wtorek, 30 września 2014

Rozdział II - Drzazga mojej wyobraźni czasem zapala się od słowa



    Wraz z nadejściem trzeciego października Julia miała stawić się na wyznaczony staż w biurze prasowym Asseco Resovii.
Z jej kawalerki na Podpromie 10, gdzie mieściły się biura zarządu a także to miejsce, które interesowało ją najbardziej szło się niecałe dziesięć minut spacerkiem. Może i Rzeszów nie był jakąś wielką metropolią, ale gdyby rano musiała przedzierać się w korku przez miasto straciłaby na pewno pół godziny, które można było spożytkować na wyspanie się. Posada stażystki w biurze oficera prasowego brzmiało co najmniej jakby pracowała z rzecznikiem komendy wojewódzkiej.
    Długo zastanawiała się nad tym jak właściwie powinna się ubrać? Prace biurowe i te w sektorze publicznym wymagały odpowiedniego dress codu , ale z drugiej strony ta cała Asseco Resovia była klubem sportowym i najważniejsze osoby w nim pracujęce nosiły dresy.
    Pani Katarzyna Zięba, czyli jej bezpośrednia przełożona w mailu nie wspominała o tym jak ma się ubrać, więc Julka postanowiła zdać się na swój gust. A sama musiała przyznać się bez bicia, że wyczucie stylu miała fatalne. Większość damskiej populacji w tym jej rodzona matka, robiły wszystko by wyglądać atrakcyjnie, nawet za cenę spuchniętych od szpilek nóg i piersi ściśniętych przez niewygodne biustonosze z fiszbinnami. Julia zupełnie nie rozumiała tego podejścia, co prawda znienawidzone przez wszystkich narzędzie tortur w postaci stanika nosić musiała, ale już na przykład takie stringi to nigdy w życiu. Jej światowa kuzynka       Weronika nie miała w swojej garderobie ani jednych porządnych majtek, same wąziutkie paseczki wbijające się w tyłek. Jak ludzkość nastawiona na wygodę mogła coś takiego wymyślić?
    Julia spojrzała na swoje odbicie w lustrze, rozczochrane od snu włosy i całkiem zgrabne ciało ubrane w bawełniane majtki i babciny jak mawiała Weronika, wygodny stanik.
Czym prędzej wysupłała z szuflady czerwone rajstopy Den60 w subtelny czarny wzorek, do tego jeansową spódnicę w łydkę i swoją ulubioną kraciastą koszulę. Z niesfornymi blond włosami od zawsze miała problem a tajniki fryzjerstwa jak i te modowe były jej całkiem obce. Przygładziła więc fryzurę odrobiną żelu, związując je finalnie w niedbałego kucyka. Najgorzej było z twarzą a właściwie ze zrobieniem odpowiedniego makijażu. Co prawda niezawodna Werka, gdy tylko przyjeżdżała do Rzeszowa kupowała jej tony kosmetyków w postaci pudrów, kremów bb, korektorów, baz pod makijaż, serum pod oczy i wszystkiego tego, co tylko desperacja kobiet zdążyła wymyślić.
    Julka pamiętała doskonale te niekończące się wykłady Weroniki o robieniu makijażu i kolejności nakładania poszczególnych specyfików. Gdy kuzynka była w mieście,  panna Płaneta zawsze miała na sobie olśniewający make up. Gdy tylko kuzynka wyjeżdżała wracała do starego looku czyli obojętnie jaki puder, rzęsy posklejane tuszem i bezbarwna szminka gdy musiała gdzieś wyjść i zupełnie nic gdy siedziała w domu.     Makijaż niechybnie wynaleźli faceci, chcący doprowadzić kobiety do czarnej rozpaczy i raka skóry.
    Trzeba również nadmienić, że garderoba Julki wcale nie składała się li i wyłącznie z drwalskich koszul, bojówek, bawełnianych majtek a la spadochron oraz bezkształtnych spódnic.
Julia doskonale wiedziała o tym, że na najwyższej półce w przepastnej szafie przedpokojowej ma ubrania nadające się dla dwudziestoczeroletniej kobiety. Kuse sukienki, wytarte jeansy, legginsy, szpilki wszystko to było w jej posiadaniu, ale dziewczyna wolała o tym zapomnieć. Z tym rozdziałem życia zdążyła się już się rozstać i tylko dlatego, że nie chciała wkurzać Weroniki czasem wracała do starego wyglądu.
    - Nigdy nie poznasz faceta jak będziesz ubierała się po drwalsku. - rzekła któregoś dnia Weronika. - Nie wiem co ci się stało, kiedyś potrafiłaś się ubrać jak kobieta.
    - Może i potrafiłam, ale nie byłam szczęśliwa w tych przebraniach. Sukienki, najmodniejsze bluzki i buty ze znanych sieciówek nie robią na mnie wrażenia, nie wyrażają mojej osoby.
    - A te łachmany i sowie okulary to wyrażąją? To jest jakiś image na  odsunięcie od siebie facetów? Nawet dziewięćdziesięcioletni dziadyga z nieruchomością między nogami na ciebie nie poleci! - ryknęła na całą restaurację.
     - A te łachmany i sowie okulary to wyrażają? To jest jakiś image na odsunięcie od siebie facetów? Nawet dziewięćdziesięcioletni dziadyga z nieruchomością między nogami na ciebie nie poleci! -  Wera ryknęła na całą restaurację.
  Julia tylko wzruszyła ramionami i na tym rozmowa się skończyła.
     Otrząsnąwszy się ze wspomnień Julka skończyła się przygotowywać, uświadomiła sobie, że musi pędzić i w biegu porywając obszerną, zgniłozieloną kurtkę z wieszaka (nowy nabytek z magazynu dla leśników, zdobyty dzięki uprzejmości wuja-leśniczego), wypadła z mieszkania.
     Do siedziby Resovii zdążyła na czas, ceną był jednak brak śniadania. Na dzień dobry została usadzona za komputerem, a na biurku wylądował stos niezmiernie nudnych raportów do przepisania. Autor ich dysponował niezbyt czytelnym charakterem pisma, a nieczytelność owa wzrastała mu w miarę pisania. Julka rzuciła okiem na ostatnie akapity pierwszego raportu, wyglądające tak, jakby napisano je w alfabecie arabskim i westchnęła. Lekko nie było.
      Koło dziesiątej zaczęło jej burczeć w brzuchu, tak bowiem mściło się przychodzenie do pracy bez śniadania. Koło jedenastej do burczenia dołączyły bulgoty, a gdy wskazówki zegara zbliżać się poczęły do dwunastki, dłonie Julki drżały na klawiaturze, a arabskie gzygzoły z raportu tańczyły jej przed oczami.
      Kolejny pomruk, dobywający się z pustego żołądka Julii zabrzmiał jak grzmot nadchodzącej burzy, przetaczając się po całym biurze. Nawet szefowa wyjrzała zza komputera.
     - Przerwa na lunch - rzekła odruchowo.
 Julia popędziła niczym strzała korytarzami klubu do upragnionej oazy, czyli miejsca, gdzie stały dwa automaty, jeden z kawą, drugi z kanapkami, batonikami i innymi zapychaczami. Drżącymi dłońmi wrzucała drobne w odpowiednie otwory i naciskała przyciski, pierwszym łykiem kawy sparzyła sobie usta, a folię na kanapce z serem i sałatą rozerwała zębami, jak człowiek pierwotny.
     Maszerowała do biura, pochłonięta żarłocznym pożeraniem kanapki do tego stopnia, że świat zniknął jej z oczu. Nie dostrzegła również kartonu, który w tak zwanym międzyczasie ktoś wystawił na korytarz, a który zawierał jakieś niepotrzebne szpargały, pozbierane przy okazji porządków w którymś z klubowych pomieszczeń. 
     Potknęła się o ten karton i runęła z rozmachem, gubiąc przy tym okulary.
 Ręka Julii, trzymająca kubek z kawą, opisała krótki łuk. Zawarta w naczyniu ciecz wychlupnęła na zewnątrz i rozbryzgała się na gorsie osoby idącej z przeciwka.
 Trzeba trafu, że osobą tą był Rafał Buszek, przebrany już w cywilne ciuchy, gdyż wybierał się na miasto. Trafiony znienacka gorącą kawą w pierś ryknął jak ostatni tur z jaktorowskiej puszczy i cofnął się o krok.
     - O rany... - jęknęła Julia, gramoląc się z nieco pogniecionego kartonu. - Przepraszam! Ja nie chciałam! Nic panu nie jest?
 Rafał, ochłonąwszy z pierwszego wstrząsu, zlokalizował leżące na podłodze okulary i podał dziewczynie.
     - Proszę - rzekł. - Nic się nie stało.
 Julia nałożyła szkła na nos i zamarła, jej oczom dopiero teraz ukazała się ogromna, brązowa plama na eleganckiej, szaroniebieskiej koszuli Buszka.
     - Matko sałatko! - wykrzyknęła. - Ale narozrabiałam! Odkupię panu tę koszulę!
 Pamięć Busza piknęła przypomnieniem. Ależ tak, to ta przebrana za bieszczadzkiego pilarza dziewczyna, którą obryzgał błotem na Moście Tęczowym.
     - Wygląda na to, że jesteśmy kwita - rzekł, uśmiechając się od ucha do ucha. - Ja cię ochlapałem błotem, a ty wyrównałaś rachunki kawą.
 Julia przeniosła spojrzenie na twarz rozmówcy i zaczęła się śmiać.
    - To może oszczędźmy sobie tę pralnię chemiczną i wypierzmy każde swoje oblane mienie? - zaproponowała wskazując ręką na oblany kawą gors koszuli Rafała.
    - Właściwie to jeszcze nie mam pralki. - odpowiedział. - Ogólnie moje mieszkanie jest niekompletne, to jest mój powrót do Rzeszowa i teraz wynająłem inne mieszkanie.
    - Spoko, mogę doradzić ci sklep z pralkami kupowałam tam swoją i ma tylko cztery guziki, nie trzeba za bardzo się wysilać żeby ją włączyć.
    - Będę zobowiązany. - uśmiechnął się szeroko. - Słuchaj co ty właściwie tutaj robisz?
     - Miałam zapytać cię o to samo. Pracujesz w którymś z biur?
    - Pracuję, ale w sali ćwiczeń a potem na parkiecie hali.
    - Jesteś siatkarzem Resovi? To dlatego jesteś taki wysoki. - Julka prawie załamała się swoimi głupimi pytaniami. Nie zdziwiłaby się, gdyby facet załamał się jej wsteczną inteligencją.
    - Jestem ponownie od tego sezonu. Przeniosłem się z wypożyczenia w Olsztynie a ty w którym biurze pracujesz?
    - Mam staż w biurze prasowym. Takie wynieś, przynieś, pozamiataj ale nie planuję kariery w tym przybytku chociaż staż proponowali godziwy więc wzięłam bo prawdę mówiąc na ostatnim roku trochę się nudzę.
    - A co studiujesz?
    - Jestem na ostatnim roku prawa. - odpowiedziała z dumą.
    - Jakbym miał kiedyś problemy z prawem to będę wiedział do kogo uderzać. - zaśmiał się a wokół oczu zrobiły mu się delikatne zmarszczki. Ogólnie patrząc na niego, Julka czuła się dziwnie zadowolona. Rafał miał porcelanową cerę niczym pensjonarki w XIX wiecznych powieściach a gdy się śmiał albo peszył robiły mu się czerwone, kreskówkowe policzki. U kobiety było to cukierkowe, ale u faceta wyglądało obłędnie. Aż chciało się go przygarnąć i pomóc w kłopocie.
    Julia już miała odpowiedzieć jakimś inteligentnym stwierdzeniem, gdy zza rogu korytarza wyłoniła się grupka wysokich facetów. Jeden z nich przypominający młodego Johna Travoltę spojrzał na nią niczym na okaz w gablocie muzealnej.
    - Buszu podwieźć cię do domu?- zapytał "Travolta" .
    - Będę wdzięczny.
    - Ty a może nas przedstawisz swojej znajomej?- do rozmowy włączył się niższy z mężczyzn, wyglądający na kilka lat starszego i czymś ubawionego.
    - Julka to Igła, Fabian a ten tutaj to Cichy Pit i na końcu tarabani się Alek. - Rafał posłusznie dokonał prezentacji. - A to jest Julka z biura prasowego.
 Igła obejrzał uważnie mokrą plamę na piersi Busza.
     - Rozgrzewała cię w ten zimny jesienny dzień? - zapytał niewinnie.
     - To był rewanż - odparła Julia ze słodyczą. - Parę dni temu Rafał chłodził mnie zimną wodą z kałuży, gdy się zgrzałam na przejażdżce rowerowej.
     - Jak dojdziecie do kąpieli nago przy świetle księżyca, to powiadomcie Krzysia - rzekł złośliwie Fabian. - Na pewno przyleci z kamerą!
 Busz i Julka pokryli się rumieńcem, on pąsowym jak pensjonarka, ona nietwarzowym ceglastym, pozostali siatkarze zaś wybuchli śmiechem.
     - To ja już pójdę, przerwa na lunch mi się kończy - rzekła Julka, zbierając z podłogi kubek po kawie i niedojedzony szczątek kanapki w zwojach celofanu.
     - Ja się skoczę przebrać - dodał Buszek, po czym spojrzał na Julię. - Do zobaczenia.
 Julia, poczuła, że się rumieni jeszcze bardziej, umknęła więc czym prędzej, zwłaszcza że sobowtór Travolty uśmiechał się pod nosem, cokolwiek jakby wrednie. Po prostu czuła jego nie wypowiedzianą jeszcze szyderę, wiszącą w powietrzu.
 Widząc to Rafał zamordował spojrzeniem Fabiana, po czym sam popędził do szatni, skąd wrócił w bluzie od klubowego dresu.
     - Od kiedy to nasze biuro prasowe zatrudnia babochłopy? - zagaił Fabian beztrosko, gdy ruszyli wreszcie na parking.
     - Fabian, licz się ze słowami - poprosił łagodnie Rafał.
     - Bo co, zakochałeś się w tym pasztecie z brylami? - prychnął Drzyzga.
     - Pawianku, chcesz kilka lekcji kultury osobistej? - zainteresował się Igła. - Znam taką, co chętnie ci udzieli. Marian się nazywa. Powiem jej jak się wyrażasz o kobietach, zamknę was w jednym pokoju...
     - ...A nam będzie potem brakować zawodnika, bo żywy on z tego nie wyjdzie - dokończył Pit, który miał przyjemność poznać rudowłosą przyjaciółkę kuzynki Krzysztofa.
     - Taka ostra? - zainteresował się Alek.
     - Krokodyl to przy niej pikuś - odparł Igła, niemal dumnie. - To co, Pawianku, piszesz się?
     - A spadaj! - Fabian odskoczył od niego na bezpieczną odległość, tak jakby Krzysiek miał zaraz wytrząsnąć Rudą z rękawa.
     - To na przyszłość uważaj co gadasz - poprosił Igła. - Nie siej bucery.
 Fabian wymamrotał coś niewyraźnego, po czym zamilkł, lekko obrażony.
 Zanim pierwszy dzień Julii w nowej pracy dobiegł końca, podniósł ją lekko z krzesła długaśny esemes, wysłany przez Werkę. 
 "Przybywam, babo jedna, zabieram cię na imprezkę. Odmowy nie przyjmuję, jaskiniowcu jeden, trzeba cię ucywilizować i zsocjalizować, zanim zaczniesz ganiać z maczugą za jedzeniem! I zapomnij o drwalskich ciuchach, zrobię cię na bóstwo! Widzimy się u ciebie, o wpół szóstej! Narka! W."

     Powstrzymując chęć ucieczki w podkarpackie lasy, Julia wróciła grzecznie do domu. Wiedziała, że jak się Wera uprze, to nie ma na nią rady, dopnie swego i przebierze ją za kobietę, choćby miała ją najpierw ogłuszyć i związać taśmą samoprzylepną. A skoro tak, Julka wolała pominąć ogłuszanie i krępowanie i poddać się torturze dobrowolnie.
     Po żywiołowym powitaniu pod budynkiem, w którym znajdowało się mieszkanie Julki, kuzynka, powiewając przewieszoną przez ramię torebką i raźno wymachując trzymanym w dłoni eleganckim neseserkiem popędziła na górę, relacjonując w biegu szczegóły podróży i dzieląc się plotkami z życia sfer rozrywkowych stolicy. Ledwie zaś Julia otwarła mieszkanie, Wera, z wprawą zawodowego policjanta, jęła dokonywać rewizji w jej szafach.
     - No i co tak stoisz, lasiu? - spojrzała przez ramię na osłupiałą Julię, nie przestając szperać na półkach. - Biegusiem pod prysznic! Włosy też umyj! Czeka cię tu wielki makeover!
     - Ale coś zjeść... zaprotestowała słabo Julia.
 Rozpędzona Wera była jak tornado.
     - Zjemy na mieście! Zmiataj do łazienki, no już!
 Kiedy dwadzieścia minut później odziana w szlafrok Julia wychynęła z przybytku higieny w charakterze mokrowłosej syreny, na wersalce spoczywał już skompletowany strój. a kuzynka, z morderczym błyskiem w oku otwierała swój neseser.
     - Co to jest? - spytała Julia.
     - Ciężka artyleria, skarbie - odparła triumfalnie Wera. - Zaraz zrobię z ciebie boginię!

____________________________________________________________
Witajcie!
Po dość długiej przerwie, spowodowanej brakiem czasu oraz trwającymi MŚ, wracamy z Julką i Buszem Lee oraz ich historią.
Jak zapewne zauważyłyście w tekście było nawiązanie do Run to you. Otóż oba opowiadania będą się lekko zazębiać i czasami pojawią się bohaterowie tamtej opowieści. 

Życzymy miłego czytania oraz mamy nadzieję że Wam się spodoba. 
                                                              Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)