musiał poprzestać na kawiano-autobusowych kontaktach z Julką, przysięgając sobie jednak, że gdy tylko będzie miał chwilę wolnego, zaprosi ją gdzieś. W potylicy piskał mu wprawdzie słaby głosik sumienia, przypominający, że latał wszak za boginią Werą, jednakże Rafał wrzucał go do stosownej szuflady, koncentrował się na siatkówce i udawał, że nic nie słyszy.
    Julka tymczasem, sama zapracowana co się zowie, miała nadzieję, że teraz może Buszek wreszcie o bogini zapomni ze szczętem. Amnezja go walnie kompletna, luka w życiorysie, amba fatima, wcięło i ni ma. Żadnej Wery znaczy ni ma i nie było.
     Tymczasem Resovia przepychała się przez Ligę Mistrzów, torując sobie drogę do finałów. Rozgrywki Final Four, toczące się w Berlinie, stały się koszmarem dla Igły, który padł ofiarą afektu Spiridonowa. Spirik, otrzymawszy zdecydowanego kosza od Winiara, chwilowo przelał uczucia na libero Resovii, który na zaloty Rosjanina reagował wstrętem oraz paniką. Po wygranym półfinale przeciwko Skrze Bełchatów, Krzysiek przerwał pospiesznie entuzjastyczną celebrację zwycięstwa i ewakuował się do szatni, usiłując uniknąć kontaktu ze Spirikiem, który stał przy bandzie i pożerał go wzrokiem.
    Ku jego utrapieniu w finale przyszło Resce zmierzyć się z Zenitem Kazań, w którym grał właśnie jego wielbiciel. Dodatkowo uczepiło się go jakieś upierdliwe przeziębienie, to wszystko zaś przełożyło się na brak dostatecznej koncentracji, co skrzętnie wykorzystał Wilfriedo Leon, ostrzeliwując Igłę niczym pancernik Schlezwig Holstein Westerplatte.
    No i niestety Resovia przegrała finał z kretesem, 1:3. Julia, widząc Buszka z nosem na kwintę, z wysiłkiem powstrzymała się od wybiegnięcia na parkiet i przytulenia go. Zamiast tego  poczekała na dekorację, dopełniając mężnie obowiązków służbowych. Dopełniwszy, spakowała się, westchnęła i skierowała się do wyjścia. I wtedy zaczęły dziać się rzeczy dziwne.
    Najpierw o mały włos a rozdeptałby ją jakiś brodaty drągal, który wypadł z hali w takim tempie, jakby ścigało go stado rozżartych tygrysów, chwilę później zaś, w korytarzu, minął ją Igła, prujący przed siebie jak bolid formuły jeden.
    - A jemu co? - zdziwiła się na głos. - Spirik przeszedł do rękoczynów?
    - Nie - męski głos za jej plecami sprawił, że podskoczyła. Niestety, nie był to Rafał, tylko Dawid Dryja. - Jego kuzynka rodzi. Narzeczona Andrzeja Wrony.
Julka pokiwała głową w geście zrozumienia, tymczasem Dawid zniknął za drzwiami szatni. Na korytarz tymczasem wsypali się rozradowani zawodnicy Zenitu, jeden po drugim, z piesnią na ustach, maszerując do szatni. Z tej trasy zboczył tylko jeden osobnik.
    - O, polskaja krasawica! - ryknąl Spirik, najwyraźniej rozamorowany. - Nu, pocziełuj ty mienia!
    - Goń się, kartoflany ryju - warknęła Julia, która lubiła go w tym samym stopniu co półpasiec.
    - Pocziełuj! - zażądał Spirydonow, chwytając ją w pół. Z ust zionęło mu odorem nie domytych zębisk.
    Julia wpadła w panikę. Nie mogła się wyrwać, bo ten drągal dysponował oczywistą przewagą fizyczną. Zaczęła kombinować jak by tu kopnąć go w klejnoty, gdy nadeszła odsiecz.
    - Pocałować cię pięścią w twarz? - zapytał spokojnie Buszek.
Spiridonow puścił Julkę, na gębę wypłynął mu głupawy usmieszek.
    - Ja zacieśniam przyjaźń polsko - rosyjską - rzekł po polsku z silnym akcentem.
    - Idź zacieśniać ją z kim innym - rzekł uprzejmie Rafał.
    - Ech, Pszeki, Pszeki... - powiedział Spirik nonszalancko, odchodząc jak gdyby nigdy nic.
    - Kretyn. - parsknął Rafał.
    - W rzeczy samej, idiota do kwadratu. - dodała Julka. - Ale dzięki za pomoc. - spojrzała na niego zza grubych oprawek.
Rafał poczuł jak jakby w środku przelatywało mu stado motyli, trzepocząc delikatnymi skrzydełkami.
    Szuflada z napisem "Życie prywatne" powoli zaczęła się otwierać i nie miał siły jej zamykać. Julka wzbudzała w nim uczucia, które wzbierały jak poziom wody w rzece po wiosennych roztopach.
    - Julka, słuchaj już po wszystkim teraz lekko zluzujemy z treningami, może w takim razie wybralibyśmy się do kina?- zapytał zdenerwowany, po czym oblał się pąsem jak dziewica orleańska.
    Julkę to zaproszenie całkowicie oszołomiło. Do tej pory wydawało jej się, że ona i Rafał znowu są na ścieżce przyjacielskiej a on nagle wypada z tym kinem. Co ma mu odpowiedzieć? Jak sie zachować? Czy uciąć to wszystko w zarodku i pozwolić mu wzdychać do wyimaginowanej, niedostępnej Weroniki czy pozwolić być z prawdziwą Julką. Ale czy Julka drwal była jej prawdziwym obliczem?
Nie była. A przynajmniej tak uważała prawdziwa Weronika. Wszystko zaczęło się w jej rodzinnej miejscowości jeszcze w czasach licealnych. Panna Płaneta nie ubierała się wtedy jak drwal.        Przeciwnie, była obeznaną w modzie nastolatką za którą może nie biegały tabuny chłopaków, ale kilku się podobała. Jednym z nich był Michał, jej pierwsza miłość. Miłość, która okazała się jednostronna a dla Julii bolesna i traumatyczna. Michał założył się z kolegami, że po wakacjach zaliczy najmądrzejszą i dość niedostępną klasową koleżankę. To nic, że potem naprawdę się w niej zakochał, próbując ją przepraszać. Zranił ją tak głęboko, że wszystko co najpiękniejsze postanowiła ukryć pod obszernymi i worowatymi ubraniami. Drwalski styl był niczym zbroja dla średniowiecznego rycerza. Chronił przed męskim wzrokiem a przede wszystkim przed ponownym zranieniem.
Julka wróciła do teraźniejszości.
    - No... ja myślę - rzekła niepewnie. - że chyba możemy.
    - Super - Rafał rozpromienił się jak wiosenne słoneczko.
Słowo się rzekło, kobyłka u płota, kiedy tylko grafik zluzował, Rafał zjawił się w kanciapie Julki, z marsem na czole.
    - Słuchaj... - rzekł niepewnie. - Czy... eee... ty lubisz "Szybkich i wściekłych"?
    - Uwielbiam Vina Diesela i Jasona Stathama. A co? - Julka oderwała oko od monitora.
Czoło Busza natychmiast się wygładziło.
    - A bo akurat grają i ten, Fabian ma dwa bilety na zbyciu, bo jego dziewczyna uznaje tylko romanse.
    - Bierz te bilety! - zarządziła Julia z całą stanowczością. - Idziemy!

    Na okoliczność wyjścia do kina Julka postanowiła się delikatnie oddrwalić. Bez przesady i robienia się na bóstwo, bo wtedy zdekonspirowałoby się jej alter ego, ale jednak zrobić z siebie jednostkę płci żeńskiej, a nie pracownika fizycznego w Lasach Państwowych. Wykonała zatem subtelny makijaż, włosy, zamiast w koński ogon zaczesała w gładki kok, z czeluści szafy zas wydłubała ciut bardziej dopasowane niż bojówki spodnie i odpowiednią bluzkę. Nie za bardzo wydekoltowaną i nie nazbyt babciną. Skromność i stonowana elegancja, ot co. Do tego pantofle na małym obcasie, kurtka drwala, żeby się nie zdekonspirować do reszty. Skontrolowała odbicie w lustrze, poprawiła okulary. Można iść, uznała.
    - Pięknie wyglądasz - orzekł Buszek, taksując ją od stóp do głów.
    - Naprawdę? - zapytała, zastanawiając się w popłochu, czy aby nie przesadziła z tym upiększaniem.
    - Naprawdę - odparł Rafał płomiennie, bo też nowe wcielenie Julki szalenie mu się spodobało. Piękna dziewczyna i to piękna naturalnie, nie żaden plastik fantastik.
    Kino do którego mieli się wybrać znajdowało się w Galerii Rzeszowskiej. Rafał płynnie wjechał w parking podziemny z którego już pieszo przemieścili się do przyległego kina, gdzie obładowali się napojami i wielkim kubłem z popcornem.
    Podczas sensu Julka czuła się w siódmym niebie, pościgi samochodowe i wartka akcja filmu wciągnęła ją momentalnie. Miłym akcentem było również Rafałowe ramię, którym ją objął, czuła się jak na prawdziwej randce. Oboje zagłuszyli swoje wyrzuty sumienia, Julka to że bawiła się w tę durną mistyfikację a Rafał granie na dwa fronty.
    Nawet się nie obejrzeli gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, światła na sali rozbłysły a ludzie tłumnie ruszyli ku wyjściu.
Oni jednak nieśpiesznie, jeszcze pod wpływem filmu przeszli po odzienie wierzchnie, skąd skierowali się w stronę parkingu. Gdy wsiedli do samochodu nastała krępująca cisza.
    - Genialny film!- milczenie przerwała rozemocjonowana Julka. - Szkoda, że to ostatni obraz z Walkerem.
    - Będzie mi brakowało Fastów. - odpowiedział Rafał. - Ale jego bracia dobrze go zagrali.
    - Nawet się nie zorientowałam które to były sceny.
Rafał spojrzał na nią jakby chciał o coś zapytać, ale nie mógł się zdobyć na odwagę. W końcu odpalił silnik i zebrał się do zadania pytania.
    - Może jakaś kolacja?- zapytał lekko zarumieniony, ciesząc się że w samochodzie panuje półmrok przełamany jedynie światłem ulicznych latarni.
    - Chętnie. - odpowiedziała.
    - Jakieś propozycje?- zapytał.
    - Hmmm, byłam z koleżankami w świetnej, śródziemnomorskiej restauracji na Jagiellońskiej, może tam?
    - Ad Remo?
    - Dokładnie tak. - przytaknęła.
    - Znam ten lokal. No to ruszamy. - Rafał płynnie zjechał w ulicę prowadzącą do restauracji w której zamierzali zjeść kolację.
    W sobotni wieczór knajpka była zapełniona, ale właściciel zobaczywszy jednego z siatkarzy Resovii a przy tym mistrza świata, czym prędzej znalazł dla nich stolik w odosobnieniu.
Nie dał się przekonać, że oboje nie zamierzają pić i z uśmiechem na ustach wyciągnął z piwniczki najlepszą butelkę, greckiego wina.
    - Na koszt firmy, mój mistrzuniu!- wyszczerzył się, wygładzając palcami czarny wąs.
Po jakimś czasie jedzenie z talerzy zostało zmiecione a butelka osuszona. Rozmowa toczyła się wartko a randkowicze przechodzili płynnie z tematu w temat.
Poprzez Jasona Stathama przeszli na tematy okołobrytyjskie, poskakali trochę po historii Anglii, dotarli wreszcie do Tudorów.
    - Jakoś nigdy nie widziałam "Kochanic króla" - stwierdziła Julia, gdy na stół wjechała kawa. - A chciałabym, romanse młodego Henryka... - poruszyła znacząco brwiami.
    Rafał, z cukierniczką w dłoniach, zapatrzył się w nią wręcz nieprzytomnie. W nastrojowym świetle lampki wyglądała jak prześliczna nimfa, czknął jego mózg porównaniem ze starej piosenki Daabu. Nimfa w okularach, są takie w ogóle?
    - Myślałam, że siatkarze tyle nie słodzą - rzekła nimfa, z niejakim zdziwieniem patrząc na manipulacje Busza. - Już chyba piątą kostkę wrzucasz.
Nieprzytomne spojrzenie Rafała oderwało się od Julki i spoczęło na jego własnych dłoniach, z których prawa nabierała właśnie na łyżeczkę kostkę numer sześć.
    - Zamyśliłem się, zwykle słodzę jedną - rzekł, odstawiając pospiesznie naczynie. - "Kochanice króla", mówisz? Mam to na DVD. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, możemy do mnie podjechać i urządzić mały seans.
    - Wiesz co? - Julka uśmiechnęła się szeroko. - Nie mam zupełnie nic przeciwko.
Rafał odwzajemnił uśmiech, zamieszał kawę, po czym równocześnie pociągnął tęgi łyk i uniósł dłoń, chcąc przywołać kelnera.
I zamarł niczym pomnik, z ustami wypełnionymi lepką, przeraźliwie słodką cieczą.
    - Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się Julka.
Buszek w akcie desperacji przełknął ów syrop, odzyskując zdolność mówienia we właściwym momencie, bo wąsaty właściciel właśnie ku nim nadpływał.
    - Rachunek proszę - rzekł, mając wrażenie, że klei mu się cała jama ustna. Julka usłużnie podsunęła mu kieliszek z wodą mineralną.
    - Kiedyś mnie poczęstowano herbatą na sposób turecki - powiedziała pocieszająco, gdy on spłukiwał cukier. - Już posłodzoną, tak, jak Turcy mają w zwyczaju. Też się zakleiłam na amen.
    - No tak, Turcy lubią na słodko - Rafał odzyskał już możliwość normalnego mówienia. - Dziękuję ci za tę wodę.
    - Nie ma za co - Julka się uśmiechnęła i Buszek znów stracił kontakt z Ziemią.
Kiedy dotarli do mieszkania Rafała, przed drzwiami siedział wielki, błękitny, długowłosy kocur z kitą jak wiewiórka.
    - To twój? - zapytała Julia. - Śliczny!
    - Pierwszy raz go widzę - odparł Rafał.
Kocur podniósł się i otarł o nogi Buszka, mrucząc przy tym jak nieduży silnik.
    - Z postury przypomina brytyjczyka, ale musi być jakąś mieszanką wedlowską bo jest puchaty i ma kryzę jak persy.
   - Skąd ty tyle wiesz o kotach? - zapytał siatkarz.
    - Moi rodzice są weterynarzami, mamy w domu siedem kotów i dwa psy. - uśmiechnęła się szeroko.
    - Niezłe stadko. A co zrobimy z tym jegomościem? Skoro jest taki rasowy to pewnie komuś zwiał?
    - Wygląda na kota domowego, ale z autopsji wiem że ludzie to bydlęcia i porzucają swoich pupili wszędzie gdzie się da. Najlepiej go weźmy. - Julka schyliła się po błękitnego kocura, ale on widocznie miał inne plany. Jak gdyby nigdy nic podskoczył i władował się w ramiona zaskoczonego Buszka.
    - On już wybrał obiekt westchnień. - zachichotała.
Kocur ani myślał odklejać się od Rafała, włączył diesla domagając się pieszczot i miziania. Rafał przekazał klucze Julce, która czym prędzej otworzyła mieszkanie wpuszczając Buszka z kotem który go adoptował.
    - Czy koty zawsze tak dużo mruczą?- zapytał zszokowany.
    - Jak czują się bezpieczne i kochane to mruczą prawie cały czas. - odpowiedziała. - Cyfer mojego taty nie opuszcza go nawet na krok, nawet przyjmuje z nim w gabinecie. Z kolei Sulejman mojej mamy śpi między nią a ojcem. Tata nie jest z tego zadowolony, ale dzielnie znosi osobę trzecią w sypialni.
      - Osobę? - roześmiał się Rafał.
     - No spójrz na niego - Julka podrapała kota po głowie. - I powiedz, że nie jest osobą.
    - Jest - zgodził się siatkarz. - Osobą, a nawet osobistością.
Delikatnie postawił kocura na podłodze.
    - Mmmmrrrau! - oznajmił kot i zupełnie jakby mieszkał tu od zawsze, pomaszerował do kuchni.
    - To ja sprawdzę, czy mam coś, czym można go nakarmić i zrobię nam coś do picia, a ty nastaw film. Jest gdzieś w szafce pod telewizorem - Rafał machnął w kierunku urządzenia, jednocześnie podążając za kocurem.
    Julka odnalazła płytę bez trudu, po czym na chwilę zaplątała się w pilotach, nie wiedząc który jest od czego. Z kuchni dobiegało pomiaukiwanie kota i głos odpowiadającego mu Buszka.
    - Który pilot jest od czego? - zapytała gromko.
    - Czarny od telewizora, szary od dvd - poinstruował Rafał. - Kawa, czy herbata... no masz tu jajko, nic innego nie mam!
    - Jajko? - spłoszyła się lekko Julka.
    - To nie do ciebie, to do kota - zaśmiał się Buszek. - Kawa, czy herbata?
    - Herbata! - odparła Julia, mierząc czarnym pilotem w odbiornik.
Dioda na telewizorze zamrugała nerwowo, po czym z czerwonej zrobiła się zielona.
Rafał i kot, który łaskawie zgodził się zjeść zaproponowane mu jajko, wrócili z kuchni, jeden z tacą, drugi z godnością.
    - Myślę - stwierdziła Julka, patrząc na moszczące się na fotelu zwierzę. - Że powinien nazywać się Ignacy.
Rafał postawił tacę z parującymi kubkami na niskim stoliku przed kanapą.
    - Wiesz co, on całkiem wygląda na Ignacego - orzekł. - Hej, kolego, jesteś Ignacym?
    - Mrrrrr - odparł sennie kot.
    - No to mam Ignacego - zaśmiał się siatkarz i siadł na kanapie obok Julki. Cukiernicę przezornie odsunął na koniec stołu, dostępny tylko dziewczynie. - Zaczynajmy.
    Julka uruchomiła film, lecz okazał się on rozczarowaniem, mało mając z faktyczną historią romansów sióstr Boleyn z Henrykiem VIII, z którego w tym filmie zrobiono smętnego pantoflarza.    Oboje, i Rafał i Julia, coraz mniej uwagi poświęcali obrazom na ekranie, coraz więcej zaś sobie nawzajem, częściej patrząc sobie w oczy, niż na Henryka i jego kochanki.
Najpierw ręka Buszka przewędrowała wzdłuż oparcia kanapy i objęła ramiona Julki. Potem głowa Julii jakoś tak skłoniła się na bark Rafała, potem zaś on, się poruszył, jakby chciał się poprawić i dziwnym trafem jego usta znalazły się bardzo blisko jej warg.
Julka zdjęła okulary i przymknęła oczy.
    Zaczęli się całować, namiętnie, mocno, głęboko, dłonie Rafała wędrowały po ciele Julki, a jej ręka wylądowała na jego muskularnym karku, pieszcząc i gładząc.
Ignacy otworzył leniwie jedno złociste oko. Ci jego nowi ludzie byli całkiem fajni, stwierdził, ale czy oni się przypadkiem nie zassali?


__________________________________________________________________
 Witajcie! 
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią ósemka pojawia się z lekkim poślizgiem. Byłaby wczoraj, gdyby Fiolka nie wbiła gwoździa przed komputerem :D 
Miłego czytania!                                                            Fiolka&Martina :)

wtorek, 4 sierpnia 2015

Ogłoszenie Parafialne! Nowości, nowości!




Ostatnio przez jeden z komentarzy, przypomniałyśmy sobie że Run to you i Jestem Julką łączą się luźno pewnymi bohaterami. Na razie dość nieśmiało, ale planujemy to jakoś mocniej zacieśnić. A skoro trylogie są popularne to my również popełnimy takową. Co za tym idzie wytężyłyśmy nasze umysły w poszukiwaniu bohatera, którego obie równie mocno lubimy i który różnił by się charakterem od Andrzeja i Rafała. Wybór padł na naszego nowego kapitana Michała Kubiaka. Dzik popularnym siatkarzem jest, ale nie to nami kierowało. Chcemy zetrzeć ze sobą dwie bardzo silne osobowości a Misiek ma idealne predyspozycje. Mamy nadzieję, że pomysł spodoba się i Wam. W końcu opowiadania są dla Was. :) Jeśli chcecie być informowane, prosimy o wpisywanie się do zakładki. Informujemy na asku, GG a także w zakładkach na blogach.Wiadomość o nowościach pojawia się także na asku Fiolki.











Nasze nowe opowiadanie znajdziecie pod nazwą I see a fire 
Czeka już tam na Was pierwszy rozdział! 
                                                            Pozdrawiamy F&M :) 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział VII - Na zakurzonej drodze szukam twoich ust.




    W zgoła innym nastroju od rafałowego do pracy przyczłapała Julka. Skryła za grubymi oprawkami spuchnięte od braku snu powieki i astronomiczne worki pod oczami, który nie ukryłaby nawet szpachla malarska. Machinalnie rozpoczęła codzienne czynności w pracy przy okazji wypijając hektolitry piekielnie mocnej kawy, która postawiłaby na nogi pluton wojskowy a na nią dzisiaj nie działała.
    Gdy była w połowie kubka w pomieszczeniu rozległ się odgłos trzech puknięć, po czym uchyliły się drzwi a w nich pojawiła się głowa a potem cała sylwetka Rafała. Na jego widok serce Julki podskoczyło i wywinęło salto mortale, dziewczyna z trudem zapanowała nad porywem uczucia. Nie mogła dać po sobie poznać, że na jego widok ma ochotę rzucić mu się w ramiona i omdleć ze szczęścia jak te głupie heroiny z kart harlequinów.
    - Cześć. - Rafał wyszczerzył się jak aktor w reklamie pasty do zębów.
    - Cześć. - odpowiedziała Julka niechcący potrącając łokciem stojący nieopodal jej kubek. Czarny płyn skutecznie zalał papiery, które przez dwa poprzednie dni drukowała i segregowała. Szefowa ją zabije, to wszystko miało być podpisane i wysłane do zarządu. - Kurrrr...- zmełła w ustach przekleństwo.
    - Pomogę ci...- Rafał podbiegł chcąc pomóc, ale Julka zatrzymała go ruchem ręki.
    - Nie, spoko ogarnę to jakoś. - rzuciła zniecierpliwiona. - Masz do mnie jakąś sprawę? - spojrzała na niego a w nim jakby coś piknęło.
Faktycznie miała identyczne oczy jak Weronika, osobliwe połączenie zieleni i błękitu z brązowymi plamkami. Tylko dlaczego chowała je pod tymi obrzydliwymi okularami?
    - Bo Wera nie odbiera - wyrwało się Buszkowi do rymu.
Julka oderwała się od pracowitego osuszania dokumentów chusteczkami higienicznymi.
    - Co proszę?
    - Dzwoniłem do twojej kuzynki, Wery - wyjaśnił Rafał z niejasnym uczuciem, że chyba wyraża się niezbyt precyzyjnie. - Bo byliśmy wczoraj na randce. Ale ona nie odbiera.
    - To napisz esemesa - poradziła Julka sucho. Wiedziała, czemu "Wera" nie odbiera, mianowicie dlatego, że karta telefonu "Wery" leżała sobie u niej w domu, z dala od telefonu, przebywającego w jej, Julki, kieszeni.
    - Napisałem. I nie odpisała - oblicze Rafała wydłużyło się w wyrazie rozczarowania.
    - Wera pojechała rano do Warszawy - zełgała bez namysłu Julia, wydzierając ostatnią chusteczkę z paczki. - Teraz pewnie rzuciła się w wir pracy, a jak ją zaabsorbuje jakiś ten... projekt, czy coś, to zdarza jej się nie odbierać.
    - Projekt, aha - Buszu wyjął z kieszeni spodni ledwie napoczętą paczkę chusteczek i podał ją Julce. Aromat jego wody po goleniu owionął dziewczynę, przypominając zakończenie wczorajszego wieczoru. Julia pospiesznie odwróciła twarz, czując, że zdradziecki rumieniec zaczął wypełzać jej na policzki.
    - Dzięki - rzekła, odbierając chusteczki na oślep. Ich palce zetknęły się, a wnętrze Julii kwiknęło.
    - To myślisz, że jak zadzwonię wieczorem, to odbierze? - sondował delikatnie Rafał, zastanawiając się jednocześnie, co się dzieje z Julką. Wyglądała jakby miała ochotę schować się pod stół.
    - Tak sądzę - odparła Julka, z wysiłkiem zachowując kontrolę nad głosem.
    - Dobra, dzięki - rzekł Rafał i uśmiechnął się. - Miłego dzionka!
    - Tobie też - pisnęła jak rozduszona mysz.

    Kiedy wyszedł, Julia opadła na krzesło, po czym napiła się kawy. Kawa nie przyniosła pożądanego efektu, Julka przyłożyła zatem czoło do zimnej powierzchni najbliższej szafki i zaczęła się zastanawiać co ona do cholery robi. Chyba upadła na głowę, oszukiwać takiego faceta?
    - Idiotyzm - powiedziała szafce. - Kretyństwo.
Wróciwszy do domu z pracy wetknęła kartę "Wery" w telefon, po czym zapatrzyła się na aparat wzrokiem ponurym.
Przecież nie może tego ciągnąć. Musi jakoś się z tego wyplątać. Ubić cholerną Werę i odesłać na dno szafy. Tylko jak, żeby nie zranić tego zakochanego łosia? Poza tym, przyznała szczerze, nie dało się ukryć, że sama się w tym łosiu zakochała, a on uparcie nie widział w niej - Julii kobiety. Tylko w wymalowanej i odstawionej Werze, niech to szlag.
    I zełgała. Po raz kolejny z premedytacją zełgała. Czy ona ma nie po kolei w głowie?
Julka rozłożyła się na kanapie rzucając zdradliwego iphone'a na zasłany gazetami stolik kawowy.
Jeszcze dźwięczał jej w uszach zawiedziony głos Rafała, kiedy po raz kolejny wcielając się w Weronikę, okłamała go że wyjeżdża na kilka tygodni do Barcelony. Słyszała jego potężne westchnięcie i gdyby nie silna wola wstrzymałaby eksport jej alter ego do wyimaginowanej Katalonii.
    - Dlaczego to jest tak cholernie skomplikowane?!- zawyła do sufitu. - Jestem debilką!

    Tymczasem Rafał spadł z obłoku wprost do jednej z przyrynkowych knajp, gdzie w towarzystwie Igły i Schoepsa opijał swój ból.
    - I wyjechała!- jęknął żałośnie wprost w kufel wypełniony spienionym Guinessem. - Przecież coś między nami jest!
    - Następny nieszczęśnik do kompletu. - Igła złapał się za głowę.
    - A kto jeszcze jest nieszczęśliwy? - zapytał zdezorientowany Jochen. - W klubie chyba wszyscy zadowoleni.
    - Mój niedoszły szwagier Andżej Wu. - mruknął Krzysztof. - Od czasu mistrzostw spadł mu na łeb ciężki fortepian sławy i zerwali z Jagną w dodatku wiesz, że ona jest w ciąży i teraz oboje usychają. A właściwie Wroniasty stacza się a Jagna udaje że jej serce jest całe. Mówię ci stary osiwiałem przez nich a teraz jeszcze biedny Buszu.
    - Ja tu jestem. - odezwał się cierpiętnik Rafał. - I mnie nikt nie rzucił ani nie zerwałem, Wera wyjechała do pracy. I wróci.
    - Oby. - Igła upił potężny łyk swojego pszenicznego browara.
    - Mam przeczucie, że Wrona i Jagna się zejdą a Buszu przeżyje jakoś te kilka tygodni. - rzekł Schoeps typowo niemieckim pragmatyzmem.
    - Insallah!- podsumował Igła, fan nowego, tureckiego serialu o Sulejmanie Wspaniałym.
Rafał zapatrzył się w ciemną otchłań swego kufla.
    - Przeżyć to może przeżyję - rzekł markotnie. - Ale co to będzie za życie?

    Na wyjazd do Radomia Julia szła rozdzierana przeciwstawnymi emocjami. Z jednej strony jak tu spojrzeć Rafałowi w oczy, z drugiej strony, o rany, oczy Rafała, uśmiech Rafała, ciemna czupryna Rafała, cały Rafał! Głupie serce odmawiało przyjęcia do wiadomości wszystkich problemów natury etycznej wysuwanych przez sumienie i cieszyło się na myśl o podrózy jednym autokarem z Buszka jak potłuczone. Jakby tego było mało zdrowy rozsądek złośliwie szeptał, że Rafał zwraca uwagę na Julkę, tylko dlatego, że jest przynależna do Wery, jako jej kuzynka. Gdyby nie cholerna blond bogini Rafał nie zauważyłby Julii nawet gdyby wyleciała znienacka w kosmos na własnym odrzucie.
    Rozdzierana wewnętrznie Julka usiłowała się przekraść do autokaru metodą don Pedra de Pomidorre, szpiega z Krainy Deszczowców, jednak wszelkie próby pozostania niezauważoną spaliły na panewce, bo cholerny Fabian Drzyzga wlazł jej na stopę. Stał przed autokarem i gadał  z kimś przez komórkę, a Julka próbowała przemknąć obok niego do wejścia.Wtedy Fabian, nie widząc jej, dał znienacka krok w bok. Całymi dziewięćdziesięcioma kilogramami prosto na lewą stopę Julii.
    - Okurwajapierdolę! - wyrwało się z ust poszkodowanej.
    - O, sorry, nie zauważyłem cię - stropił się Fabian.
    - Ja może jestem niska - warknęła Julia, powstrzymując łzy bólu cisnące jej się do oczu. - Ale, do cholery, nie aż tak, żeby mnie nie było widać!
    - No przecież powiedziałem, że przepraszam! - zjeżył się Drzyzga. - O co ci jeszcze chodzi?
    - O ten tramwaj co nie chodzi, nędzna imitacjo Travolty - odparła jadowicie i oddaliła się z godnością.
    A właściwie to spróbowała się oddalić, bo okazało się, że rozdeptana przez Fabiana stopa została naprawdę rzetelnie poszkodowana. Próba stanięcia na niej skończyła się eksplozją bólu w śródstopiu i utratą równowagi. Pewnie by Julia zaryła nosem w tyłek ładującego się do wnętrza pojazdu Drzyzgi, gdyby w ostatniej chwili nie chwycily jej w pasie dwie silne męskie ręce.
Dobrze znajome męskie ręce.
    - Wszystko w porządku? - zapytał Rafał z troską.
    - O jasny gwint - rzekła Julka. - To znaczy nie - poprawiła się. - Chyba coś mi się stało w nogę. Nie mogę na niej stanąć.
Buszek zmarszczył brwi.
    - Krzywo stąpnęłaś?
    - Nie, Fabian mnie rozdeptał - odparła Julia ponuro.
    - Czekaj, może wsiądźmy - zaproponował Rafał i zanim Julka zdążyła otworzyć usta, podniósł ją, wraz z jej wszystkimi tobołami i zaniósł do autokaru.
    - Miłość, widzę, kwitnie - zakpił z głębi Fabian.
    - Lepiej byś zamknął dziób i sam pomógł - odparł Buszek, mało przyjaźnie, sadzając Julię na siedzeniu. - Krzywdę dziewczynie zrobiłeś, słoniu jeden.
    - Krzywdę? Co tu się dzieje panowie? - nastroszona głowa Igły pojawiła się nad barierką przy drzwiach. - Spuścić was na chwilę z oka, to zaraz jakieś straty i zniszczenia.  No jazda, powiedzcie wujkowi Igle co jest grane!
    - Oj nic takiego - sarknął Fabian. - Wlazłem tej lasce z biura prasowego na nogę. Niechcący i przeprosiłem!
    - Widzę, że Buszu już niesie pomoc - Igła stanął w przejściu między fotelami i patrzył jak Rafał upycha toboły Julki na półce.
    - Spoko, będę żyła - zapewniła Julia.
    - Będziesz, ale zdejmij but - polecił łagodnie Rafał.
    - O rany, ale po co, przecież nic mi nie będzie - Julka miała nadzieję, że w ciemnym wnętrzu autokaru nie widać, że się czerwieni. Skłonność do rumieńców najwyraźniej była zaraźliwa.
    - Dobra, dobra - rzekł Rafał stanowczo. - Takich rzeczy się nie lekceważy.
Julka niechętnie ściągnęła but i skarpetę, po czym oddała kończynę w ręce Buszka. Były ciepłe, delikatne, a zarazem pewne.
Siatkarz zbadał uważnie całą stopę widząc jak w miejscu nadepniętym przez Fabiana tworzy się podskórny krwiak.
    - Au...- syknęła właścicielka kończyny. - Boli jak diabli.
    - Będziesz żyła. - Buszu uśmiechnął się pokrzepiająco. - Poczekaj chwilę pójdę po lekarza.
Jakby przywołany w myślach w polu widzenia pojawił się niezbyt wysoki okularnik w klubowej koszulce, dzierżący w dłoniach torbę lekarską.
    - Igła mówił, że mamy awarię. - rzekł patrząc na klęczącego Buszka trzymającego stopę Julki. - Zazwyczaj psują się zawodnicy. - zakpił.
    - Zazwyczaj pracownicy biura prasowego nie są deptani przez ślamazary w pasiaku. - zripostowała Julka.
Siedzący nieopodal Pitt prawie zadławił się wodą.
    - Touche. - poddał się lekarz zabierając się za badanie obolałej stopy.
    Ostatecznie okazało się, że Fabian nabił Julce tylko dużego siniaka. Artur Harmata zaordynował chłodzący okład po czym oddalił się pogwizdując z cicha na przód autokaru. Samochód ruszył przed siebie a Rafał przyklapnął na siedzeniu obok Julki. Z tylnych siedzeń dobiegło szydercze:" Uuuuuuuu", ale szybko zostało stłumione przez plask, najprawdopodobniej ktoś uciszył gagatka gongiem w potylicę.
    Zarówno Julka jak i Buszek domyślili się, że dźwięki wydawał z siebie Fabian a uderzającym najprawdopodobniej był siedzący obok Olek Achrem.
Początek podróży minął im w ciszy, zagłuszanej jedynie wybuchami śmiechu z tyłu. Julka czuła jak płoną jej nie tylko policzki, ale też końcówki uszu. Musiała wyglądać jak pieczone prosie.
    - Co studiujesz?- zagaił Rafał znienacka.
    - Prawo.
    - Powiem szczerze, że spodziewałem się tego. - uśmiechnął się szeroko. - Zakasowałaś naszego doktorka jednym zdaniem. Zazwyczaj to on potrafi zgasić każdego.
    Dzięki interwencji Buszka i doktora rozdeptana stopa Julii przestała dokuczać na tyle, że dała się w pewnym stopniu używać. Wprawdzie stawanie na niej całym ciężarem odpadało, ale Julka mogła jakoś, koślawo i utykając, się przemieszczać. Przy wysiadaniu i wsiadaniu do autokaru pomagał jej     Rafał, z którym w czasie jazdy ucięła sobie całkiem miłą pogawędkę na tematy różne. Pogawędka była bardziej ożywiona, co zrozumiałe, w drodze powrotnej z Radomia, gdy Rafał mógł się zasłużenie zrelaksować, bowiem Resovia gładko rozjechała Czarnych 3:1. Jak łatwo zgadnąć cała drużyna była w świetnych humorach, Buszek zaś skrzył elokwencją i dowcipem jak nigdy dotąd.
Fabian próbował robić sobie z pączkującej przyjaźni między Rafałem a Julią podśmiechujki, ale przestał, gdy dostał znienacka z liścia w potylicę, co zaskakujące od Pita. Cichy stwierdził, że skoro Drzyzga gimnazjum już ukończył, powinien także przestać zachowywać się jak gimbaza, gdyż jest to nie do zniesienia u dorosłego faceta.
Takie wystąpienie ze strony spokojnego zazwyczaj Pita musiało wstrząsnąć Fabianem do głębi. Od tej pory ograniczył on wodotryski swego humoru pod adresem Julki do minimum.
    Wydarzenia z radomskiego wyjazdu, może mało spektakularne, podłożyły jednak solidny fundament pod przyjaźń Busza i Julii. Początkowo Rafała ciągnęło do niej głównie dlatego, że była kuzynką Wery, a więc czymś w rodzaju łącznika z jego niedostępną aktualnie boginią. Wyimaginowana Wera bowiem nadal tkwiła w wyimaginowanej Barcelonie, robiąc wyimaginowaną karierę i komunikując się z Buszem głównie za pomocą maili. O tym, że jest wyimaginowana Rafał oczywiście wciąż nie wiedział, za to zaczął stopniowo odkrywać iż panna Płaneta jest inteligentna, obdarzona ciętym dowcipem i generalnie jest świetną kumpelką. Do tego niebrzydką, co było dość trudne do dostrzeżenia pod ogólnym imidżem drwala.
Drwal, nie drwal, lubił z nią gadać, dlatego dosiadał się do niej w autokarze podczas wyjazdów, a w dni powszednie zachodził do kanciapy w której urzędowała, niekiedy niosąc ze sobą kawę i coś do przegryzienia.
No właśnie, kawa, ile ta dziewczyna piła kawy! Gdyby on trąbił takie ilości tego napoju, niechybnie skończyłby z palpitacjami, skutkiem przedawkowania kofeiny, na Julii za to kawa szatan, normalnego człowieka wyrzucająca z butów, nie robiła większego wrażenia.
    A czas płynął, jesień przeszła w zimę, przeleciały jak meteor święta Bożego Narodzenia, a potem Nowy Rok. Julka modliła się gorliwie, żeby Rafał zapomniał wreszcie o cholernej Werze i niech ją można wreszcie pogrzebać. Któraś jej część jednak żałowała po cichu, że to już nie wróci, nie będzie więcej nocnych (ani dziennych, prawdę mówiąc) pocałunków z Rafałem, żadnych randek i czułych spojrzeń. Wyłącznie kumpelstwo i kawa, nieodmiennie przynoszona przez Busza na lunch.
Kumpelstwo... No właśnie. Julka bardzo nie chciała tego przyznać, ale wpadła w Busza jak śliwka w kompot. Zakochała się kompletnie, totalnie i całym swym jestestwem w Rafale, prezentującym sobą całą długą listę zalet, jakich kobiety poszukują w mężczyznach. Nie, nie dawała tego po sobie poznać, jeszcze by tego brakowało, żeby rzucił w nią tekstem o pozostaniu przyjaciółmi, albo żeby Fabian zaczął się z niej nabijać. Nie, nic z tego, prezentowała publicznie czyste kumpelstwo, w duchu klnąc prawdziwą Werę i jej kretyńskie pomysły oraz męską ślepotę.
    Tymczasem zima łagodnie przechodziła w przedwiośnie co za tym idzie, rywalizacja w lidze mistrzów weszła w kolejną fazę rozgrywek. Resovia miała przed sobą nie lada wyzwanie, zarówno logistyczne- gdyż lecieli do Nowosybirska jak i techniczne bo ograć Lokomotiv nie było prostą sprawą.
    Niedoszły mistrz motocyklów, Bartek Jurecki którego Julka zastępowała na początku marca przedłożył kolejne L4. Po zrośnięciu się kości oraz miednicy odczuwał przewlekłe bóle przez co  nie mógł wysiedzieć na meczu a co dopiero gdziekolwiek lecieć. Rada nie rada szefowa Julki zleciła jej wylot z drużyną na daleką Syberię.
    Panna Płaneta fanką lotów nie była, ale podróż do najzimniejszego zakątka Rosji jawiła jej się jako pewien rodzaj przygody. Poza tym Rafał w wieczornym smsie wyraził nadzieję, że będą mogli pogadać w tracie lotu z Warszawy do Moskwy a potem ze stolicy federacji do Nowosybirska.
    Miasto od razu zachwyciło Julkę, największe wrażenie zrobiła na niej rzeka Ob, pomimo początków marca skuta skrzącym się w zimowym słońcu lodem.
    Nie mieli zanadto czasu na zwiedzanie, ale chłopaki nie byliby sobą gdyby nie zrobili sobie syberyjskich selfiaków. Krzysiek narzekając na potworny mróz biegał wszędzie z kamerą a odkładał ją tylko wtedy gdy sięgał po aparat z teleobiektywem. Mecz ku zaskoczeniu wszystkich ułożył się dla Resovii wprost wyśmienicie, Wilki ograły syberyjskie niedźwiedzie trzy do jednego a z boiska niemalże zlatywali w glorii chwały. Julka patrzyła na to z niemym podziwem, nie nadążając z relacjonowaniem przebiegu spotkania. Po wszystkim pozwolono zawodnikom napić się czegoś mocniejszego, jednak z imprezą musieli się powstrzymać. Następnego dnia o godzinie niemalże zbójeckiej musieli stawić się na lotnisku w Nowosybirsku skąd odlecą do Moskwy a potem do Warszawy. Julka kładła się wyczerpana zmianą czasu, emocjami związanymi z meczem i nadchodzacą podróżą. Już miała gasić światło gdy w jej pokoju rozległo się ciche pukanie.
    - Proszę. - odpowiedziała z cicha.
Zaproszony w pomieszczeniu pojawił się nieco zakłopotany Rafał niosąc ze sobą książkę ociekającą czymś mokrym.
    - Część, przepraszam że przeszkadzam ale Fabian spowodował wypadek i zalał piwem książkę którą mi pożyczyłaś.
    - Nic...- nie zdążyła dokończyć bo Buszek wszedł jej w słowo.
    - No właśnie nic nas nie usprawiedliwia, nie powinienem czytać przy stole gdzie stoi piwo. Obiecuje że odkupie ci taki sam egzemplarz.- kajał się.
    - Chciałam powiedzieć, że nic się nie stało i nie musisz mi odkupować książki. - powiedziała spokojnie wkładając okulary na nos. - To nie Biblia Gutenberga, wielkiej straty nie będzie, nawet jak się trochę pomarszczy od wilgoci.
Rafał parsknął śmiechem.
    - Kamień z serca, bo już się czułem jak ostatni cham - rzekł.
    - Daj - Julia wyjęła mu z ręki mokrą książkę i położyła ją na stoliku. Wydłubała z bagażu ręcznik i zajęła się osuszaniem stronic.
    - Czekaj, tu się zlepiło - Rafał rzucił się rozdzielać kartki z taką gorliwością, że niemal zderzyli się głowami. - Przepraszam...
Julka podniosła głowę i spojrzała prosto w jego oczy, z bardzo, bardzo bliska.
    - To ja przepraszam - bąknęła.
Jej włosy pachniały czymś słodkim i owocowym, a także nią samą. W głowie Rafała coś się zmąciło.
    - Nie, nic się nie... - mruknął i sięgnął ustami do jej ust.
Pewnie by się pocałowali, gdyby nie masywne okularzyska na nosie Julii, w które Buszu walnął własnym organem powonienia. Zabolało, od czego mózg Busza przestał się mącić, tymczasem Julka odskoczyła w tył niczym spłoszony mustang.
    - Rafał, co ty...? - jej oczy za szkłami tych piekielnych okularów wydawały się teraz ogromne.
Buszek spłonął rumieńcem niczym wiśnia i najzwyczajniej w świecie uciekł z pokoju.

_____________________________________________________________________

Witajcie! 
Zgodnie z obietnicą kolejny rozdział pojawia się z dokładnością szwajcarskiego zegarka. 
Ósemka będzie miała mały poślizg, gdyż Fiolka wybywa na kilkudniowe wczasy do miejsca gdzie nie ma zasięgu! 
Życzymy miłej lektury! 

 
                                                                                        Fiolka&Martina ;) 


  

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział VI - Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę.




    Gdyby Rafał Buszek nie był tak potwornie zajęty wykonywaniem swojej pracy, czyli graniem, mógłby zauważyć, że pracownica biura prasowego Resovii, panna Płaneta, przeżywała mecz z Politechniką wyjątkowo mocno. Na szczęście był zarobiony za trzech, nie widział przeto opłakanego stanu w jakim znajdowała się Julka.
Rozczochrana bardziej niż zwykle, próbowała kryć malinowe wypieki na policzkach za ekranem monitora, do którego nieustannie mamrotała.
    - Co ty robisz, Szupsiu, no błagam - bulgotała pod nosem. - Szybkie 3:0 miało być, a wy co, Polibuda zaraz wyrówna, no litości...
Polibuda, w rzeczy samej, wyrównała, zrobiło się 1:1, set trzeci zaś bynajmniej nie przyniósł nadziei na szybkie zakończenie spotkania. Wręcz przeciwnie, Resoviacy dawali się łomotać, Igła z furii przypominający kolorytem dojrzałego pomidora darł się na kolegów, domagając się stanowczo, żeby zaczęli wreszcie grać, a Julia pogrążała się w czarnej rozpaczy.
No jak nic będą teraz wyciągać na tie breaka i jak ona ma zdążyć potem wrócić do domu i przeistoczyć się w Werę? Przecież nie pójdzie na randkę z Rafałem, z własną twarzą!
    Najgorsze przypuszczenia Julki się sprawdziły Resoviacy doprowadzili do tie breaka, którego zresztą zdołali wygrać, co stanowiło dla Julii jakąś pociechę. Doprowadziwszy do końca obowiązki zawodowe wystrzeliła z hali niczym rakieta międzyplanetarna i biegnąc przez kałuże na parkingu, dopadła samochodu, po czym z przeraźliwym piskiem opon opuściła Podpromie.
    Tymczasem Rafał po meczu wpadł w dobry humor. Wygrana, będąca w sporej części jego własną zaslugą, do tego w perspektywie randka z Werą - życie było, doprawdy, piękne. Odruchowo uśmiechnął się do siebie, wkraczając do szatni, uśmiechem szerokim i promiennym niczym reflektor przeciwlotniczy.
    - Oho - mruknął Igła. - Buszman zaczyna świecić. Nie wiem co jest grane, ale to się może skończyć śpiewem.
    - Mówisz? - Tichacek obejrzał się podejrzliwie na Busza, znikającego pod prysznicem.
    - Czuję to - oznajmił Igła uroczyście.
    - Krzychu został jasnowidzem - parsknął Achrem.
    - Wróżbita Krzysztof! - Fabian odsłonił w uśmiechu nieprawdopodobną ilość zębów.
    - Booooorn to be wiiiiiiiild! - zaryczało spod prysznica, zajmowanego przez Rafała.
    - Igła, numery w totka też przewidujesz? - zainteresował się Dawid Dryja.
Krzysztof zawinął na głowie turban z ręcznika i przybrał bardzo uduchowioną minę.
Odświeżony, wypachniony i elegancko przyodziany Rafał wkroczył w progi restauracji Bohema pięć minut przed godziną ósmą i korzystając z przewagi wzrostu nad większością populacji jął wypatrywać na sali swego bóstwa.

     Tymczasem  bóstwo w zaciszu swojego m4 walczyło z lokówką, która niechybnie była dziełem jakiegoś podłego samca, chcącego pognębić ród kobiecy.
    - No ja pierdolę!- wyrwało się Julce gdy zbliżyła metalową końcówkę zbyt blisko nasady głowy. - Jak tam dotrę to będę mieć spalone kudły a nie loki jak z reklamy!
    Jakimś cudem Weronika kręciła włosy w ciągu dwudziestu minut? Ona ślęczy już nad tym godzinę a tymczasem w Bohemie czeka na nią Rafał. W momencie gdy o nim pomyślała jej smartfon pozostawiony na umywalce zatrząsł się i gruchnął uwerturą z musicalu Taniec Wampirów. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Rafała, Julka starała się jedną ręką przytrzymywać lokówkę z nakręconym puklem włosów a drugą odebrać połączenie, ale wrodzona fajtłapowatość doprowadziła do tego że telefon spadł za kosz z brudną bielizną a ona znowu poparzyła się metalową końcówką. Syczą z bólu jakoś zdołała odebrać zanim Buszu straci cierpliwość i się rozłączy.
    - Halo? - zapytała lekko piskliwie.
    - Cześć, tu Rafał. - odpowiedział Buszek. - Bo wiesz byliśmy dzisiaj umówieni...i zastanawiam się czy to nadal aktualne?
    - Pewnie. - odpowiedziała bardziej w stylu Julkowym niż wystudiowanym i wymodulowanym głosem Wery. - Tylko mam mały problem bo zgubiłam klucze i czekam na Julkę a ona pojechała na zakupy prosto z pracy i jeszcze nie wróciła. - zełgała bez mrugnięcia okiem. - Ale dzwoniła że zaraz będzie i jak tylko przekroczy próg to przyjadę do Bohemy.
    - Może po ciebie podjechać?- zapytał uprzejmie.
    - Nie!- powiedziała nazbyt szybko. - Nie fatyguj się, taksówką z mieszkania Julki to będzie jakieś piętnaście minut.
    - Jesteś pewna? - indagował.
    - Absolutnie - odparła stanowczo Julia. Jeszcze by tego brakowało, żeby tu wpadł i zastał ją w połowie transformacji.
    - To w takim razie czekam na ciebie - w głosie Rafała zabrzmiało coś takiego, że Julia była nawet gotowa usmażyć sobie tą piekielną lokówką uszy, byle tylko dotrzeć na spotkanie.
    Nie usmażyła sobie nic, włosy ułożyła, umalowała się, ubrała i wypadła z mieszkania, łapiąc po drodze okrycie wierzchnie. Przed blokiem stwierdziła, że zamiast płaszcza narzuciła na siebie przez pomyłkę swoją drwalską kurtkę w kolorze wojskowej zieleni, w dzikim popłochu pogalopowała zatem na powrót do mieszkania, by wrócić z właściwym elementem odzieży wierzchniej, to jest eleganckim płaszczykiem.
    Z samochodu przed restauracją wypadła w tempie rozpędzonego królika Bugsa, po czym uświadomiła sobie, że jest w tej chwili Werą, elegancką kobietą, a eleganckie kobiety tak nie chodzą. Odetchnęła głęboko, zmieniła krok na miękki i dostojny i weszła do Bohemy.
Rafał na jej widok zerwał się od stolika, niemal wywracając ów mebel swymi długimi nogami. Za blat złapali równocześnie, Buszek się zarumienił dziewiczo, Julia zaś zapatrzyła w niego jak w zjawisko paranormalne.
    - Miło cię widzieć - rzekł Rafał, odsuwając Julii krzesło. Wykrzywił się w uśmiechu, który miał być uprzejmy, a był niewątpliwie idiotyczny.
    - Co...? - Julka oderwała się od kontemplacji buszkowej urody. - A! Mnie też jest miło!
Usiadła i przywołała na twarz uśmiech.
    Przez chwilę szczerzyli się na siebie nawzajem, nie wiedząc co powiedzieć. Po głowie Rafała, oszołomionego pojawieniem się bóstwa tłukły się jakieś oderwane strzępki porad z dziedziny savoir-vivre. Neutralny temat, zacząć na neutralny temat...
    - Piękną mamy dziś pogodę! - strzelił desperacko.
Julka odruchowo spojrzała w okno restauracji, przez które widać było spowitą w ciężką mgłę ulicę.
    - Wręcz prześliczną - odpowiedziała, śmiejąc się. - Jak z angielskiego kryminału!
    - Prawda? - poparł ją gorąco Rafał, czując, że przed chwilą zrobił z siebie półgłówka i próbując z tego wybrnąć. - Jest tak, jakby z tej mgły mógł lada chwila wychynąć Sherlock Holmes na tropie Moriarty'ego!
    - Najbardziej interesująca wersja Moriartego - stwierdziła z głębokim przekonaniem Julka - wystąpiła w serialu BBC, tym z Cumberbatchem. Oglądałeś może?
    - Wszystkie odcinki - odparł z zachwytem Rafał, fan brytyjskiej produkcji.
Lody pękły z niemal słyszalnym trzaskiem.
    Kolejne godziny minęły im jak film na przyśpieszeniu, kelnerzy zmieniali talerze nad którymi nasza dwójka prowadziła ożywioną rozmowę. Z Sherlocka płynnie przeszli na Doctora Who, Torchwood, Gre o tron, Tudorów i wszystkie najnowsze produkcje z ostatnich lat. Buszu ledwo powstrzymywał się by nie patrzeć na swoją rozmówczynię maślanym wzrokiem zakochanego spaniela. Z Weroniką rozmawiało mu się tak dobrze jak z nikim do tej pory. Co prawda kilku jego znajomych oglądało seriale, ale nikt nie podzielał jego zamiłowania i namiętności do brytyjskich dzieł małego ekranu. Jego eks już małżonka od zawsze powtarzała mu że jego prawdziwą małżonką jest siatkówka a kochanką ekran laptopa i długie, czasami całonocne seanse filmowe.
    Dzisiaj nie mógł się nadziwić, że poznana ledwie kilka tygodni temu dziewczyna nie dość że oszołomiła go swoją urodą to jeszcze dopasowali się zainteresowaniami.
    - Wiesz że Grę o tron częściowo kręci się w Chorwacji? Planowałyśmy z We....z Julką wybrać się tam na wakacje i trochę pozwiedzać.
    - Nie wiedziałem. Polecam Chorwację byłem tam kilka lat temu w podróży....- zamilkł nagle a na jego policzkach pojawiły się krwawe rumieńce.
    - Wiem, że jesteś rozwodnikiem. Julka mi mówiła. - odpowiedziała dziewczyna. - Zupełnie mi to nie przeszkadza. - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
    Rafał odetchnął z wyraźną ulgą. Wiedział, że nie każdy chce zadawać się z osobą po przejściach. Co prawda nie mógł o sobie powiedzieć, że rozstał się w jakiś beznadziejnych sposób ale zawsze coś go będzie z byłą żoną łączyć. Co prawda małżeństwem byli przeraźliwie krótko, ale kilka lat związku nie da się ot tak wymazać.
    Po tym chwilowym potknięciu konwersacja znowu popłynęła wartko niczym górski potok i nawet pojawienie się dań na stole nie zdołało jej wyhamować. Prawdę mówiąc Julka nie miała nawet pojęcia co zamówiła, Rafał zaś był tak zajęty tonięciem w rozmowie i w oczach rozmówczyni, że w ogóle nie zauważał co je. Zapewne zjadłby nawet potrawkę z płyty wiórowej w sosie własnym, gdyby ktoś ją przed nim postawił.
"Gdzie ona była przez całe moje życie?" myślał w upojeniu. Piękna, inteligentna, do tego mieli tyle wspólnych tematów, tyle pasji, które mogliby dzielić!
"Gdybyż tylko on potrafił dostrzec, że ja to ja" myślała w tym samym czasie Julia. "Taki cudowny facet i taki ślepy! Święta Petronelo, co ja mam zrobić? Przecież jeśli on się dowie, to będzie koniec!"
    Było to odrobinę nielogiczne, a nawet wewnętrznie sprzeczne, ale Julka tego nie zauważyła. I nic dziwnego, gdyż siedzący pół metra dalej atrakcyjny mężczyzna, lśniący urodą i intelektem, o poczuciu humoru nie wspominając, zdołałby zmącić tok myślenia nawet pani profesor logiki.
    - A wiesz co, czasami kogoś mi przypominasz - zauważył Rafał, dolewając wina do kieliszków.
Julka nieomal zakrztusiła się deserem.
    - Tak? - zapytała słabo. - Kogo?
    - Julkę, twoją kuzynkę - odparł. - Macie podobne oczy. No i obie jesteście barrrrdzo inteligentne babki.
    W jestestwie Julii eksplodowała bardzo skomplikowana mieszanka emocji, w której rozanielenie ("On dostrzegł moje oczy!") brało górę nad niepokojem, a całość tworzyła nierozplątywalny galimatias.
Zanim zdecydowała co właściwie czuje, deser się skończył, kawa została wypita, wino też i znienacka zrobiło się nieprzyzwoicie późno.
    - Muszę już lecieć - rzekła z żalem Julia. 
    - Poczekaj, przecież nie będziesz wracać sama - w Rafale ocknęły się cechy rycerskie. - Zamówię taksówkę i cię odwiozę.
Julka załopotała z wdzięcznością rzęsami, co wysłało Buszka niemal na orbitę okołoziemską.      Uregulował rachunek, zawezwał przez komórkę taksówkę, żałując nieco, iż nie jest to karoca, po czym z pełną dżentelmenerią pomógł damie wstać od stołu i wdziać płaszczyk, a odziawszy się sam, podał jej ramię. Serce damy tymczasem roztopiło się niczym masło na rozgrzanej patelni.
     W taksówce trochę rozmawiali, ale głównie patrzyli na siebie nawzajem, żałując, że droga do mieszkania Julki trwa kwadrans a nie, powiedzmy, półtora stulecia. Potem Rafał, jak na rycerza przystało, odprowadził Julkę pod samą klatkę schodową. Przez chwilę stali, milcząc, nie wiedząc co powiedzieć.
     - Było mi naprawdę miło się z tobą spotkać - Julia przełamała ciszę. - I mówię to szczerze, nie grzecznościowo!
    - Mnie również - odparł Rafał natychmiast. - Spotkamy się jeszcze, prawda?
    - Tak... - odparła Julka, zanim zdołała się opanować.
    - No to...  - Buszek chrząknął. - Dobranoc.
    - Dobranoc.
Rafał nachylił się, chcąc pocałować ją w policzek, jednak Julka tak jakoś odwróciła głowę, że niechcący trafił w kącik jej ust. Poczuł jak na twarz wypełza mu ten cholerny rumieniec.
    - Ja... - chciał coś powiedzieć, sam nie wiedział co, wciąż z ustami przy jej twarzy.
    - Tak? - szepnęła.
Rafał spojrzał w jej oczy i utonął. Sam nawet nie wiedział jak to się stało, że zaczął całować jej usta, tym razem już całkiem nieprzypadkowo, a za to głęboko i mocno.
A potem to już przepadło.
Trwali tak, zatopieni w głębokim pocałunku, aż zniecierpliwiony taksiarz zatrąbił, burząc całą atmosferę.
    - Musisz iść - Julce wrócił znienacka zdrowy rozsądek.
    - Ano muszę... - rzekł Rafał ze szczerym żalem. - Dobranoc.
    - Dobranoc - odparła Julka. 
Po czym uciekła do mieszkania.
    Zatrzasnąwszy drzwi oparła się o nie prawie zsuwając się po nich na podłogę. Pocałował ją! Święty Jezu na bananie, On ją pocałował! I to jak? Nigdy w życiu nie przeżyła czegoś takiego! Co teraz ma zrobić? Przecież nie całował Julki tylko Weronikę, nie może całe życie udawać kogoś kim nie jest! 
    Jej rozmyślania przerwał dźwięk komórki dobiegający z kopertówki trzymanej w dłoni. Julka niechętnie wysupłała telefon z ciasnej przegródki, machinalnie przykładając go do ucha. 
Po drugiej stronie odezwał się donośny głos prawdziwej Weroniki. 
    - Haaaaalo ziemia! Halo jak mnie słyszysz?!- niemalże wrzasnęła Wera. W tle słychać było tętniącą muzykę klubową. 
    - Średnio gdzie jesteś? - zapytała słabo Julka. 
    - Jak to gdzie? Jest sobota wieczór, jestem w klubie! - zaśmiała się kuzynka. - A ty jak po randce z tym siatkarzem? 
    - Jakoś. 
    - Jakoś? Umawiasz się z mistrzem świata i komentujesz to jednym słowem? Nie poznaję cię. - parsknęła. - A chłopina chociaż się niepołapał że robisz go w konia?
Julia miała ochotę udusić kuzynkę kablem od telefonu stacjonarnego. 
    - Nie robię go w konia! Tak jakoś wyszło, wiesz że nie zrobilam tej maskarady specjalnie! 
    - Oj wiem że jesteś prostolinijne dziewczę o wyglądzie gajowego i dobrowolnie nie oszukałabyś nawet księdza w konfesjonale, ale sytuacja może wymknąć ci się z pod kontroli. Kiedyś będziesz mu musiała powiedzieć, że Julka drwal i sexbomba Wera to jedna i ta sama osoba. Co wtedy?
    - Będę się martwić jak się dowie. Na razie nie chce mi się o tym gadać. 
    - Pewnie, najlepiej zamieść wszystko pod dywan. Przemyśl to sobie bejbe ja tymczasem wybywam bo blokuję łazienkę. Buziol!
    - Buziol...- odpowiedziała Julia człapiąc do łazienki żeby zmyć z siebie barwy bojowe. 
Kładąc się do łóżka cały czas myślała o Rafale i tym co powiedziała jej Weronika. Przewracała się z boku na bok, podczas gdy złośliwy sen nie chciał nadejść. A gdy już odpłynęła w ciepłe objęcia Morfeusza śniła o nieśmiałym uśmiechu Buszka i własnej głupocie która pchnęła ją do tej maskarady. 
    Następnego dnia Rafał wkroczył do klubu w nastroju tak znakomitym, że nie do ukrycia. Cały świat w jego oczach promieniał blaskiem słonecznym (choć tak naprawdę było pochmurno, wietrznie i deszczowo), a błotniste chodniki Rzeszowa słały się pod stopy kolorowym kwieciem. Niemalże gołym okiem było widać ten różowy obłoczek szczęścia, otaczający Buszka, co rzecz jasna nie uszło czujnym oczom kolegów. Trudno byłoby im zresztą przeoczyć nietypowy stan ducha Rafała, gdyż właściciel owego ducha wszedł do szatni krokiem tanecznym, naśladując Michaela Jacksona.
    - A temu co? - zdziwił się trener, którego Buszek - Jackson minął zgrabnym moonwalkiem w drzwiach.
    - Porzucił karierę wokalną na rzecz tanecznej - orzekł Igła. - Mam przynajmniej taką nadzieję.
    - Masz coś do mojego wokalu? - odparł Rafał, rzucając torbę na podłogę w zgrabnym piruecie.
    - Absolutnie nic, Pavarotti - zapewnił Krzysiek. - Ale powiedz, co ci tak wesolutko dzisiaj?
W odpowiedzi Rafał przemierzył drogę do swojej szafki tanecznym pasażem.
    - Niebo się przede mną otwarło! - oznajmił tajemniczo.
    - Mało, że tancerz, to jeszcze i poeta - podsumował Schoeps. - Czy to się leczy?
    - Nie wiem, trzeba zadzwonić do Jarosławia - Łukasz Perłowski udał głębokie zafrasowanie.
    - Do Jarosławia? - zdziwił się Niko Penczew.
    - No, do wariatkowa - wyjaśnił uczynnie Dawid Dryja. - Busza trafiło.
    - I to chyba w głowę! - zarżał Fabian. - I ja wiem co!
Buszek, ignorując przycinki kolegów, przywdziewał tymczasem strój treningowy, wciąż w tanecznych pas.
    - Miałem wczoraj dobry wieczór - rzekł głosem rozmarzonym. - To wszystko.
    - No ja myślę, z taką laską to musiał być dobry - Drzyzga uśmiechnął się jak głodny rekin. - Wyrwał tę boginię w czerwonym! Był z nią wczoraj na randce w Bohemie, wiem, bo tam znajoma mojej dziewczyny pracuje!
    - Jeszcze wydrukuj to na plakatach i rozlep na mieście - poradził Igła zgryźliwie. Do Buszka, pozostającego w stanie nirwany nic nie docierało.
    - Ale dlaczego na plakatach? - Fabian wyraźnie nie zrozumiał.
    - Masz za długi ozór, Fabianku - wyjaśnił Alek. - Nie chlap nim tyle, bo go sobie przytniesz.
    - Dajcie mu spokój - rzekł wspaniałomyślnie Rafał w oparach szczęścia. - Przecież nie chciał nic złego. Prawda Fabian?
Klepnął Drzyzgę w plecy, aż zadudniło i w podskokach udał się na trening.



_____________________________________________________________________
Witajcie!
Zgodnie z obietnicą złożoną Wam kilka dni temu przybywamy z nowym rozdziałem(Fiolka z nowym laptopem) i nowymi siłami do dalszej walki z niechciejem. 
                                                  Miłego czytania!
                                                                 Fiolka&Martina :)