niedziela, 26 kwietnia 2015
Rozdział V- Czekam, czekam wytrwale...
Następny tydzień zszedł Julii na unikaniu jakichkolwiek kontaktów z Buszkiem. Okopała się twardo w pomieszczeniach biura prasowego, tkwiąc z nosem w monitorze i odpowiadając półsłówkami na zadawane pytania. Sama myśl o Rafale wywoływała w niej galopujący dyskomfort, zrodzony z mieszanki przeciwnych uczuć. No bo jak on mógł, ślepy idiota jej nie rozpoznać? Cycki mu na oczy padły! A z drugiej strony był taki uroczy i sprawiał wrażenie, że jest fajnym facetem, zaś wspomnienie tamtej rozmowy z nim sprawiało, że Julii robiło się jakoś tak miękko w sobie. Istny galimatias. Lepiej zaoszczędzić sobie problemów, unikając źródła tego galimatiasu.
Tymczasem źródło galimatiasu nie potrafiło zapomnieć o przecudownej bogini, a niemożność jej namierzenia powodowała frustrację. Większość kolegów nie miała o tym pojęcia, Rafał nie był bowiem człowiekiem wylewnym, w przeciwieństwie do takiego na przykład Fabiana, który swoje miłosne niepowodzenie przeżywał w sposób nader głośny.
- ....no i rozumiecie, ona nic - perorował w szatni po treningu. - Oziębła jakaś!
- Twoje teksty nie rozpaliłyby nawet zapałki, Drzyzga - pouczył Igła, udając się pod prysznic. - Powiem więcej, one nawet Messalinie odebrałyby libido!
- Bo ty się akurat znasz! - prychnął Fabian. - Z Iwoną jesteś od czasów kiedy węgiel był jeszcze zielony, a ropa naftowa biegała po sawannach, to co ty możesz pamiętać na temat podrywu?
Krzysiek wymamrotał coś, co zagłuszył zaraz szum odkręconej przez niego wody.
- To na pewno jakaś lesba - dywagował tymczasem Drzyzga. - Nie widzę innego wyjścia. No bo żeby tak w ogóle nic, żadnej reakcji... Normalnej kobiecie by chyba coś drgnęło!
- Owszem, nogi - zgodził się uprzejmie Niko Penchev. - Do ucieczki.
- Powiedział co wiedział - mruknął Fabian. - A ja wam mówię, że to lesba!
Mokry ręcznik, ciśnięty dłonią Dryi, przeleciał przez szatnię i wylądował na twarzy Fabiana.
- Pięćdziesiąty raz nie będę tego słuchać - rzekł uprzejmie rudobrody. - Skończ, Pawianku.
Tymczasem Buszek naradzał się w kącie z Jochenem, zastanawiając się jak tu podejść Julkę tak, żeby było grzecznie i nienachalnie, ale żeby zechciała jednak podzielić się namiarami na kuzynkę. Recepty na to jednak nie znaleźli.
Nie wiadomo jak długo trwałby ten stan zawieszenia, gdyby nie to, że wypadkowi uległ Bartek Jurecki, człowiek odpowiedzialny za multimedialną obsługę strony internetowej Resovii. Młody ów człowiek, mimo całkiem przypadkowej zbieżności nazwisk nie przypominający w najmniejszym stopniu obrotowego polskiej reprezentacji w szczypiorniaku, zapragnął mianowicie nabyć motocykl. Pragnienie owo wynikało niejako z braku podobieństwa do szczypiornisty, Bartek był bowiem bladym blondynem o sylwetce jak szczypior, motocykl zaś miał mu dodać męskości w oczach płci przeciwnej. Przed nabyciem pojazdu Jurecki postanowił zrobić prawo jazdy właściwej kategorii, a naukę jazdy rozpoczął od treningu pod okiem znajomego. I bardzo szybko skończył, mianowicie na ruszaniu. Ruszył motocykl, stając przy tym dęba, Bartek zaś został. No, niezupełnie został, poleciał do tyłu, wpadł na coś twardego, po czym okazało się, że ma złamaną nogę, pęknięty obojczyk i stłuczone żebra.
Ofiara stereotypów płciowych trafiła do szpitala, tymczasem w biurze prasowym powstał wakat na jego stanowisku. Ktoś musiał uzupełniać stronę, zbierać materiały, a co za tym idzie jeździć z drużyną. Po krótkiej, a treściwej naradzie wyznaczono na ochotnika Julię.
- Ja ale dlaczego ja?! - zapytała z wyrzutem.
Jej przełożona spojrzała na nią wzrokiem niemalże morderczym.
- Ponieważ wszyscy mają przydzieloną pracę na miejscu a twoje papiery przejmie nowy praktykant. - odpowiedziała. - Pooglądasz sobie mecze, będziesz przeprowadzać konkursy na facebooku, podpatrz dotychczasową pracę Bartka. Dasz sobie radę.
- Skoro muszę. - mruknęła pod nosem.
Nie w smak jej było jeżdżenie po Polsce z Resoviakami, zwłaszcza że w ich szeregach był Rafał. Co z tego że omijała go jak diabeł kropielnicę z święconą wodą, jak i tak nie mogła zapomnieć o tym co wydarzyło się w restauracji. A jak zacznie ją podpytywać o zmyśloną Weronikę? I jeszcze jedna sprawa, ta właściwa Wera niemalże codziennie zalewała ją tonami smsów odnoszących się do Buszka.
" Czy już mu się przyznałaś, Kopciuszku?" - pytała ironicznie.
" Nie jestem żadnym Kopciuszkiem, zła wiedźmo!" Nie mam zaprzęgu z myszy i pokazdu z dyni a do pracy chodzę wyłącznie pieszo. " - odpowiedziała jej Julka.
"Jasne, jasne. Ale jakby książę Rafał padł przed tobą na kolana, to nie odganiałabyś go miotłą :p" - Wera nie rezygnowała z ostatniego słowa.
"Ale nie pada przede mną. Koniec tematu." - wywinęła się Julia z konwersacji.
Z westchnieniem schowała telefon i wróciła do porządkowania papierów.
Podczas pierwszego wyjazdu Resovii na którym Julka pełniła funkcję człowieka od multimediów, Rafał począł wdrażać w życie swój szczwany plan, polegający w ogólnych zarysach na rozmowie z Julką. W tym celu wypatrzył pannę Płanetę, gdy lokowała się w autokarze, próbując upchnąć torbę z laptopem na półce pod sufitem.
- Pomogę ci - rzekł uczynnie, z racji gabarytów radząc sobie z tym zadaniem z dziecinną łatwością.
- Dzięki! - rzekła Julka, opanowując dziką chęć by wpełznąć pod siedzenie.
- Nie ma za co - odparł. - Mogę obok ciebie klapnąć?
- Jasne - Julia nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy kląć w duchu, a może jedno i drugie naraz. Wyłowiła z torebki skandynawski kryminałek.
Rafał rozpoznał czytaną swego czasu lekturę i zużytkował ją jako punkt zaczepienia. Po chwili zatonęli oboje w rozmowie na tematy literackie, budząc przy tym lekką sensację wśród siatkarzy.
- Ej, patrzcie! - zauważył Konarski. - Jakiś romans nam się kroi!
- Buszek gustuje w babochłopach? - wyzłośliwił się Fabian.
Alek Achrem zmierzył go złowrogim spojrzeniem. Był wyczulony na dyskryminację a już obrażanie kobiety, jakkolwiek by nie wyglądała, w jego obecności było skrajną głupotą.
- Pawianku dawno ktoś nie obił ci ryła?- zasyczał mu do ucha.
Młody Drzyzga zjeżył się odsuwając od kapitana na bezpieczną odległość.
- No co już pożartować nie można?- rzucił w stronę kolegów.
- Travolta wystarczy na ciebie spojrzeć nie musisz otwierać jamochłonu. - Dawid Dryja wyjrzał znad tabletu.
Zaperzony Fabian miał ochotę powiedzieć mu coś chamskiego, ale nie znalazł żadnej ciętej riposty, więc najzwyczajniej w świecie zamilkł.
Tymczasem Buszu niestrudzenie usiłował wprowadzić w życie swój i Jochena plan, a mianowicie wyciągnięcie z Julki namiarów na Weronikę. Póki co odkrył że panna Płaneta jest świetną rozmówczynią a jej wiedza o kryminałach był dużo większa niż jego. Poleciła mu kilka pozycji które każdy zbrodniomaniak powinien mieć w swojej biblioteczce.
Skoro tak dobrze im się gada to może powinien spróbować? - pomyślał.
- Julka...słuchaj bo ja no bo wiesz...- motał się. - Ja bym miał do ciebie sprawę.
Przyszła prawniczka spojrzała na niego znad grubych, sowich oprawek.
- Wal śmiało!
- No to walę!- wypsnęło mu się nazbyt głośno, co siedzący dwa rzędy dalej Igła i Tichacek skwitowali głośnym parsknięciem.
- Słucham? - Julia czekała cierpliwie.
- Bo ja chciałem zapytać czy dałabyś mi namiar na Weronikę?
- Co? - inteligentniejsza odpowiedź nie przyszła dziewczynie do głowy.
- Namiar na Weronikę - powtórzył cierpliwie Rafał. - No wiesz, jej numer telefonu, albo maila, albo...
- Tak, rozumiem - Julia machnęła dłonią, o włos mijając nos Buszka. - Ale no wiesz... Jest jeden problem...
Zamilkła i wbiła spojrzenie w oparcie fotela przed nią, rozpaczliwie zastanawiając się co zrobić. Zełgać, że Wera jest lesbijką, względnie ślubowała czystość? Albo że zapisała się do programu kosmicznego i najbliższe trzy lata spędzi na orbicie okołoziemskiej? Co ona ma u licha odpowiedzieć?
Boże, ależ się bigos zrobił.
- Julka? - głos Rafała wydobył ją z zamyślenia.
Podniosła oczy, ujrzała obok siebie przystojnego, inteligentnego, dobrze wychowanego faceta, który przed chwilą udowodnił jej, że posiada znakomite gusta literackie i w jej duszy wybuchł nagły bunt. A cholera, raz kozie śmierć, jej się też coś od życia należy!
- A bo wiesz, pamięć w telefonie mi się jakoś niedawno zresetowała - zełgała gładko. - Szlag mi trafił część numerów, które nie były zapisane na karcie. W tym numer Wery.
- O rany... - Twarz Buszka wydłużyła się komicznie.
- Spoko, zadzwonię do naszej wspólnej przyjaciółki wieczorem i wezmę od niej ten numer. Wera chyba nie będzie miała nic przeciwko.
- Naprawdę? - teraz Rafał zajaśniał radością niczym zorza polarna. - Dzięki! Fajna z ciebie dziewczyna!
"Mhm" mruknęła Julia w myślach. "Szkoda, że bez szminki i dekoltu tylko fajna."
Po powrocie z wyjazdu do Kędzierzyna który dla Julki był bardziej stresujący niż niejedno kolokwium, od razu zabrała się za swój plan. Pierwsze kroki z Podpromia skierowała do salonu Play'a żeby czym prędzej zakupić starter do komórki. Na szczęście dwa miesiące temu zmieniła smartfona, więc spokojnie mogła posiadać dwia numery bez przekładania karty. Na potrzeby małej mistyfikacji założyła też adres mailowy dla wyimaginowanej Wery. Spać kładła się z wyrzutami sumienia, jednakże szybko zagłuszonymi perspektywą spotkania z Rafałem.
"Dla dobra ogółu. " - powtarzała jak matrę przed snem. Rafał w końcu się uspokoi i przestanie wypytywać o tajemniczą blond piękność a ona będzie mogła pracować bez kombinowania jak unikać go na korytarzach Podpromia.
Następnego dnia zatem wpadła na Buszka na korytarzu, waląc czołem w jego (przyjemnie szeroką) pierś, oblała się warem jak pensjonarka, wcisnęła mu do ręki kartkę z numerem i, jak ostatnia idiotka, uciekła do biura.
- Dziękuję! - wrzasnął za nią Rafał, w rzeczy samej kipiący wdzięcznością jak czajnik wrzątkiem.
Julia, ścigana jego okrzykiem, wpadła do kanciapy Bartka Jureckiego i starannie zamknęła za sobą drzwi. Co ona, do cholery, wyprawia, zachowuje się jak zakochana gimnazjalistka! Na łeb jej padło!
Tak besztając się w duchu włączyła komputer, wyjęła służbowy aparat z pokrowca i zabrała się do roboty.
Do pracy ruszył także Rafał, chociaż stanowczo wolałby od razu zużytkowac upragniony numer bogini, musiał się jednak poddać prozie życia. Rozpierała go jednak energia, więc na treningu szalał, w wolnych chwilach nucił i zachowywał się generalnie jak nie on.
- A temu co? - zdziwił się Igła, patrząc na Buszka, oddalającego się tanecznym krokiem, kiedy wychodzili z siłowni.
Tichacek podrapał się po czuprynie.
- Ja nie wiem - odrzekł. - Buszu się zachowuje jakby właśnie celibat skończył.
- Dobrze kojarzysz - Jochen wyrósł im znienacka za plecami. - Tylko czas nie ten.
- Że co? - Igła wytrzeszczył oczy, wyraźnie nie ogarniając.
- Więcej wam nie powiem - odparł Niemiec, uśmiechając się jak sfinks.
Igła zmrużył oczy, intensywnie myśląc.
- Czekaj! - wymierzył w Schoepsa palec. - To ma coś wspólnego z tą superzajebistą laską, do której uderzał na naszym powitaniu sezonu! Mam rację?
- Nie powiem - odparł obronnie Jochen.
- Mam rację! - ucieszył się Krzysztof. - Dobrze wydedukowałem!
- Krzysiu, jednego Holmesa już w drużynie mamy - parsknął Tichacek. - Dwóch to już przesada.
- Poczciwy Rusty nie wydedukowałby nawet gdzie przepływa Wisłok a co dopiero "Tajemnicę końca celibatu Buszka", swoją drogą nie uważacie że zajebisty pomysł na książkę?
Olek Achrem i Cichy Pit zamarli z dłońmi w swoich torbach treningowych.
- Znowu się zaczyna?!- jęknął rozdzierająco Dryja. -Chyba nie masz zamiaru go śledzić?
- A po co go śledzić?- zakpił Fabian. - Przecież wiadome, że idzie spotkać się z tym koczkodanem co to zastępuje teraz Jureckiego.
- Czy ja nie wyraziłem się w sposób jasny i przejrzysty, że masz odczepić się od znajomej Rafała i przestać ją obrażać?- Achrem szykował się do zdzielenia młodego Drzyzgi w potylicę.
- Mówiłeś...mówiłeś zapomniałem się!- mruknął wciągając na grzbiet bluzę. - Zapomniałem się!
- To się lepie nie zapominaj Pawianku, bo będę cię obserwował. - Alek powiedziawszy to pokazał dwoma palcami swoje oczy po czym tym samym ruchem wskazał na Drzyzgę.
W przerwie obiadowej Rafał zdecydował się wreszcie chwycić byka za rogi. Jeszcze na klubowym korytarzu chwycił za telefon i wbił upragniony numer. Trzeba trafu, że Julka szła kilkanaście kroków za nim, mając w polu widzenia jego szerokie plecy, gdy poczuła wibrujący w kieszeni bojówek telefon. Tknięta przeczuciem, zamiast zwyczajnie wyjąć aparat z kieszeni zerknęła na niego dyskretnie, po czym wpadła w popłoch.
To był Buszek.
I dzwonił do Wery. Nie mogła przecież odebrać tak między ludźmi!
Rozejrzała się dookoła, namierzyła nieodległy schowek na szczotki i wlazła do niego, ku zdziwieniu Igły, nie rozumiejącego czemu ta sympatyczna okularnica z biura prasowego mości się między mopami i kubełkami.
Ponieważ jednak organizm z całą mocą żądał paliwa, libero nie zastanawiał się za długo nad ekscentrycznymi zachowaniami panny Płanety, za to popędził na obiad.
Zamknięta bezpiecznie w schowku Julia wreszcie nacisnęła przycisk opatrzony wizerunkiem zielonej słuchawki.
- Halo? - rzuciła do słuchawki.
- O cześć! - ciepły głos Buszka zabrzmiał jej w uchu. - Nie wiem czy mnie pamiętasz... Mam na imię Rafał. Rozmawialiśmy w jednej z rzeszowskich restauracji jakiś czas temu.
- Tak? - Julka usiłowała brzmieć chłodno.
- Tak... - Buszu przestraszył się z lekka, że bogini go nie kojarzy. - Miałaś wtedy na sobie czerwoną sukienkę, a ja rumieniłem się jak kretyn.
- Ach to ty! - wykrzyknęła Julia, wspinając się na szczyty swych umiejętności aktorskich. - Teraz sobie przypominam! Bardzo miło się z tobą rozmawiało.
- Mnie też się miło z tobą rozmawiało - ucieszył się Rafał. - Tak sobie myślałem... Czy nie miałabyś kiedyś ochoty na ciąg dalszy?
- Nie wiem kiedy będę w Rzeszowie... - zadumała się Julia fałszywie.
- No tak, rozumiem - Rafał przez chwilę przeklinał własne położenie geograficzne.
- Poczekaj, muszę zajrzeć do kalendarza - oznajmiła Julka z godnością.
Wyjęła z torby swój podręczny kalendarz i zaczęła go przeglądać. Kiedy znowu się odezwała, Rafał uświadomił sobie, że tkwił na bezdechu.
- Może za tydzień? - zaproponowała uprzejmie. - Pasuje ci?
Teraz Buszek pomacał się gwałtownie po kieszeni, szukając własnego notesu.
Kilka minut później, gdy kwestie chronologiczne zostały uzgodnione, a grzeczności i pozdrowienia wymienione, sprawa była jasna. Rafał Buszek był umówiony z Werą na randkę.
No, na spotkanie.
Julka schowała telefon i z godnością wyszła ze schowka, tymczasem Buszek wyskoczył na pułap, jakiego nie powstydziłby się Muserski i wydał indiański okrzyk radości. A że znajdował się właśnie na parkingu, ogłuszył tym sygnałem z paszczy kilku kolegów.
I tak przechodzący obok Pit, spłoszony nagłą erupcją dźwięku, odskoczył jak spłoszony jeleń, wpadając wprost w ramiona Lotmana, Fabian, wsiadający do samochodu, walnął głową w ramę drzwi, a siedzący już w samochodzie Igła wypuścił z ręki kluczyki, które nurknęły niezwłocznie pod fotel.
- No zwariował - orzekł stanowczo Tichacek. - Na łeb mu padło.
- A nie mogło padać ciszej? - zawarczał Igła, wychodząc z pojazdu.
Rozanielony Buszek tymczasem nie tyle wyjechał z parkingu, co odleciał na skrzydłach zakochania.
___________________________________________________________________
Witajcie!
Prosiłyście, prosiłyście i Wasze prośby w końcu zostały wysłuchane. Lądujemy z piątką i nadzieją, że takie obsuwy już więcej nam się nie przydarzą.
Miłego czytania!
Fiolka&Martina ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)