środa, 5 listopada 2014
Rozdział III - "Żyje się chwilą"
Ekipa Resoviaków, złożona z Igły, Busza, Fabiana, Alka i Jochena umówiła się w jednej z elegantszych rzeszowskich knajp (z pięknym widokiem na znany wszystkim pomnik waginy) na małe przyjątko z okazji rozpoczęcia sezonu, oraz celem uczczenia polskiego mistrzostwa świata, gdyż, jak wyjaśnił Igła rozbawionej żonie, czczenia mistrzostwa nigdy nie za wiele.
Umówili się panowie na godzinę siódmą, Fabian jednak zdołał się spóźnić. Jego nowiutki samochód postanowił znienacka zademonstrować problemy z zapłonem i gdy Fabian przekręcił kluczyk, zamiast regularnego pomruku silnika rozległo się przeraźliwe rzężenie.
- Złom - rzekł Drzyzga w przestrzeń. Po czym przekręcił kluczyk jeszcze raz.
Samochód zarzęził jeszcze raz.
- Pieprzony złom - rzekł siatkarz, po czym spojrzał na mankiety swej modnej, czerwonej koszuli. Przecież nie będzie grzebał w trzewiach auta, zestrojony jak stróż na Boże Ciało. - Odpal, kutasino!
Silnik zaskoczył dopiero wtedy, gdy Fabianowi skończyły się wulgaryzmy.
W ten sposób pod knajpą znalazł się kwadrans po siódmej. Zaparkował, średnio prosto, na pierwszym wolnym miejscu, jednym susem pokonał cztery schodki wiodące do restauracji, spojrzał w okno, szukając na sali kolegów i zamarł.
Między stolikami szła absolutna bogini.
Przepiękna blondynka, z włosami do ramion ciemna, nie żadne tlenione pudło, płynęła w stronę okna, za którym stał Fabian, a krótka, choć nie wyzywająca, ciemnoczerwona sukienka falowała wokół jej ud i wdzięcznie opinała najzupełniej boskie krągłości jej ciała.
- Normalnie truskaweczka z bitą śmietaną - mruknął Drzyzga i rzucił się do wejścia. Sam nie wiedział co chce zrobić, paść do czerwonych szpilek, kończących te niebotyczne nogi, rzucić zgrabnym onelinerem dla rozpoczęcia konwersacji, czy też wzorem pewnego kolegi z Bełchatowa wykonać publiczny striptis, jego ogłuszony zjawiskiem mózg podpowiadał mu jednak, że coś zrobić trzeba.
Fabian runął przeto do wejścia, drzwi jednak sprawiły mu niespodziankę, bo ich szklana tafla ani drgnęła. Z głuchym "bonnnnng!" siatkarz rozpłaszczył się na szybie, patrząc z głupią miną na odchodzące już bóstwo, które obejrzało się przez ramię i posłało mu spojrzenie pełne niechęci? Strachu? Politowania? Nie potrafił odszyfrować.
- Te, glonojad, odklej się od tej szyby, bo ci rachunek za czyszczenie zaraz wystawią - pouczył Igła, wystawiając głowę przez drzwi. Zapatrzony w zjawisko Fabian nawet nie zauważył jego nadejścia. - Szkoda, że kamery nie wziąłem, skoro już takie występy dajesz.
- A to nie, ja ten, zamknięte było, znaczy nie trafiłem w otwarte - wytłumaczył mętnie Drzyzga, odlepiwszy się od szkła. - Stary, ale laskę widziałem, nie uwierzysz!
Krzysiek uniósł obie dłonie.
- Z tym nie do mnie, tu znajoma Iwonki pracuje - oznajmił stanowczo, wciągając kolegę do środka. - Zobaczy, że się na jakąś gapię i życia nie będę miał. Chłopakom się pochwal.
- Babeczka z kremem śmietankowym, jak Boga kocham! - mózg Fabiana zafiksował się na metaforach spożywczych.
Tymczasem Julia, ona to była bowiem tą boginią, rozpoznała w rozpłaszczonej na szybie zmazie Fabiana, bez żadnego wysiłku. Co gorsza, w drodze powrotnej z toalety zlokalizowała także stolik, przy którym Igła sadzał właśnie rozanielonego Drzyzgę, a wśród zajmujących rzeczony stolik facetów od pierwszego rzutu oka poznała Rafała Buszka.
I poczuła szaloną ochotę, by do własnego stolika wracać, przekradając się na czworakach pod innymi. Wprawdzie nie mogłaby przy tym udawać, że szuka okularów, bowiem Wera nakazała jej nałożyć szkła kontaktowe, ale przynajmniej nikt by jej nie widział.
- Tu masz menu i kartę win, wybierz coś - rzekła z roztargnieniem Wera, po czym spojrzała na przyjaciółkę. - A coś ty taka czerwona? Stało się coś?
- Tam są siatkarze! - wysyczała konspiracyjnie Julia, zasłaniając się starannie szeroko otwartym spisem dań i napojów, który na szczęście format miał bardzo pokaźny. - Z Resovii!
- No to co z tego? - zdziwiła się Wera. - Przecież nie gryzą chyba? Który to stolik?
Julia wystawiła jeden palec nad kartę dań i wskazała we właściwą stronę. Wera obejrzała się dyskretnie.
- Jeden się na ciebie gapi jak cielę na malowane wrota - oznajmiła. - Taki czarniawy i ma strasznie dużo zębów.
- To Fabian Drzyzga! - zaświszczała Julia zza menu.
- Nie zachowuj się jak psychiczna - pouczyła Wera, zmuszając ją do opuszczenia zasłony. - O, jeden na ciebie spojrzał, ale przystojniak,a niech mnie! Nieśmiały chyba, bo strasznie się rumieni.
Julia łypnęła okiem, w sam czas by zobaczyć, jak Buszek odwraca od niej wzrok, oblewając się pąsem.
- Rafał... - wyrwało jej się.
- A, Rafał - Wera poruszyła znacząco brwiami. - Czekaj, tego małego z okrągłymi oczkami, który właśnie dusi się ze śmiechu, to ja chyba znam. To nie jest Ignaczak? Wywiadu u nas udzielał, razem z tym brodatym i Antigą.
- Tak, to jest Igła - rzekła Julia. - Oni mnie w ogóle nie interesują i nie zamierzam z nimi rozmawiać.
- Ależ zamierzasz, słonko, zamierzasz - odparła pobłażliwie Wera, kiwając na kelnera. - Który tam jest do wzięcia? Pawianek z zębami? Ten słodki Rafałek?
Julia zalała się pąsem nie gorzej niż przed chwilą Buszek.
- Ach - Wera uśmiechnęła się jak sfinks. - Porozmawiasz zatem z panem słodziasznym, już moja w tym głowa. Ale najpierw napijemy się wina. Kelner, butelkę malagi!
- Chyba oszalałaś! - zaprotestowała Julia półgębkiem. - Mam podrywać facetów?!
- No raczej nie zakonnice - odparła Wera. - Co ci właściwie szkodzi? Przecież nie mówię, że powinnaś go zaciągnąć za krawat na zaplecze i tam przelecieć, tylko porozmawiać. Chwila rozmowy z fajnym facetem, to takie straszne?
- On nie ma krawata, a nawet gdyby miał, nigdzie bym go za niego nie wlokła - odparowała Julia, ściszając zaraz głos, bo przy stoliku pojawił się kelner z winem. - Poza tym wybij sobie z głowy.
- Sama mówiłaś, że cię lubi - Wera śledziła z aprobatą wzrost poziomu czerwonego płynu w kieliszku. - W czym problem? Nie mów, że pękasz.
To stwierdzenie działało na Julię od najmłodszych lat jak płachta na byka. W dzieciństwie, zdarzyło jej się po takiej odzywce ze strony rówieśników zjeść żywcem dżdżownicę, przeszła także o północy przez wiejski cmentarz, właśnie po to, by udowodnić kuzynom, że nie pęka. Jako dorosła kobieta zaś skoczyła ze spadochronem, tylko dlatego, że kolega śmiał się z niej, że pęka i nie da rady.
- Ja pękam? - wysyczała teraz do kuzynki. - Ja?!
- Ty - odparła bezczelnie Wera. - Pękasz przed jednym chłopaczkiem z buźką jak z porcelany.
- Po pierwsze Rafał nie jest chłopaczkiem, a po drugie, ja wcale nie pękam, tylko nie chcę! - odparła Julia stanowczo.
- Akurat - prychnęła Wera.
- Składa pani zamówienie? - zapytał kelner.
Julia dźgnęła palcem na oślep w kartę dań.
- To poproszę - rzekła. - Nie denerwuj mnie, nie mam na to ochoty!
- To zamawia pani, czy nie? - zdziwił się kelner.
Julia przez chwilę patrzyła na niego jakby był trzyrękim kosmitą o fioletowej skórze.
- A, znaczy tak, oczywiście, zamawiam - odparła.
- Znaczy się, pękasz - rzekła Wera złośliwie, gdy tylko kelner zniknął z horyzontu.
- Nie! I zaraz ci to udowodnię! - w głosie Julii zadźwięczała stal.
Na udowodnienie Weronice, że nie jest tchórzliwym słabeuszem, Julia musiała poczekać jeszcze dobre pół godziny, bowiem Resoviacy zajęli się konsumpcją zamówionej kolacji.
Popijając malagę postanowiła skupić się na swoim posiłku tak, by nie przegapić ewentualnej okazji do zagadania Rafała. Nie mogła ot tak podejść do całej grupki, musiała poczekać i mieć nadzieję, że Buszek wybierze się na stronę albo na papierosa, chociaż druga opcja wydawała jej się raczej nierealna. Na stronę wyszli już wszyscy oprócz niego, przez co panna Płaneta poczęła niecierpliwie stukać nóżką od kieliszka. Nie uszło to uwagi Weroniki, która uśmiechnęła się przebiegle pod nosem, udając że szuka w karcie deseru.
- I co mam zamawiać drugą rurkę z kremem? - zapytała jadowicie słodko.
Julia zmierzyła ją morderczym wzrokiem.
- Pójdzie ci w boczki i twój boski Aleksy cię rzuci. - odpowiedziała równie złośliwie.
Kuzynka wydała z siebie urwane sapnięcie.
- Aleksy całuje ziemię po której stąpam a ciastko nie pójdzie w boczki tylko w cycki. - odpowiedziała machając na kelnera.
Tymczasem przy stoliku Resoviaków nastąpił przełom, Rafał wstał ze swojego miejsca ruszając w stronę holu. Julia wytargała z minimalistycznej torebki srebrne mini lusterko przeglądając się w nim. Z trudem odczekała kilka minut, gdyż domyśliła się że Buszek poszedł na stronę i głupio będzie przydybać go przy WC- ie. W końcu niespiesznie wstała od stołu zmierzając w tym samym kierunku w którym wcześniej ruszył siatkarz.
Gdy nie była już widoczna ani przez Werę ani przez towarzyszy Rafała, przyśpieszyła kroku lawirując na wysokich obcasach znienawidzonych szpilek. Gdy weszła do holu straciła równowagę, szybko jednak odzyskała pionową pozycję. W tym momencie drzwi od męskiej toalety otworzyły się i wyszedł z niej Rafał, który na widok nieznajomej w czerwieni oblał się pąsem.
Boże... dlaczego akurat w takim momencie na jego twarz wypływa ten pieprzony rumieniec? Całe życie prześladował go zawsze wtedy, gdy kogoś poznawał albo wydarzenie było transmitowane przez telewizję. Jego była żona nazywała go swoim porcelanowym księciuniem. Czy on wyglądał jak księciunio z Gumisiów? Albo porcelanowa figurka?
- Przepraszam która godzina?- zapytało go blondwłose zjawisko, rozsiewając wokół zapach seksownych perfum.
Owy zapach seksowności to Obssesion Night by Kelvin Klein którym Weronika spsikała Julkę przed wyjściem. Perfumy były prezentem urodzinowym i młoda adeptka prawa używała ich bardzo rzadko, bo też nie był to zapach na co dzień.
- Moja ostatnia...- wyrwało się siatkarzowi. - Znaczy się dwudziesta pierwsza trzydzieści siedem. - dodał coraz bardziej speszony.
- Czy pani często tu przychodzi? - rzucił Rafał desperacko, usiłując podtrzymać rozmowę.
Julia spojrzała na widoczne za jego plecami drzwi toalety, zamrugała, po czym uświadomiła sobie, że siatkarz ma raczej na myśli restaurację, a nie przybytek fizjologii. Zaraz potem dotarło do niej, że Rafał odezwał się do niej per "pani", chociaż byli na ty od jakiegoś czasu.
- Bo widzę tu panią pierwszy raz, chociaż jestem od niedawna w Rzeszowie, ale pani chyba też?- ciągnął Buszek, płonąc coraz potężniejszym rumieńcem. - W ogóle przepraszam, nie przedstawiłem się. Mam na imię Rafał.
Nie poznawał jej. Ta myśl tłukła się po czaszce Julii jak nietoperz wśród serpentyn. On jej nie poznawał. Spojrzała na wyciągniętą prawicę siatkarza.
- Wera - palnęła. - Bardzo mi miło.
On jej nie poznał. Cholera. Cholera jasna i psiakrew.
Kiedy oni grzęźli w słowach, próbując uciąć niezobowiązującą pogawędkę, przy stoliku siatkarzy krzyżowały się dowcipy i cięte riposty. Poziom wina w butelce opadł niemal do zera, poziom humoru proporcjonalnie wzrósł, wspominano mistrzostwa, sypały się anegdotki z życia reprezentacji, nie tylko polskiej, ale i niemieckiej, ściśle z Polakami przecież skumplowanej.
Panowie dochodzili do siebie po salwie homeryckiego śmiechu, wywołanej kolejną opowieścią niezawodnego Igły, gdy ktoś wreszcie odnotował nieobecność Rafała.
Tym kimś był Jochen, rżący tak, że aż pokładał się na boki, opierając się o puste krzesło obok. Ogarnął wzrokiem puste siedzenie, uspokoił oddech, otarł załzawione oczy i zapytał.
- A gdzie Bush?
- W kibelku chyba - Alek wzruszył ramionami.
- No ale poszedł i nie wraca! - stwierdził Jochen.
- Zatrzasnął się w kabinie? - zapytał złośliwie Fabian.
- Albo flirtuje z tą boginią, przez którą wlazłeś w szybę - subtelnie przyciął Igła.
- E, na pewno nie, przecież to ofiara - zaśmiał się nieszczerze Drzyzga. - Nie wystartowałby do niej, speniałby!
- No nie wiem - Alek pomachał kieliszkiem, po czym wskazal brodą stolik, przy którym samotna Wera sączyła kawę. - Tej dziewczyny też nie ma.
- Ale że z Busza taki amant? - zdziwił się Jochen.
- Stulcie dzioby, idą - syknął czujny Krzysztof.
Istotnie, zza rogu wyłoniła się najpierw Julia, z twarzą w kolorze sukienki, a zaraz za nią Rafał, czerwony niczym dojrzały pomidor.
- No no, nie poznaję kolegi - zamruczał dyskretnie Igła. - Czyżby nastąpił podryw?
Buszek nie zaczerwienił się tylko dlatego, że już był czerwony do granic możliwości.
- Żaden podryw, tylko pogadaliśmy chwilę - odparł.
- I od tego gadania się rumienisz jak prawiczek w noc poślubną? - zapytał złośliwie Fabian.
Przez chwilę Rafał był rozdarty między chęcią walnięcia Drzyzgi w ucho, a potrzebą zakrycia twarzy serwetką.
- Taką mam urodę - odparł w końcu. - Masz jakiś problem?
- Ja? Żadnego! - zarżał Fabian. - To ty chyba masz, z podrywaniem lasek.
- Podrywać to mogę sztangi na siłce - odciął się Buszek. - A laski nie potrzebuję, mam zdrowe nogi.
- Oj, nie udawaj debila - rzekł Drzyzga. - Wiesz o co mi chodzi.
- Wiem - odparł zimno Rafał. - I nie mam z tym problemu.
- Dobra, dobra, ja ci pokażę jak działa mistrz - powiedział Fabian chełpliwie.
Okazja nadarzyła się gdy zarówno panie, jak i siatkarze, opuścili lokal. Fabian przystąpił do szturmu na parkingu, przecinając drogę Julii, zmierzającej do samochodu kuzynki.
- Piękna noc, prawda? - zagaił. - I całkiem gorąca, zwłaszcza w towarzystwie takiej laski jak ty.
Julia przypomniała sobie szyderę w jego spojrzeniu, wtedy w klubie, gdy wcale nie wyglądała jak "taka laska".
- Taka laska - ciągnął Fabian. - nie powinna chodzić po mieście sama. Tylko z prawdziwym mężczyzną.
Siatkarze za jego plecami zaprezentowali reakcje zróżnicowane. Alek tłumił chichot, Jochen kręcił głową z niesmakiem, Rafał patrzył na Julię przepraszająco, a Igła wykonał klasycznego facepalma.
Julia spojrzała na Fabiana, z góry, mimo, że był od niej o wiele wyższy, i do tego lodowato.
- Nie widzę tu prawdziwego mężczyzny - odparła, głosem, który mógłby zamrozić na kamień połowę Podkarpacia. - Bo przecież nie uznam za takiego pętaka, kóry podrywa kobiety na czerstwe teksty.
Drzyzdze nieco zrzedła mina.
- Ja tylko chciałem pomóc, bo to wie pani w mieście nocą, niebezpiecznie... - zatoczył ręką dookoła.
Julia obrzuciła spojrzeniem prawie zupełnie pustą ulicę.
- Zakuty łeb to pan ma - odparła cierpko. - Ale innych kwalifikacji na rycerza brak. Dobranoc panu.
To rzekłszy odwróciła się i pomaszerowała do samochodu.
- Przepraszam za tego półgłówka - rzekł Buszek, doganiając ją. - Koniecznie się uparł pokazać mi jak wygląda podryw. Powinienem był go powstrzymać.
- Nie szkodzi - odparła Julia. Zatrzymała się i spojrzała w jego jeżynowe oczy. - Mnie nic się nie stało, a pan za niego nie odpowiada.
- Zobaczymy się jeszcze? - wyrwało się Rafałowi.
- Może kiedyś... - odparła, wsiadając do samochodu.
Kiedy samochód obu pań jął znikać w mrocznej dali ulicy, Alek podszedł do Fabiana, wciąż stojącego jak słup, z niedomkniętymi ustami.
- No dobra, mistrzu podrywu, błysnąłeś nam skilem, a teraz czas do domu - rzekł i klepnął go w ramię.
- Jak ona... Co ona...? - jęknął Fabian.
- Samo życie, młody - mruknął sentencjonalnie Igła.
________________________________________________________________
Witajcie!
Szybko, bo ja(Fiolka) korzystam z komputera młodszego brata.
Długo nas tutaj jak i na Pełni Grzechu nie było za co przepraszamy, gdyż w dużej mierze nie zależało to od nas.
Mój komputer przechodzi ciężkie chwile i chwilowo nie jestem w stanie pisać tak często jak niektórzy by chcieli. Jeśli ktoś czuje się zawiedziony/obrażony to wiedzcie, że bardzo mi przykro ale napaści w stylu: "Weźcie sobie kogoś do pomocy jak nie ogarniacie" nie będę komentować. To nasz blog i my ustalamy reguły oraz częstotliwość rozdziałów. Gdy zaczynałyśmy Julkę nie wiedziałam, że będę cały czas naprawiała mojego laptopa.
Mimo wszystko życzymy miłego czytania
Fiolka&Martina :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)