niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział XI - Świat jest pusty.



"Świat jest pusty
odkąd poszedłeś
nie można żyć bez materii uśmiechu
świat umarł
na pożar lamp
blady księżyc
ponad twoimi ustami
dogorywa
świat jest zły
odkąd poszedłeś
szczerzy zęby
i futro wilcze napina
to co było ciepłem zwiniętym w kłębek
nie jest
świat — kosmicznie zgubiony w sobie
z zimna drży"




    Julia spróbowała zajrzeć Rafałowi przez ramię, co z racji różnicy w ich wzroście skazane było na niepowodzenie. Zmieniła zatem zamiar i wsunęła mu głowę pod łokieć, przytulając się do jego piersi.
    - Co tam masz?
Buszu uśmiechnął się nieco nieprzytomnie.
    - Skarb - odparł. - Skarb dla syreny. Proszę.
Podał jej na otwartej dłoni bursztyn, siejący tajemnicze, złote blaski.
    - O rany, ale piękny! - zachwyciła się Julka, podnosząc kamień pod słońce. - I ma takie bąbelki powietrza w środku! O tu, popatrz!
Przez chwilę stali przytuleni, podziwiając owo naturalne dzieło sztuki. Trzymając Julkę w ramionach Rafał czuł się tak, jakby latał na skrzydłach miłości. 
Przelatałby na nich pewnie cały pobyt w Gdańsku, gdyby nie zdybał go przed wieczornym treningiem Drzyzga.
Buszek, z miną rozmaśloną, tonąc w odmętach szczęścia, przebierał się właśnie w strój treningowy.
    - Ten znowu odleciał - zachichotał Grzesiu Łomacz.
    - Miłość - rzekł sentencjonalnie Igła. - Miłość pada na mózg.
    - Busiu nam oczadział od śpiewów tej jego syreny - wyszczerzył się Dziku.
    - Ciekawe - rzekł głośno, za głośno, Fabian. - Czy on wie, że ta jego syrena go kantuje.
W szatni zapadła nagła cisza. Kilkanaście par uszu nastawiło się do nasłuchu, a adresat wypowiedzi odwrócił się powoli w stronę Fabiana.
    - Co proszę powiedziałeś? - zapytał.
Fabian bojowo wysunął szczękę w przód. 
    - Powiedziałem, że twoja syrena cię kantuje. Twój drwal z biura prasowego czasami przedstawia się jako tajemnicza panna Wera z Warszawy.
Siatkarze wybuchnęli jak jeden mąż gromkim śmiechem, tylko Możdżon pokręcił głową z niesmakiem. Nie do śmiechu było także Buszkowi.
    - Ty masz jakieś urojenia Drzyzga - rzekł kwaśno. - Nie dostałeś aby za mocno piłką w głowę?
Fabian wyszczerzył się w uśmiechu, który zawstydziłby Mr Eda, konia który mówi.
    - Jadła kolację z rodziną w tej samej knajpie co ja z Monisią - oznajmił triumfalnie. - Chcesz zobaczyć fotki? Musiały jej się oczka zmęczyć, bo w pewnym momencie wdziała pingle.
Podsunął Rafałowi pod nos telefon, na którego ekranie widniała siedząca przy stole Wera... z okularami Julii Płanety na nosie. 
Zaraz, Wera? Czy Julia?
Świat wywinął kozła, a Rafał zrozumiał jak czuł się Ikar, gdy pędził ku ziemi, ze szczątkami skrzydeł, posyłającymi w niebo ostatnie pióra.
Wera była Julią.
Sympatyczna dziewczyna w drwalskich ciuchach, którą pokochał i tajemnicza bogini to jedna i ta sama osoba.
I czort bierz kwestie urody i mody, ale, uświadomił sobie Buszek, został brutalnie oszukany. Okłamany. 
    To wszystko, te wszystkie piękne chwile, to było kłamstwo. Jedno, wielkie kłamstwo.
Opadł na ławkę z miną katatonika.
    - I cożeś, kurwa, narobił? - Kubi zmierzył Fabiana wściekłym spojrzeniem. - Jeszcze przed meczem? Żadnego pożytku z niego teraz nie będzie, debilu!
    - Wdychanie perfum Monisi  musiało zmniejszyć liczbę twoich szarych komórek - stwierdził jadowicie Igła.

    Szczęściem w nieszczęściu mecz z Rosjanami biało- czerwoni wygrali trzy do zera. Rafał mimo wcześniejszych obaw Kubiego i reszty chłopaków nie snuł się po boisku jak mgła po bagnach, ba, zagrał go wręcz koncertowo. O ile opary miłości raczej spowalniały go na boisku o tyle odkryta prawda a raczej frustracja, którą wznieciło kłamstwo Julki, wyzwoliły w Buszku wściekłość tak wielką, że wyładował ją na przeciwnikach. Ustrzelił kilka asów a raz nawet huknął w piłkę tak mocno, że rosyjski libero nie zdołał jej przyjąć, przez co rozłożył się na parkiecie jak długi. Piłka natomiast rykoszetem plasnęła wyszczerzonego cwaniacko Spiridonova, wprost w kartoflane oblicze. 
    Siła uderzenia była tak silna, że Rosjanin padł jak zwalone drzewo prawie przygniatając ustrzelonego wcześniej libero. 
    - Ten Buszek to jakiś palant!- wrzasnął Spirodonov gramoląc się na nogi. 
Kubi dosłyszawszy obelgę skierowaną pod adresem kolegi już miał ruszać pod siatkę, ale drogę zagrodził Możdżon wyrastając przed nim niczym góra. 
    - Spokojnie, Misiu. - rzekł tonem mędrca. - Niech się kotłują. Będzie łatwiej ich pokonać. 
    - Z taką maszyną do zabijania jak Buszu to my ich ofrędzlujemy  trójeczkę do zera. - wyszczerzył się Fabian. 
    - Igła zmroził go spojrzeniem a Kłos nie wytrzymał. 
    - Zębaty mógłbyś się nie odzywać?
    - Grozisz mi? - parsknął Drzyzga. 
    - On nie ale ja ci grozę. - Misiek spiorunował wzrokiem rozgrywającego. - Już dość dzisiaj narobiłeś szamba. 
     - Wychodzi to nam na dobre.
    - Fabianku mam pokazać Monisi zdjęcia z kawalerskiego Pita? Jak schlałeś się i zasnąłeś w cyckach tej Margaryny co latała podczas mundialu za Wroną. 
    - Nie ośmielisz się?! 
    - Ośmielę. A teraz się uspokój i obserwują grę. - pouczył go starszy kolega. 

    Tymczasem Julia siedząca obok rozemocjonowanej Marian, odczuwała wewnątrz jakiś dziwny niepokój. Niby jej ukochany grał jak natchniony, bronił, blokował i serwował jak marzenie ale na jego twarzy nie odmalowywały się żadne emocje. A siedziała na tyle blisko, że mogła wszystko idealnie widzieć. Zibi za każdym razem gdy pojawiał się na boisku jako zmiennik Bartka Kurka, prawie pożerał wzrokiem swoją Rudą. Romantyczny Buszek zaś nie spojrzał na nią ani razu a jego koledzy z ławki rezerwowych co rusz nań spoglądali i szeptem wymieniali ze sobą jakieś uwagi. 
    Zgodnie z przepowiednią Fabiana Polacy wygrali 3:0, jednak Julia się nie cieszyła. Rafał bowiem, z wyrazem jakiejś dziwnej zaciętości, wystrzelił z hali zaraz po zakończeniu meczu, pędząc do szatni z szybkością pocisku rakietowego.
Złapała go wyłącznie dzięki temu, że wpadł na jakichś kibiców, którzy poprosili go o autograf i wspólne zdjęcie.
    - Coś się stało? zapytała. - Dlaczego tak pędzisz?
Buszek spojrzał na nią lodowato znad notesu, w którym składał podpis.
    - Bo nie mam ochoty z tobą rozmawiać - rzekł ozięble.
    - Ale dlaczego? - zdziwiła się Julka.
    - Nie wiem Juleczko. A może powinienem mówić do ciebie "Wero"? - odparł Rafał z goryczą.
Fani, z niejasnym uczuciem, że słuchają rozmowy najzupełniej prywatnej, a nawet intymnej, zrezygnowali z selfie, podziękowali za autografy i pospiesznie zwinęli żagle.
    - Co powiedziałeś? - Julia miała wrażenie, że niebiosa walą jej się na głowę.
    - Wero - odpowiedział. - Wiem o tym, jak się mną zabawiłaś, udając kogoś innego.
    - Mam na imię Julia - warknęła. - I wcale nie miałam zamiaru cię oszukiwać!
- Ale oszukałaś! - Buszek resztkami sił powstrzymał się od wrzasku. - Co ty sobie w ogóle myślałaś?!
    - Widzisz, ja sobie przynajmniej cokolwiek myślałam - odparła Julia jadowicie. - Natomiast wam, facetom, mózg wyłącza się kompletnie na widok pary cycków. Jak mogłeś mnie nie poznać?!
    - Jak mogłaś mnie oszukać?! - jęknął Busz.
    - Bo myślałam, że inaczej nie zwrócisz na mnie uwagi! - ryknęła Julia. - Jak każdy facet, któremu się całego bufetu przed nos nie wywali! Jedyne co widzicie w kobietach, to cycki, dupa i 
tapeta! Trzeba się odsztafirować jak pracownica pogotowia seksualnego, żebyście nas zauważyli!
    - Przecież cię, do jasnej cholery, zauważyłem! - odparł Buszu, nie mniej gromko. - A ty, zamiast wyjaśnić sytuację, zabawiłaś się moim kosztem!
Pewnie wrzeszczeliby na siebie dalej, gdyby nie przerwało im gromkie basowe chrząknięcie, dochodzące z wysokości ponad dwu metrów.
    - Przepraszam was bardzo - rzekł Marcin Możdżonek. - Ale czy nie powinniście prowadzić tej rozmowy w miejscu bardziej prywatnym?
Julia i Rafał rozejrzeli się i stwierdzili, że wokół nich zgromadzili się wszyscy polscy siatkarze, plus Spirik, który korzystając z okazji próbował podmacywać Igłę.
    - Ja już skończyłem - oznajmił Buszu lodowato i demonstrując zebranym dumnie wyprostowane plecy, odmaszerował do szatni.
    - Ej, kto mi trzyma rękę na tyłku? - zdziwił się Igła, obracając się gwałtownie. Ujrzawszy obok siebie Spiridonowa, tylko wywrócił oczyma i odsunął się na bezpieczną odległość.
Tymczasem Julia, nic nie widząc przez łzy, uciekła w stronę wyjścia z hali.
    - Mam nadzieję, Pawianku, że jesteś z siebie zadowolony - rzekł Kurek.
    - A nie powinienem? Uratowałem chłopaka przed oszu... au! - Drzyzga potarł potylicę. To Kubiak nie wytrzymał nerwowo i zdzielił go z liścia w łeb.
    - Zamknij się i zjeżdżaj do szatni - rzekł stanowczo. - I ani słowa do Busza, bo ci zęby przeliczę.
    - Chcesz zarwać noc? - nie opanował się Wrona.

    Kolejne trzy miesiące dla obojga były pasmem nieustającej udręki. Julka po burzliwej rozmowie z Buszkiem, spakowała się w rekordowym tępie a potem ruszyła na dworzec. Zalana łzami prawie zleciałaby ze stopnia prowadzącego do wagonu, gdyby czyjeś uczynne ramię nie wciągnęło jej do środka. Pociąg już ruszał i panna Płaneta podzieliłaby los słynnego, polskiego aktora Zbyszka Cybulskiego. Na szczęście jej wybawca- Szymon zapopiekował się nią jak prawdziwy dżentelmen, prowadząc do przedziału i pomagając włożyć bagaż na półkę. Zobaczywszy na Julce biało- czerwoną koszulkę zagaił do niej w przedziale. 
    - Wracasz z meczu? - uśmiechnął się ciepło a w kącikach oczu zrobiły mu się delikatne zmarszczki. Generalnie, gdyby Julia nie była załamana i gdyby nie zgubiła po drodze okularów to pewnie zachwyciłaby się urodą współpasażera. 
    - Tak. - chlipnęła smętnie. 
    - Przegrali?- zszokował się. - Żałuję że nie mogłem być, ale szkolenie mi się przedłużyło. 
    - Wygrali. - odpowiedziała Julka smarkając w chusteczkę. - Trzy do zera. 
    - Nie wyglądasz jakbyś płakała z radości? - zapytał zdziwiony. 
    - Bo nie płaczę. Wiesz co...- zaczęła. - Nie znam cię ale powiedz mi czy wybaczyłbyś komuś kto okłamał cię, choćby w dobrej wierze? 
    - To zależy jakiego kalibru byłoby to kłamstwo. - odpowiedział.
    - Dużego! - sapnęła. 
Niewiele się namyślając streściła nieznajomemu cały przebieg swojej nieszczęśliwej i tragicznej miłości. Okazało się że jej rozmówca jest dobrym znajomym partnerki Andrzeja Wrony i przeżył już ich trudny związek. 
    Oczywiście, w obliczu takiej katastrofy Julia nie mogła zostać w Resovii. Wymówiła więc posadę, spakowała mienie i pojechała na północ. Do Warszawy, gdzie dzięki Szymonowi udało jej się znaleźć miejsce w kancelarii prawniczej, gdzie mogła odbywać aplikację adwokacką, oraz kawalerkę na strychu kamienicy. Mieszkanko było potwornie ciasne, rury w łazience wygrywały całe koncerty, a w dni upalne lokal ów mógł konkurować z sauną, jeśli chodzi o temperaturę, ale czynsz był bardzo, ale to bardzo umiarkowany, co w stolicy zdarza się nader rzadko.
Zresztą Julia i tak nie spędzała zbyt wiele czasu w domu. Albo pracowała, albo bawiła się na mieście, czasami w towarzystwie Szymona i jego życiowego partnera, czasami zaś towarzyszył jej ktoś inny.     Chętnych do zabawy nie brakło, prawnicy bowiem, zwłaszcza młodzi, nie słyną z ascetycznego trybu życia, toteż Julia zwiedzała regularnie najmodniejsze kluby stolicy, ocierając się o gwiazdeczki i celebrytów. Spotykała się także na mieście z Marian, ale niezbyt często, ostatecznie narzeczonym Rudej był siatkarz i kolega Buszka z reprezentacji. A Julka nie życzyła sobie o Buszku pamiętać.
    Żeby o nim zapomnieć rzuciła się w wir randek i imprez, na których stanowczo zbyt dużo piła. Alkohol i obmacywanki z przygodnymi partnerami nie były zbyt skutecznym lekiem na dziure w sercu, którą wyrwał jej Buszek.
    Jemu zresztą też nie układało się atłasowo. Również porzucił Rzeszów, w którym każdy kąt przypominał mu o Julii i przeniósł się do Kędzierzyna Koźla, zasilając tamtejszą Zaksę.
Cóż, kiedy był nieszczęśliwy, a nie mógł nawet zacząć się regularnie upijać, bo nie pozwalała mu na to praca. Sezon reprezentacyjny w pełni, Puchar Świata w kalendarzu, na rozpustę brakło czasu. Pozostawały smętne wieczory w towarzystwie sfrustrowanego Ignacego, który snuł się po mieszkaniu, pomiaukując i okazjonalnie sikając na buty swojego człowieka.
    Zawodowo sprawy wyglądały równie czarno. To znaczy na początku nawet wyglądały różowo, w Pucharze Świata młócili wszystkich jak leci... aż do ostatniego meczu, przegranego z kretesem. Przepadł awans olimpijski, medal nie cieszył ani trochę. W samolocie, którym wracali z Japonii panowała grobowa cisza, blady Stefan patrzył z miną męczennika w iluminator, a Dziku, z niewiadomych przyczyn patrzący na wszystkie kobiety, ze stewardessami włącznie, wzrokiem zawodowego mordercy, był gotów pogryźć każdego z byle powodu.
Co robić w takiej sytuacji, gdy ma się chwilę przerwy, a serce przygniótł nie jeden kamień, lecz dwa?     Na ratunek przybył Gacek, który zaprosił Rafała na spóźnione party urodzinowe w warszawskim klubie Sketch Nite, organizowane przez mistrza w takich sprawach, Karola Kłosa. I tak oto silna grupa w składzie: Buszek, Tille, Zati, Gładyr i Konar pojechała na podbój stolicy.
    Wypachnieni i odziani w najlepsze ciuchy z fryzurami, których nie zburzyłoby tornado, tanecznym klubem weszli do klubu. No może poza Rafałem, który miał ochotę od razu rzucić się do wodopoju i zapić cały swój ból.
Opanował się jednak, gdyż pomimo tego, że życie przesłoniło mu mroczne widmo, to jednak nie był typowym Sebą i w dzieciństwie mama zaszczepiła mu dobre maniery. Podszedł więc do sali na piętrze w któej rozlokowało się towarzystwo i zgodnie z tradycją złożył spóźnione życzenia jubilatowi. Gato z uśmiechem przyjął puchar(alkohol) po czym gestem ręki zaprosił znajomych do stolika zastawionego alkoholami i jedzeniem. 
Buszu już miał sięgać po szota, gdy przed oczami ukazała mu się Julia w ramionach jakiegoś wypomadowanego gogusia z pedalskimi szelkami i pstrokatym krawacie. Opięta koszulka uwypuklała mięśnie a podchmielona Julia w obcisłej, czerwonej sukience(tej samej w której ujrzał ją pierwszy raz) zwisała z niego niczym bluszcz. 
Przed oczami Rafała poczerwieniało. Niewiele się namyślając ruszył przed siebie odpychając gagatka od Julki. 
    - Ej koleś ochujałeś?!- wrzasnął goguś doskakując do ziejącego nienawiścią Buszka. 
    - Won mi stąd!- ryknął Buszek. - Jeszcze raz złapiesz ją za tyłek to moja pięść wyląduje na twoim wypacykowanym ryjcu! 
    - A idź się pierdol, kutasino! To moja dupa! 
Oszołomiona widokiem Rafała, Julka nie na chwilę zaniemówiła, ale słowo dupa skutecznie ją otrzeźwiło. Jakby ktoś wylał jaj na głowę kubeł zimnej wody. 
    - Dupa?! - ryknęła na całe gardło. - Twoja dupa?! Ja ci dam twoją dupę, ty krowi placku!- towarzystwo zgromadzone na przyjęciu Gacka ujrzało jak drobna blondynka wymierza palantowi cios godny Tysona Fury. 
    Zgromadzeni na przyjęciu siatkarze ryknęli śmiechem bijąc Julii brawo. Znokautowany koleś zawinął się z sali chwiejąc się niczym okręt podczas sztormu na morzu. 
Wściekła dziewczyna minęła Rafała nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Ruszyła w stronę damskiej toalety czując, że zaraz się przewróci. 


_________________________________________________________________
Achtung! 
Witajcie!
Po tak skandalicznie długiej przerwie wracamy do Was z kolejnym rozdziałem! Jeśli czytacie Martynę i Dzika to zapewne wiecie, że Fiolka bawiła w Korei Południowej. Niestety jej wyjazd i różne inne zajętości skutecznie odciągały nas od blogasków. Ale nie ma co się tłumaczyć już jesteśmy i zobaczymy co nam wyjdzie dalej. Póki co czytajcie! 
                                                                     Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

8 komentarzy:

  1. Jestem , jestem i czytam <3 Warto było tyle czekać na tak cudowny, długi rozdział. Jesteście niesamowite. Czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... korzystając z ferii znalazłam Was i Julkę z Rafałem.
    Podoba mi się i to bardzo, a postać Fabiana - czapki z głów moje drogie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. jak miło :) super, że jesteście ;)
    rozdział można by rzec, iż przełomowy ;D
    Oczywiście Fabianek musiał się wtrącić, bo jakby to było, ehh xd
    Ale mimo wszystko Rafałowi zależy i tego się trzymajmy! ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To niesamowite, że nawet pomimo tego, iż rozdział w swym wydźwięku raczej mało optymistyczny, w końcu drogi Julii i Busza się rozeszły (mam nadzieję, że nie na dobre!), ja i tak momentami nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu. I jak tu nie uwielbiać Waszych opowiadań?
    Fabiana to nic, tylko wziąć i powiesić za... uszy. ;) No i po co wściubia nos w nieswoje sprawy? Trudno doszukiwać się w jego postępowaniu dobrych intencji, nie ten typ bohatera. Rozumiem reakcję Rafała, bo przecież nikt nie chce być oszukiwany, nieważne czy w dobrej, czy w złej wierze (za dużo prawa cywilnego przez ostatni weekend ;)). Julia natomiast uniosła się honorem, co na pewno jeszcze bardziej skomplikowało sprawę, i tak sobie teraz cierpią oboje w samotności i beznadziei jak Schopenhauer z facebookowych memów. Ostatnia scena jednak pokazuje, że nasz przyjmujący ciągle myśli ciepło o pannie Płanecie, a to na pewno dobry prognostyk na przyszłość.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pawianka przydałoby się za coś powiesić, fakt. Ale nie wiem, czy za uszy. Za nie to raczej można by wieszać Płonącego, w końcu ma je całkiem spore.
    W końcu Fabio musiał palnąć, co wiedział. Jakby nie mógł takich rzeczy zachować dla siebie... Po cholerę wiedzieć to innym?...

    Myślę, że Julka powinna teraz powiedzieć jakoś Rafałowi, kim tak naprawdę jest Wera. Niech sobie wszystko na spokojnie wytłumaczą. Rafał to raczej nie jest jakimś nie wiadomo jakim dzikusem, to powinien zrozumieć, o co jej chodziło. I wybaczyć jej. W końcu chciała dobrze...

    Ostatnia scena daje nadzieję na to, że nie spieprzyło się między nimi całkowicie, że mogą do siebie wrócić.

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetne warto było tyle czekać

    OdpowiedzUsuń
  7. W KOŃCU, DZIEWCZYNY, W KOŃCU.
    Nie zapomnijcie o nas :P

    OdpowiedzUsuń

Posty w stylu: "Świetny blog zapraszam do siebie" są przez nas kasowane a blogi z linku ignorowane.