"Wygrzewam się w słońcu twoich rąk. Jaką to złotą pogodą owinąłeś moje ciało.
Woda przytuliła uczesane włosy do sypkiego piasku oddycha.
Twoje palce opowiadają o mnie niebu.
Twoje palce niebo nachylają do moich rąk.
Kładą się na moje oczy.
Szybkimi dotykami biegną wokół ust odginają włosy
i jak niepotrzebna kąśliwa pszczoła wpijają się w szyję.
Drżę."
`Halina Poświatowska`
Blask księżyca wlewał się do pokoju kaskadami, zatapiając wielkie łoże w kałużach srebra. Wraz z nim przez otwarte okno napływały stłumione dźwięki „Moonlight Serenade” orkiestry Glenna Millera i odurzający zapach jakichś tropikalnych kwiatów. Julia poczuła się znienacka, jakby to wszystko było tylko starym filmem, w którym przystojny on uwodzi piękną ją, spędzają ze sobą namiętną noc, a potem na ekranie pojawia się napis „The End” i trzeba wyjść z kina. I wrócić do szarego życia.
Niebieska koszula wylądowała na
połyskującej dyskretnie w ciemnościach podłodze, a Julka poczęła
badać ustami tors Rafała. Musnęła ustami jego sutek, wywołując
tym gardłowy jęk na tych zawrotnych wysokościach, na których
znajdowała się jego głowa, po czym dała się wyplątać z letniej
sukienki, która, skłębiona, wylądowała nieopodal koszuli.
Orkiestra Glenna Millera zaczęła
grać „Stardust”. Dźwięk saksofonu wplatał się zmysłowo w
ciemność, a trąbki i klarnet w zgodnej harmonii otulały miękko
przyspieszone oddechy i ciche pojękiwania, rozlegające się w
pokoju.
Dłonie Rafała niecierpliwie
podążyły na plecy Julki, szukając zapięcia od stanika i zamarły.
Pasek tkaniny na jej aksamitnej skórze był absolutnie gładki.
Żadnej klamerki ani haftek.
- Tutaj – zaśmiała się Julia
gardłowo, kładąc rękę Rafała między swoimi piersiami. Pod
fikuśną kokardką, umieszczoną między miseczkami biustonosza
kryło się zapięcie. Buszek pobłogosławił w duchu panujące w
pokoju ciemności, bo czuł, że się zarumienił jak pensjonarka.Rozległo się ciche pstryknięcie, stanik wylądował w ciemnym kącie, chwilowo zapomniany.
Rafał spojrzał na Julię nagą, jeśli nie liczyć majtek, wysrebrzoną światłem księżyca i dech mu zaparło.
- Jaka ty jesteś piękna –
wymamrotał resztką sił, zanurzając twarz w jej włosach. - Jak
Diana. Bogini, nie księżna.
Pociągnęła
go na tonące w srebrze łoże siadając na nim okrakiem. Rafał
poczuł na twarzy dotyk jej jedwabistych włosów, pachnących niczym
rajski ogród.
Chwilę
później to Julia znalazła się pod Buszkiem, czując jak krew
żywiej krąży w żyłach, rozpalając jej policzki krwawym
rumieńcem.
Podczas
gdy usta Rafała błądziły po twarzy dziewczyny, jego długie palce
dotykały jej sutków. Oddychała głęboko, była jak urzeczona już
nie mogła się doczekać. Siatkarz czym prędzej pozbył się swoich
spodni. Jego dłonie przesunęły się za pasek jej majtek,
pozbawiając Julkę jedynej bariery dzielącej ich rozpalone ciała.
Pożądanie obojga rosło wraz z kolejnymi pieszczotami.
Przyśpieszone oddechy raz po raz łączyły się w nieśpiesznych,
wilgotnych pocałunkach. Julia rozsunęła nogi, widząc w oczach
Rafała pożądanie, gdy wsuwał się w jej gorące wnętrze. Na
chwilę straciła oddech, mimowolnie oplatając go nogami w pasie.
Dziewczyna jęknęła przeciągle, gdy razem z nim we wspólnym,
odwiecznym rytmie zaczęła wspinać się na wyżyny miłości.
Buszek zcałował każdy dźwięk wydobywający się z ust Julki.
Razem zawędrowali w rejony z których nie chcieli już wracać.
Rozpadli się na milion, bezwolnych i szczęśliwych kawałków.
Świat zatrzymał się na tę parę chwil, gdy ona i on byli dla
siebie całym światem.
Rankiem
Julka była przekonana, że gdy otworzy oczy, ujrzy swoją rzeszowską
kawalerkę, a przypadki wczorajszej nocy okażą się wyłącznie
pięknym snem. Leżała więc, nie podnosząc powiek, nie chcąc
jeszcze wracać do rzeczywistości.
- Śniadanie
zajechało! - ogłosił radosny
głos.Julka
otworzyła oczy. Była w hotelowym pokoju, w hotelowym łożu, a
półnagi Rafał Buszek pchał w kierunku tego łoża niewielki
stolik na kółkach, na którym stała taca, wyposażona w pełen
asortyment śniadaniowy, od imbryczka z kawą, poprzez masło,
pieczywo i wszelkie niezbędne dodatki, tak do bułeczek, jak i do
kawy.
-
Chwilo trwaj, jesteś
piękna – stwierdziła Julia. - Czy mogę prosić o kawę?
- O kawę i o co tylko
chcesz – odparł Rafał, sięgając po filiżankę. - Czarna, czy
ze śmietanką?
- Odrobinę śmietanki
poproszę – zadysponowała Julka.
- Słuchaj,
musimy porozmawiać o tym co się wydarzyło w nocy.- Rafał spojrzał
na Julkę z śmiertelnie poważną miną na przystojnym obliczu.
Dziewczyna mimowolnie odłożyła jedzoną kanapkę na stolik śniadaniowy.
Dziewczyna mimowolnie odłożyła jedzoną kanapkę na stolik śniadaniowy.
-
Słucham? - zapytała niepewnie. -
O
czym chcesz pogadać?
- O
nas. - westchnął głęboko, - To co zaszło miedzy nami było...było
fantastyczne, ale ja w tym momencie mojego życia chyba nie jestem
odpowiednim kandydatem na męża.
Julka parsknęła śmiechem patrząc na Rafała z niedowierzaniem.
-
Rafał, czy ty myślałeś ze ja chce cię zaciągnąć do ołtarza?
-zapytała.
-
Nawet gdybyś chciała to nie mam na to szansy, według kościoła nadal
mam żonę.
-
Nieważne, kościół czy urząd. Ja chce tylko z tobą być i żaden papier
mi do tego niepotrzebny ani deklaracja dozgonnej miłości. Nie
zadręczaj się nieistniejącym problemem.
-
Serio?
Julka
uśmiechnęła się znad filiżanki niczym Mona Lisa.
-
Serio serio.
Tydzień
minął jak z bicza trzasł. Plaża, słońce, snorkeling,
zwiedzanie, wieczorem trochę tańca, albo romantyczny spacer,
szalone, namiętne noce, ach, to wszystko skończyło się
zdecydowanie zbyt szybko, jak na gust Julii i Rafała. Wszystko
jednak mija, nawet najdłuższa żmija i trzeba było nieubłaganie
wracać do rzeczywistości.
Rafał
wpadł od razu w już nie wir, ale wręcz cyklon treningów i
zgrupowań, który pochłonął go prawie w całości, natomiast o
Julkę upomniało się
życie rodzinne.
Nie
minęło bowiem zbyt wiele dni od powrotu z Kanarów, gdy telefon
Julki rozdzwonił się jak dziki, właśnie, gdy wróciła z pracy.
Wydłubała owo źródło hałasu z torby, torbą szurnęła na
fotel, sama padła na kanapę i odebrała połączenie.
-
Halo - wymamrotała w słuchawkę.
-
Julka, no cześć, wróciłaś z tych Kanarów wreszcie? - Głos Wery
wypełnił steraną głowę Julii. - Też bym chciała się
poniewierać po plażach z takim ciachem! Ale, ale, mam nadzieję, że
blask jego boskiej klaty nie odebrał ci pamięci?
-
Nie, a co? - zdołała wtrącić Julka.
-
Mamy imprezę rodzinną, pamiętasz? Jubileusz moich staruszków,
zresztą twoi też tam będą. Ty też masz być i pamiętaj, jak cię
tam zobaczę przebraną za gajowego, to sama osobiście spuszczę cię
ze schodów! Pełen lans ma być, zrozumiano!
- No
tak - rzekła Julka słabo.
Kilka
dni później Julka z musu odwiedziła jeden z rzeszowskich salonów
kosmetycznych w którym poddała się zabiegom upiększającym. Co
prawda kosmetyczka nie miała aż tyle pracy, gdyż od kilku miesięcy
Julia nie przypominała już drwala a raczej jego małżonkę,
jednakże Weroniki by to nie zadowoliło. Po doprowadzeniu się do
stanu używalności, jak mawiała jej kuzynka nadszedł czas na
skrócenie i uczesanie włosów a potem z czystym sumieniem mogła
udać się do Warszawy.
Tam wpadła w wir spotkań towarzysko- rodzinnych gdyż na jubileusz trzydziestolecia Juliana i Anny Światowców zjechała się cała rodzina w ty
Tam wpadła w wir spotkań towarzysko- rodzinnych gdyż na jubileusz trzydziestolecia Juliana i Anny Światowców zjechała się cała rodzina w ty
m
rodzice Julki, Adam i Karolina Płanetowie.
Matka spojrzała na córkę z aprobatą, obdarzając przy tym szerokim uśmiechem Weronikę za której sprawą jedyne jej jedyne dziecko znów przypominało kobietę. A może to sprawka jej nowego chłopaka?
Matka spojrzała na córkę z aprobatą, obdarzając przy tym szerokim uśmiechem Weronikę za której sprawą jedyne jej jedyne dziecko znów przypominało kobietę. A może to sprawka jej nowego chłopaka?
Adam
wyściskał jedynaczkę tak bardzo odmienioną od ostatniej wizyty
podczas Świąt Wielkanocnych.
-
Córeczko jak było na wakacjach?- chciała wiedzieć mama.
-
Ja bym chciał wiedzieć z kim to się wygrzewałaś na Kanarach?-
dodał ojciec. - Chciałbym poznać tego gagatka.
-
Ależ wujku to mistrz świata. - zaśmiała się Weronika
rozładowując co nieco atmosferę.
-
A tak siatkarz! On chyba jest gdzieś z waszych stron.
Dziwnym
zrządzeniem losu w tej samej restauracji znalazł się Fabian
Drzyzga, który postanowił podjąć swą dziewczynę, Monikę,
romantyczną kolacją. Monisia należała do kobiet trudnych do
zadowolenia, tych, co to nie muszą szukać dziur
w całym, bo znajdują je bez najmniejszego wysiłku. I tym razem nie
było inaczej. Restauracja była nie dość wypasiona i sławna,
stolik był w ciemnym kącie i zawiewało zapachami z kuchni,
następny, wskazany przez niezmiernie uprzejmego kelnera z coraz
silniejszym szczękościskiem, stał za blisko przejścia i okropnie
ciągnęło zimnem po nogach, dopiero trzeci, w zupełnie innej sali,
okazał się tym właściwym.
Ledwie
kelner i Fabian zdołali odetchnąć z ulgą i dyskretnie otrzeć
pot, roszący im czoła, Monika zdołała wypatrzeć jakiś ohydny
paproch w swoim kieliszku z wodą mineralną. Kelner porwał ze stołu
pechowe naczynie i w zajęczych susach pognał na zaplecze, Fabian
zaś przywołał na pomoc wszystkie siły swego ducha. Musiał
jeszcze przecież przetrwać jęki Monisi nad menu, nieodłączną
część ceremoniału wybierania dań.
Kiedy
wreszcie zamówienia zostały złożone, Monika oznajmiła, że musi
poprawić makijaż i odpłynęła w siną dal, to jest do damskiej
toalety. Przepadła w niej jak w czarnej dziurze, a Fabian tkwił
samotnie przy stoliku, podskubując przystawki i nudząc się jak
mops. Ponieważ nie miał nic lepszego do roboty, gapił się na
pozostałych gości, ze szczególnym uwzględnieniem tych płci
żeńskiej.
Dotarł
spojrzeniem do dużego stołu w przeciwległym kącie sali, przy
którym bawiła się grupa roześmianych ludzi, celebrujących, jak
można było dociec z wznoszonych przez nich toastów, jubileusz
czyjegoś ślubu, spojrzał na zgrabną blondynkę, siedzącą
przodem do niego i zamarł.
Bogini!
Ta
wystrzałowa blondyna, do której uderzał Buszek, jak jej było...?
Wera!
Fabian
upewnił się skrupulatnie, czy nie nadciąga Monisia, po czym wyjął
komórkę i uwiecznił boginię, siedzącą za stołem. Wiedział, że
ona nie mogła
go widzieć, dwuosobowy stolik bowiem znajdował się w ustronnej
wnęce, oświetlonej jedynie samotną świecą na jego blacie, w
związku z czym gęba Drzyzgi musiała pozostawać w głębokim
cieniu.
-
Wypijmy zdrowie Wery, udanego owocu tego związku! - zaintonował
ktoś przy tamtym stole.
Ku
zdziwieniu Fabiana kobieta, która wstała, gnąc się w niby
skromnych podziękowaniach, nie była ową boginią, którą Busz
wymienił na drwala. Owszem, też bardzo urodziwa i też znajoma,
skonstatował, była wtedy z boginią w knajpie, gdy oblewali
mistrzostwo świata.
-
Co tu jest grane? - zapytał sam siebie.
-
Mówiłeś coś? - głos lubej rozległ się znienacka nad jego
głową.
-
Prześlicznie wyglądasz! - zapewnił gorliwie Fabian.
-
Kłamiesz jak zwykle, ale niech ci będzie - zezwoliła łaskawie
Monika. - Gdzie ten kelner, doprawdy...
Fabian
puścił mimo uszu potok wymowy bijący z jej ust, nastawiwszy radary
na tamten stół. Zdołał w końcu wyłowić imię, jakim zwracano
się do bogini i w pierwszej chwili pomyślał, że ma omamy. No bo
jakim cudem ta seksbomba miałaby nosić to samo imię, co żeński
gajowy z biura prasowego?
Monika
zdążyła zauważyć, że jej nie słucha i strzeliła kontrolnego
focha. Na stół wjechało pierwsze danie, zupa - krem Vichy, więc
Fabian chwilowo poświęcił się konsumpcji, przetrawiając to, co
zobaczył i usłyszał.
Dzień
później lekko skacowana Weronika odprawiła z Dworca Głównego swą
kuzynkę Julię, zmierzającą do Gdańska nowym nabytkiem polskich
torów- Pendolino.
-
Baj, baj! Baw się grzecznie i bezpiecznie!-zachichotała
ze swojego żartu.
-
Ja zawsze bawię się bezpiecznie. - Julia wystawiła język.
Chwilę
później pendolino ruszyło z szurnięciem po torach wprost nad piękne,
polskie morze.
Tymczasem
Rafał przemierzając korytarz hotelu niemal unosił się nad ziemią.
Dzisiaj po tygodniu rozłąki ujrzy Julkę.
-
Jestem w niebie, siódmym niebie, kiedy w tańcu czuję ciebie blisko
siebie.
W takiej chwili widzę cały świat przez mgłę, gdy policzek twój do mego tuli się. - zaśpiewał z całą mocą.
W takiej chwili widzę cały świat przez mgłę, gdy policzek twój do mego tuli się. - zaśpiewał z całą mocą.
-
Proszę państwa, przedstawiam państwu następcę wielkiego Adama
Astona, współczesny aksamitny głos, Rafał Amorozo Buszek. -
odezwał się Igła jak zwykle zza szklanego oka swojej niezawodnej
kamery.
-
Cześć Krzysiu. - wyszczerzył się Buszek.
-
Rafałku a co ci tak przyjemnie?- dopytywał An
drzej
Wrona wychodzący z tego samego pokoju co Igła.
-
Jadę po Julkę. - zaśmiał się zadowolony.
-
Ohoho ta syrena z twojego instagrama?- gwizdnął Andrzej. -
Przyjemna.
Igła
przestał kręcić.
-
Te Wrona nie zapominaj że jesteś jakby moim ciotecznym szwagrem i
masz dziewczynę i dwójkę dzieci.
-
Jakżebym mógł zapomnieć?- zapytał retorycznie Andrzej.
-
To się cudzymi syrenami nie interesuj - pouczył Krzysztof. - Bo cię
Rudą poszczuję.
-
Ruda niech pilnuje własnego Zbysiaczka - odparował Wrona.
-
Masz coś do mnie? - Zibi właśnie wyszedł z pokoju, który dzielił
z Dzikiem. Jego zielonkawe oczy błysnęły zza szkieł okularów w
modnych oprawkach. - Zdzisławie?
-
Za Zdzisława będę lał w mordę - oznajmił Wrona z udaną
ponurością.
Zbyszek
zademonstrował przesadzoną pantomimą jak bardzo się boi gróźb
Wrony.
-
Chłopaki, spokój - z tyłu napłynął głęboki głos Możdżona.
- Ludzie patrzą.
Istotnie,
maszerując korytarzami, dotarli prawie do lobby.
-
Drzewacz przemówił - oznajmił uroczyście Igła.
Buszek,
cały w uśmiechach, przeleciał przez lobby na skrzydłach miłości,
wpłynął niemal do taksówki, której kierowca zastanawiał się
przez całą drogę na dworzec, czym tych siatkarzy szprycują w tej
reprezentacji. Ten tu zachowywał się jak naćpany po uszy. Ale z
drugiej strony, skoro mają dawać takie napiwki i tak grać, a niech
im tam, niech biorą co chcą.
Gdy
Julka wysiadła z pociągu Rafał zmierzył jej sylwetkę,
podkreśloną subtelnie zieloną, letnią kiecką i westchnął.
-
Wrona ma rację, ty faktycznie jesteś syreną...
-
Wypraszam sobie, nie śpiewam żadnym marynarzom
- oznajmiła stanowczo Julia.
- Ale nad morze chętnie pójdę.
Rafał
rzucił się spełniać życzenie bogdanki z rzadką gorliwością.
Wrócili do hotelu, tam Julia pozbyła się bagaży, po czym poszli
nad morze.
Słońce
świeciło, niebieskoszare fale miękko załamywały się na brzegu.
Mewy pokrzykiwały raźno w przestworzach.
-
Stęskniłem się za tobą - zamruczał Rafał, niczym kocur,
obejmując Julię.
-
Aż tak bardzo? - zaśmiała się.
-
Uhuuuum - mruknął, szukając ustami jej ust.
Kiedy
wreszcie się od siebie oderwali, jęli iść brzegiem morza,
trzymając się za ręce. W pewnym momencie Rafał złowił kątem
oka złocisty błysk w mokrym piasku. Pochylił się, pewien, że to
kawałek szkła.
Zagrzebany
w mokrym piachu tkwił bursztyn, nieregularnego kształtu, wielkości
mniej więcej połowy pudełka zapałek. Jeden jego bok był
obłamany, ukazując wnętrze, lśniące blaskiem płynnego złota.
Witajcie!
Przepraszamy Was serdecznie za ostatnie obsuwy, ale czas nie pozwolił nam na dodanie nowego rozdziału.
Być może będą się pojawiać rzadziej, gdyż Fiolka wyjeżdża na trzy miesiące do Korei Południowej i będzie nam się ciężko zgrać co tydzień. Ale jakoś damy radę!
Miłego czytania Fiolka&Martina ;)
Przepraszamy Was serdecznie za ostatnie obsuwy, ale czas nie pozwolił nam na dodanie nowego rozdziału.
Być może będą się pojawiać rzadziej, gdyż Fiolka wyjeżdża na trzy miesiące do Korei Południowej i będzie nam się ciężko zgrać co tydzień. Ale jakoś damy radę!
Miłego czytania Fiolka&Martina ;)